niedziela, 23 stycznia 1994

Darowali mu życie

Zgromadzeni licznie fani grupy IRA niecierpliwie oczekiwali na pojawienie się członków zespołu, który miał przybyć w samo południe do hali „Startu” na konferencję prasową. W tym czasie organizatorzy chcieli najpierw posadzić IRĘ na podwyższeniu, następnie przestawili krzesła na środek sali, ostatecznie zaś uznali, że najlepiej będzie pod ścianą.

Już kilkanaście minut po godz. 12.00 pojawiło się w „Starcie” dwóch członków zespołu. Przeprosili za spóźnienie, tłumacząc się tym, że przyjechali do Olsztyna o 2.00 w nocy. - Reszta zespołu ma kłopoty ze wstaniem, ale zaraz będzie - obiecał Kuba Płucisz.
Nieśmiali początkowo fani ruszyli ochoczo po autografy, które muzycy składali im na koszulkach i plakatach. Wielu miłośników zespołu przyniosło do podpisania kasety i płyty kompaktowe. W ruch poszły aparaty fotograficzne. Podniecone wielbicielki Kuby korzystały z niepowtarzalnej okazji przytulenia się do swego idola, który zdawał się być tym całym zamieszaniem bardzo onieśmielony.
Pojawienie się po kilkunastu minutach reszty członków IRY spowodowało jeszcze większy entuzjazm. Największym powodzeniem cieszył się Artur Gadowski, wokalista zespołu.
Kiedy już muzycy IRY zapisali swymi autografami wszystko, co się do tego nadawało, zarządzono konferencję prasową. Kilkudziesięciu fanów usiadło grzecznie wokół stolika, przy którym cała piątka oczekiwała na pytania. - Tylko nie pytajcie nas jak powstała nazwa IRA - poprosił jeden z członków zespołu.
- Czy to wasz ostatni koncert? - zapytał jeden z fanów. - Nie kończymy grać, rozrzedzamy tylko działalność koncertową, żeby móc spokojnie nagrać płytę - odpowiedział Kuba Płucisz.
Fani pytali również o wspólną płytę IRY i Proletaryatu („Będzie” - potwierdzili muzycy), o koncert dla Patrycji („Tego nie trzeba wyjaśniać” - odpowiedział Kuba).
Na spotkaniu z zespołem sporo było osób spoza Olsztyna, które przyjechały dużo wcześniej, żeby nie tylko zobaczyć koncert, ale i porozmawiać z muzykami. Jedna z dziewczyn powiedziała, że Kuba jest przystojniejszy w rzeczywistości niż na zdjęciach. - Podobny do Lennona - stwierdziła. Drugiej fance Artur, wokalista, wydał się grubszy, niż w telewizji.
Amerykańskie granie w hali „Startu” trwało prawie trzy godziny. Udany koncert trzech (zamiast zapowiadanych dwóch) zespołów obejrzał około tysiąc widzów. Fani rocka wynieśli z koncertu niezapomniane wrażenia, zaś konto „Liver” wzbogaciło się o kolejne cenne złotówki mające uratować życie chorej Patrycji Piekarskiej z Korsz.
Takich tłumów nie widziano na koncercie rockowym w Olsztynie dawno. Kilkuset miłośników IRY czekało cierpliwie już na ponad godzinę przed koncertem, mimo siąpiącego deszczu, na otwarcie hali „Startu”, żeby zająć dogodne pozycje przed sceną. Ścisk i tłok niemożliwy do opisania, ale chyba się opłaciło. Atmosferę oczekiwania podgrzewały dodatkowo dobiegające z sali dźwięki próby. O 16.30 otworzono drzwi, bramkarze w ciągu kilkunastu minut sprawdzili, wpuścili i obdarowali chorągiewkami jednego ze sponsorów cały kilkusetosobowy tłum.

Gdzie jest Medium?
Pierwszy rzut oka na scenę mógł zaniepokoić fanów Medium. Zamiast olsztyńskiej grupy przygotowywał się do występu jakiś nieznany zupełnie zespół. Czyżby nieoczekiwana zmiana?
Wszystko wyjaśnia się już po kilkunastu minutach, gdy na estradzie pojawia się Konjo, znany prezenter gdańskiego programu telewizyjnego „Lalamido czyli porykiwania szarpidrutów”. W krótkich i zabawnych słowach przedstawia ideę koncertu oraz mające zagrać zespoły: - Magic Horse z Poznania!, - Uu! - odpowiada radośnie tłum, - Medium z Olsztyna! - Uuuu! - entuzjazm widzów wzrasta, - IRA!!!, - Uuuuuu!!! - owacja sięga zenitu.
Na początek gra więc poznańska grupa Magic Horse. Zespół zaprezentował muzykę zbliżoną stylistycznie do dokonań Medium i IRY, choć może nie jest jeszcze tak sprawny warsztatowo. Nie przeszkadzało to jednak publiczności, która doskonale bawiła się przy trzech pierwszych czadowych kawałkach. Dwa kolejne, i ostatnie, utwory były pierwszą tego wieczora okazją do przytulania się, spokojnego falowania i unoszenia w górę płonących zapalniczek.
Rap o dziesięciu bałwankach
Ultraszalona zapowiedź Konja przywiodła na scenę kolejny zespół, olsztyńskie Medium. Zaczęli niezłą, oryginalnie opracowaną wersją starego przeboju The Kinks „You Really Got Me”. Medium cieszy się już w Olsztynie zasłużoną sławą. Fani dopisali i zjawili się w „Starcie” ze stosownym transparentem: „Medium - król rocka”. No, królami to może oni jeszcze nie są, ale koncert mógł się podobać. W jego repertuarze znalazło się kilka zarówno ostrych, jak i spokojnych kawałków. Wśród nich chyba już przeboje (?) Medium: „Don’t Stop Desire” oraz „Mamo, czy będziesz mnie kochać?”. Uwagę zwrócił też rapowy utwór o dziesięciu... bałwankach. Na bis chłopcy z Medium zagrali swój największy przebój „Playboy”.

„Wiara”, „Nadzieja” i IRA
Konjo dosłownie oszalał w trakcie zapowiadania występu głównej atrakcji wieczoru - radomskiego zespołu IRA. Podobnie oszalał rozgrzany do czerwoności przez dwa poprzednie zespoły tłum. Las rąk w górze i radosne pogo witały wchodzących na scenę kolejnych muzyków IRY. Zaczęli od instrumentalnego „1993” z swej ostatniej studyjnej płyty, aby szybko przejść do przeboju, który przyniósł im tak ogromną popularność, czyli „Mój dom”. Ten, jak i wszystkie właściwie utwory, publiczność śpiewała razem z Arturem Gadowskim, który mógł pozwolić sobie na częste odwracanie mikrofonu w stronę widowni.
Drugim coverem dzisiejszego wieczoru był „Oni zaraz przyjdą tu”, utwór z wczesnego repertuaru Tadeusza Nalepy. Gra to też ostatnio gdańska grupa IMTM, ale IRA robi to chyba z większym wdziękiem.
Kolejne utwory to już same hity: „Zew krwi”, „Ja płonę”, „Deszcz”. W czasie kawałka „Sex” zaczyna fruwać w powietrzu garderoba, zaś roznamiętniona młodzież skanduje: „Seks jest tym, co ja chciałbym ci maleńka dać, seks to zmysłów czar w rytmie naszych ciał!”. Muzycy nie mogą wyjść z podziwu, gdy wszyscy zgodnie intonują pierwsze słowa „Nadziei”. „Come Together”, beatlesowski przebój ze wspaniałej płyty „Abbey Road” Artur „Gadzia” dedukuje obecnemu na sali Peterowi, wokaliście olsztyńskiego Vadera, oraz jego córce. Potem jeszcze „Bierz mnie” oraz dedykowana najważniejszej osobie niedzielnego koncertu, Patrycji, „Wiara” i... koniec występu IRY.
Konjo nie daje jednak za wygraną i wraz z nim tysięczny tłum skanduje „IRA, IRA!”, co przynosi oczywiście oczekiwany skutek w postaci bisu. Wracamy zatem do początku koncertu utworem „Mój dom”, zaś na koniec „Hey Joe”, pierwszy przebój Jimiego Hendriksa. W czasie „Hey Joe” „Gadzia” rzuca się ze sceny w falujący tłum, po którym płynie beztrosko przez kilkadziesiąt sekund. Po powrocie na scenę ściąga i rzuca publiczności swoją czerwono-czarną koszulkę, pewnie z wdzięczności, że fani darowali mu życie.

Kącik okładkowy, czyli miałem taką kasetę:

A nawet taką (koncertową wolałem z powodu paru smaczków repertuarowych):

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz