piątek, 3 października 1980

Koniec koniec koniec

Jako niespełna 13-latek pierwszy raz zawitałem do Krakowa. Na kolonie letnie. A że „na koloniach życie płynie jak łysemu po łysinie”, to i w konsekwencji pojawiła się pasja literacka (rymy oczywiście na początku poszły precz, bo to przecież dla ramoli).

Kraków, lipiec 1980 roku. Potem już nic nie było takie samo...

Pasja eksplodowała jesienią 1980 roku, a partnerował mi w niej przyjaciel ze szkolnej ławy Mariusz Bitner. Mariusz po latach zamienił literaturę na fotografię, próbował nawet swoich sił w Paryżu, ale po powrocie z Francji zginął w wypadku w 1995 roku...

Mariusz w czasach paryskich...

Mój pierwszy wiersz to katastrofistyczna dekadencja, jak przystało na jesień 1980 roku (upadek Edwarda Gierka to było wstrząsające przeżycie dla dziecka dekady propagandy sukcesu):

„Delta”
koniec koniec koniec
za dużo za ciężko
ciała przyrastają
koniec koniec koniec
***
początek początek początek

Gorzyce, 3.10.1980

A więc jednak jakaś iskierka nadziei się tliła... Tytułową „Deltę” można odczytać na trzy sposoby:
1. po pierwsze był to świeżo poznany symbol, który w fizyce oznacza przyrost (pozdrowienia dla Pana Ignacego Gilewskiego od fizyki)
2. „Delta” to kultowa mordownia w Gorzycach pod Sandomierzem, gdzie rzecz się działa (czyli mieszkałem)

3. no i żyliśmy przecież w delcie czyli u zbiegu Wisły, Sanu i Łęgu.

Refleksja dodatkowa:
Punkowy Dezerter na swojej pierwszej próbie wiosną 1981 roku zagrał utwór „Elektryczne psy” (można usłyszeć to na płycie z 1993 roku „Jak powstrzymałem III wojnę światową, czyli nieznana historia Dezertera”). Podaję cały tekst utworu:

Zniszczcie elektryczne psy
Wydłubcie im oczy
Zlikwidujcie głupie sny
Kiedy to się skończy?
Elektryczne, elektryczne psy
Nie wiem co mi jest
Nie mam pomysłów
Nawet elektrycznych psów nie ma
Nie ma nic, jest syf


Powiedzmy sobie szczerze, wyprzedziłem Dezertera o pół roku :)

Kącik rękopisów:

Horacy Pisaty - na YT
Horacy Pisaty - lista moich piosenek

niedziela, 24 sierpnia 1980

Mniejsze zło

Tadeusz Kościuszki wielkim bohaterem był i pozostanie, chociaż przecież złożył przysięgę wierności carowi Pawłowi I. A nawet się z nim zaprzyjaźnił. Paweł I miał słabość do Polski, bo uważał, że jest synem Stanisława Augusta Poniatowskiego. Dowodów na to ojcostwo jednak nie ma. Co więcej, są teorie mówiące, że nawet matka imperatora jest niepewna. Oficjalnie jest nią oczywiście Katarzyna II Wielka, ale podobno przyszłej carycy urodziła się córka, a nie syn, więc panująca wówczas caryca Elżbieta podmieniła dziecko. Historia jak z „Dynastii”...

Carów zostawmy na boku, bo dzisiejsza historia bardziej z Cesarstwem Austriackim jest związana. 25 października 1823 roku zakończono budowę Kopca Kościuszki w Krakowie.

(Zdjęcia prawie jak z epoki. Zrobiłem je w lipcu 1980 roku aparatem Ami 66.)

Kopiec oddano prawie dokładnie sześć lat po śmierci Naczelnika, który zmarł 15 października 1817 roku w szwajcarskiej Solurze. Trzy lata trwały w Krakowie, który cieszył się w latach 1815-1846 statusem Wolnego Miasta i zarazem był stolicą Rzeczypospolitej Krakowskiej, dyskusje jak uczcić Tadeusza Kościuszkę. Stanęło na budowie kopca, który miał dołączyć do innych krakowskich sztucznych wzgórz – Kraka i Wandy. Uchwałę w tej sprawie podjął 19 lipca 1820 roku Senat Rządzący Wolnego Miasta Krakowa.


Budowę rozpoczęto 16 października 1820 roku, dzień po trzeciej rocznicy śmierci Kościuszki. Zaczęło się uroczyście – rankiem wystrzeliły armaty, cały dzień orkiestra wojskowa grała patriotyczne pieśni. W uroczystości brał udział m.in. słynny duński rzeźbiarz Bertel Thorvaldsen, którego poznaliśmy już przy okazji mazurskiej piramidy.


Przez trzy lata ze wszystkich polskich ziem przyjeżdżali ludzie, by podsypać trochę ziemi... W chwili ukończenia kopiec miał na dole średnicę 80 metrów, na górze 8,5 metra, a jego wysokość wynosiła ponad 34 metry.


Kopiec stanął na 333-metrowej górze Sikornik znajdującej się w Paśmie Sowińca. Od półtora wieku góra nazywana jest przez krakowian Wzgórzem Św. Bronisławy. Co ciekawe, norbertanka Bronisława (1200-1259) nie jest świętą, a błogosławioną. U stóp kopca stoi kaplica bł. Bronisławy. W 1702 roku, gdy o Kościuszce nikt oczywiście jeszcze nie słyszał, a Rzeczpospolita jeszcze jako tako się trzymała, wystawiła ją Zofia Urbańska, ówczesna przełożona krakowskich norbertanek (czyli ksienia, żeński odpowiednik opata).
W 1854 roku, gdy autonomia Krakowa była już historią, Austriacy zburzyli kaplicę w czasie budowy fortyfikacji wokół Kopca Kościuszki. Ale że zaborca był to najmniej represyjny, w dwa lata później wyłożył kasę na odbudowę kaplicy. Wybudował ją architekt Feliks Księżarski w stylu neogotyckim. Odbudowę zakończono w 1861 roku.


A Kościuszko? Czy opuszczając 26 listopada 1796 roku, po złożeniu wiernopoddańczego hołdu carowi Pawłowi I, Pałac Marmurowy w Petersburgu wybrał mniejsze zło? Ułożył się przecież z zaborcą, synem tej, która ostatecznie pogrzebała naszą niepodległość.
Czy dobrze wykorzystał 21 lat życia, jakie dał mu los po uwolnieniu? Na minus trzeba Kościuszce policzyć niejednoznaczną postawę wobec tworzonych we Włoszech Legionów Polskich. Nie wsparł również Napoleona już jako cesarza, gdy w 1812 roku ruszył na Rosję. Wprawdzie już w 1798 roku napisał do swego serdecznego przyjaciela cara Pawła I list, w którym oskarżył jego ministrów o wymuszenie na nim hołdu, ale przecież był też w dobrych stosunkach z jego następcą Aleksandrem I. Jakże więc mógłby zachęcać rodaków do pójścia z Napoleonem przeciwko Aleksandrowi? To wszystko dywagacje, ale taka jest siła rosyjskiej lojalki...
A plusy? Przyczynił się do powołania na Kongresie Wiedeńskim Królestwa Polskiego, oczywiście pod berłem Aleksandra I. Już w 1814 roku pisał o tym do niego, a w 1815 roku odwiedził go osobiście w Wiedniu podczas Kongresu. Skromna to była namiastka państwowości, ale była. Może po prostu po Maciejowicach i dwuletnim carskim więzieniu Kościuszko był realistą?

niedziela, 10 sierpnia 1980

Co było dobrego w peerelu?

Polska, koniec lat siedemdziesiątych. Brudny, przepocony korytarz w jakiejś krakowskiej szkole. Dziewczęta tańczą ze sobą. Podnieceni, ale onieśmieleni chłopcy zakładają koce na okna, bo w sierpniu o godzinie 20. jest jeszcze widno. W kieszeniach nic nie mają, co najwyżej miętowe dropsy... Jak to na koloniach.

Co na tych krakowskich koloniach w sierpniu 1980 roku? Wiadomo, dyskoteki. Co na dyskotekach? Wiadomo, Boney M. Z perspektywy czasu patrząc – całkiem przyjemna muzyka taneczna.
Sierpień 1980 roku to ostatnie dni ekipy Gierka, która dawała nam wówczas chleb i igrzyska. Za pożyczone franki, ale przecież żyje się tylko raz. No i życie było piękne... Co było dobrego w peerelu? – zapytał ktoś ostatnio, oczekując od ludzi wyrafinowanych odpowiedzi polityczno-ekonomicznych. A odpowiedź jest prosta – byliśmy o 20, 30, 40 lat młodsi. To i tylko to było dobre w peerelu.
Ciekawe, o ile wzrosło zadłużenie Polski w wyniku zaproszenia Boney M na festiwal sopocki w 1979 roku. Oglądajcie, przecież ciągle to spłacacie.


Boney M, jak Boney M, ale Irena Dziedzic i jej futro (to było chwilę wcześniej, pamiętam). Zapowiadała, jak gdyby na scenę mieli wejść Krzysztof Penderecki z Johnem Lennonem.

Tego fragmentu nie mogę sobie darować:

By the rivers of Babylon
Where we sat down
And there we wept
When we remembered Zion


A teraz fragment z Księgi Psalmów (Ps 137, 1):

Nad rzekami Babilonu -
tam myśmy siedzieli i płakali,
kiedyśmy wspominali Syjon.


A na koniec widok z okna tej krakowskiej szkoły, gdzie królowało Boney M. Okno jeszcze przed zasłonięciem kocem.

Kącik okładkowy, czyli miałem taką kasetę (szkoda, że nie wtedy, byłbym bogiem):