czwartek, 31 grudnia 2009

Moja lista przebojów 2009 roku

Na miejscu 10.:
Zachodzę na zachód


Sformułowanie „Cudze chwalicie, swego nie znacie” jest mi obce ideologicznie, bo na kilometr zalatuje nacjonalizmem. Ale żeby mieć skalę porównawczą, nie zaniedbuję krajowych peregrynacji. W tym roku padło na Zachodniopomorskie. Wioski pokontrolne przedstawiam na bieżąco.
Dlaczego nie na skale? Bo buda ważniejsza
Odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne
Albo czytanie, albo praca

Na miejscu 9.:
Folguj szczątkom swej młodości


Ostatni raz spędziłem tyle czasu na Olsztyńskich Nocach Bluesowych w 1994 roku. W tym roku zaaplikowałem sobie potężną dawkę bluesa. Na szczęście blues już dawno nie ma nic wspólnego ze smutkiem, bo chyba cały Olsztyn miałby doła. Tzn. miałby jeszcze większego...
A zobaczenie na żywo Livin' Blues (niechby i dziś pod nazwą Livin' Blues Xperience) to przeżycie porównywalne z pozycją 5.
Folguj szczątkom swej młodości

Na miejscu 8.:
Czasami czuję w głowie szmer
I gdy czuję ten szmer, zasiadam do tłumaczenia. Podbudowany tegorocznym 120-godzinnym kursem języka angielskiego zmierzyłem się z dwiema piosenkami.
Prawdziwy sukces odtrąbię, gdy zacznę tłumaczyć w drugą stronę...
Jestem z Wenus
By mi zawsze dobrze szło

Na miejscu 7.:
(Nie) mieszajmy myślowo dwóch różnych systemów walutowych


Dwa w jednym – Indie i Hiszpania. W lipcu Indie były dla mnie wspomnieniem, a Hiszpania nieodległym zamierzeniem. Jeden z najciekawszych koncertów, jakie w życiu widziałem.
(Nie) mieszajmy myślowo dwóch różnych systemów walutowych

Na miejscu 6.:
Nim przyjdzie wspomnienie

Jeden wieczór, dwa koncerty, kilkunastu wykonawców, ponad 30 piosenek mojego ulubionego Czesława Niemena. Nie wszystkie podmioty wykonawcze mnie powaliły na kolana, ale szanuję nawet tych, których nie lubię. Czesław N. byłby ze mnie dumny...
Nim przyjdzie wspomnienie

Na miejscu 5.:
Trójkącik na Targu Rybnym, czyli ptaszek w klatce

Byłem na koncertach Boba Dylana, Carlosa Santany, Rolling Stonesów, Erica Burdona, King Crimson, ale to wszystko nie w tym roku oczywiście i gdzieżby tam w Olsztynie. Tegoroczny koncert Budgie w naszym mieście to jak jaskółka czy inny ptaszek :) Będzie wiosna?
Ptaszek w klatce

Na miejscu 4.:
Tour de Bohemia


Szósty z kolei wrześniowy urlop. W tym roku Tour de Bohemia. Czyli po prostu kilkanaście czeskich miasteczek. A w każdym mieście powiatowym zamek jak pół Wawelu. Zazdraszczam.
Czeska branka nurzana w Beneluksie
Niech moc będzie z nami
Czy to zakaźne

Na miejscu 3.:
Nie jadę do Oviedo


To prawda, nie byłem w Oviedo (a chętnie bym pojechał...). Ale i bez Oviedo Hiszpania jest ciekawa. Pod warunkiem, że nie jedzie się na plażę...
Nie jadę do Oviedo czyli odcinek nie dla dzieci
Gorączka hiszpańskiej nocy
Okno z widokiem na historię
Pedro spuścił nieco z tonu
Most po byku

Na miejscu 2.:
Ostrzegałem. Będę śpiewał...Różne rzeczy się w życiu robiło, ale jeszcze nie śpiewałem aż tak bardzo publicznie. Specjalnie stanąłem w tym samym miejscu, gdzie 10 lat wcześniej siedział Jacek Kaczmarski :)
Ostrzegałem, będę śpiewał

Na miejscu 1.:
Wydelegowany Muchomorek

W czerwcu po raz pierwszy zostałem wybrany delegatem na Zjazd ZHP, a w grudniu uczestniczyłem w tym najważniejszym spotkaniu naszej organizacji. Mało tego, zostałem członkiem Rady Naczelnej. To dla mnie największe tegoroczne zaskoczenie...
Wydelegowany Muchomorek
Zjeżdżam
Ciągle zjeżdżam i zjechać nie mogę
Zjeżdżania dzień przedostatni
Zjechałem
Druh z Białorusi

Dla przypomnienia:
Moja lista przebojów 2008 roku

czwartek, 24 grudnia 2009

Poezja liczb

Indyjski urzędnik spisujący na granicy nepalskiej dane z mojego paszportu zaśmiał się serdecznie, gdy zobaczył, że urodziłem się 24 grudnia. – Zupełnie jak mój kolega, on jest taki śmieszny... – ucieszył się. Sytuacja na przejściu i tak była napięta, więc nie podjąłem się tłumaczenia, że data ta ma w dalekiej Polsce wielkie znaczenie nie z powodu urodzin kolegi pana oficera granicznego.

Jak to jest urodzić się w wigilię? Z merkantylnego punktu widzenia średnio, nie opłaca się. Ale nie samymi prezentami człowiek żyje. Polubiłem swoją datę urodzin, gdy jakieś 30 lat temu odkryłem, że to było dokładnie trzynaście do kwadratu lat po Adamie Mickiewiczu.
Kilka lat temu zadręczałem zagadką na temat daty moich urodzin kandydatów do pracy w zawodzie dziennikarza (już jej nie zadam, spalona). Mając do dyspozycji komputer z Internetem i powyższą informację mieli podać datę moich urodzin. Wszystkowiedzący absolwenci filologii polskiej z „biegłą znajomością obsługi komputera i Internetu” padali jak muchy na tej średnio trudnej i średnio śmiesznej zagadce. Ej tam, na uczelniach, nauczajta jakoś...

Jako niespełna trzynastolatek pod krakowskim pomnikiem Mickiewicza.


Dużo starszy w wileńskiej celi, gdzie umiera Gustaw i rodzi się Konrad. Tej sali już nie ma...

niedziela, 20 grudnia 2009

Potrójna czujność

Pierwsza wigilia w pracy, druga w harcerstwie, trzecia w domu. Tak jest od lat. A ja dopiero dziś sobie uświadomiłem, że wigilia to bardzo harcerski zwyczaj. Bo przecież vigilare to czuwanie, a vigilantia to czujność.



A więc dziś moja druga w tym roku wigilia. I jak co roku druga z Rafałem. Trzecią sobie darujemy, spędzimy oddzielnie :)


Paszczak, nasz młody instruktor. Ile jeszcze razy się spotkamy na wigilii instruktorskiej? Chciałoby się, żeby nie był kolejnym, którego pewnego roku zabraknie.


Tak jak od lat nie brakuje nam Druha Lecha Dobradina. Działa z nami już 60 lat. Tyle, ile istnieje hufiec „Rodło”.


Na filmie udowadniamy, że umiemy śpiewać.

sobota, 19 grudnia 2009

Jak nie w Olsztynie

Okazało się, że olsztyńskie Stare Miasto może być ładne. Dziś przedostatni dzień I Warmińskiego Jarmarku Świątecznego. Miło mi, że stoją za tym między innymi dwie moje firmy, czyli „Gazeta Olsztyńska” i Hufiec ZHP „Rodło”.



Jarmark jest warmiński i klasycznie polski zarazem. Obrazki jak z Dudy-Gracza. Weźmy takie lodowisko. Puste. Nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy potęgą w sportach zimowych.


Karuzela? Niech się Polak mały od dziecka uczy, że niezależnie od tego jaką odległość pokona i z jaką prędkością będzie gnał przed siebie, to i tak wróci w to samo miejsce. Coś na kształt oberka lub zgoła chocholego tańca...


Bez świętych w Polsce nic się nie uda.


Z muzyki najładniej wychodzą nam kolędy. Zwłaszcza jak ktoś je za nas zaśpiewa, na przykład chór Bel Canto.


To wszystko układa się w sielski obraz. Oby do lata.

niedziela, 6 grudnia 2009

Druh z Białorusi

Jeszcze jedna refleksja pozjazdowa... 

Na Zjeździe ZHP rozmawiałem przez kilka minut z przedstawicielem harcerzy żyjących na Białorusi. Pomyliłem się i przez kilka minut rozmowy sądziłem, że druh jest jest z Litwy. Dziwiłem się, gdy opowiadał o swoich kłopotach, które są dla nas nie do pojęcia... Dopiero, gdy uświadomiłem sobie swoją pomyłkę, zrozumiałem wszystko. Zrobiło mi się i głupio, i smutno.

Narzekacie na Polskę? Narzekacie na Unię? Spotkajcie się z druhem z Białorusi...

Zjechałem

No i zakończył się XXXVI Zjazd ZHP. Wczoraj wieczorem zostałem członkiem Rady Naczelnej. Jedna z większych niespodzianek tego roku...

A dzisiejszy ranek zaczął się oczywiście od wizyty Mikołaja.
A potem jednak udało się dokonać zmiany w Statucie. I to był prawdziwy upominek mikołajkowy...

sobota, 5 grudnia 2009

Zjeżdżania dzień przedostatni

A dziś głosowaliśmy nad statutem. Nie przeszedł...


Tylko złośliwi twierdzą, że nowy statut nie uzyskał wymaganych 2/3 głosów delegatów, bo właśnie na sali obrad zjawił się kolejny gość Zjazdu, Przemysław Gosiewski. Nie łączyłbym tych dwóch wydarzeń w jakiś logiczny ciąg...


Po południu wybory władz. Najpierw przewodniczącego ZHP. Jednym z dwóch kandydatów był hm. Jan Orgelbrand...


... który przedstawił całkiem przekonującą argumentację. Zagłosowała na niego prawie połowa delegatów.


Wybory wygrał jednak dotychczasowy przewodniczący.


Naczelnik również się nie zmienił. Kontrkandydata zresztą nie było.


A na deser wybory do Rady Naczelnej. Zostałem członkiem Rady Naczelnej. Z naszej chorągwi wspólnie z phm. Łukaszem Palczewskim z Braniewa.

piątek, 4 grudnia 2009

Ciągle zjeżdżam i zjechać nie mogę

Kolejny dzień na Zjeździe ZHP. Dwa słowa: ruch i organizacja. Dziś walczymy o organizację. Ważne, by nie zapomnieć o ruchu.


Oficjalne otwarcie. Przemawia hm. Małgorzata Sinica, ustępująca naczelniczka ZHP.


Wśród wielu gości Zjazdu był kardynał Józef Glemp.


Wspólne zdjęcie naczelników ZHP. Obecnie prawie wszyscy z ostatnich 40 lat.


Hm. Adam Czetwertyński z Biura Prasowego Zjazdu konsultuje coś z hm. Krzysztofem Paterą z Prezydium Zjazdu.


Demokratyczna weryfikacja władzy przychylna dla Głównej Kwatery...


... i nieprzychylna dla Centralnej Komisji Rewizyjnej. Pojechali za mocno?


Było o czym dyskutować w kuluarach.

czwartek, 3 grudnia 2009

Zjeżdżam

Kolejny harcerski zjazd wyborczy. W sobotę wybieraliśmy komendantkę hufca, a dziś jestem w Warszawie, gdzie zaczął się XXXVI Zjazd ZHP. Mój pierwszy Zjazd ZHP. Jest tak, jak myślałem, ale nie mówmy o trudnych tematach :) Więc dziś tylko trzy fotki zjazdowe.


Liczba laptopów na zjeździe zbliżyła się do kworum.


Gdyby ktoś nie pamiętał gdzie jest...


I gdyby ktoś nie pamiętał z jakiej jest chorągwi...


Czuwaj!

poniedziałek, 30 listopada 2009

Zbanalizowana symbolika wiecznie żywa

O czym marzył 30 lat temu nastolatek na podkarpackiej prowincji? O tym, żeby zobaczyć, usłyszeć, dotknąć płytę „The Wall”. O posiadaniu nawet nie marzył. Dziś, gdy można ją mieć w dowolnych ilościach i w dowolnej postaci, nadal smakuje, choć inaczej.

Przez lata jej odbiór zresztą się zmieniał. W pierwszych latach po ukazaniu się tej płyty (dziś 30. rocznica) była czymś mitycznym i niejasnym. Jaka „Ściana”? Może dźwięku? W 1980 roku „Another Brick In The Wall (Part II)” był jednym z większych przebojów tanecznych na dyskotekach w Zakładowym Domu Kultury w Gorzycach pod Sandomierzem. A największe surrealistyczne przeżycie wiosny 1981 roku to wysłuchanie tego hymnu szkolnych buntowników z zakładowego radiowęzła WSK PZL Gorzyce, który atakował dźwiękami pół wsi.
Kilka lat później udało mi się w końcu zobaczyć film Alana Parkera. Było to ok. 1986 roku w Szkole Harcerstwa Starszego „Perkoz”. Nie tylko za to kocham to miejsce.
Dekadę po premierze płyty symbolika była już rozszyfrowana i zbanalizowana, ale ciągle działająca na wyobraźnię. Mnożyły się różne przedstawienia z kartonowymi blokami i to na kilka lat przed upadkiem Muru Berlińskiego (ta symbolika pojawiła się dopiero w 1990 roku). W 1988 lub 1989 roku miłośnicy Pink Floydów z zaprzyjaźnionych „Swobodnych Elektronów” zorganizowali nawet harcerską wersję „The Wall”.
1990 rok to oczywiście z wypiekami na twarzy oglądany spektakl Rogera Watersa w Berlinie i wszystkie z tym związane przygody.
A dziś mogę sobie posłuchać, pooglądać. Kiedy chcę i ile razy chcę. Więc chcę.


niedziela, 29 listopada 2009

Nagranie kilka dni przed śmiercią

Ósma rocznica śmierci George'a Harrisona. Masowej publiczności najmniej pewnie znany z Beatlesów. Za to drugi w kolejce do nieba...

Ludność miast i wsi może nie wiedzieć, że to Harrison napisał „Something”, ale nie może nie znać tej piosenki.


W listopadzie 2001 roku, kilka dni przed jego śmiercią, zarejestrowaliśmy z Cypkiem to właśnie nagranie.


W zeszłym roku pozwoliłem sobie przetłumaczyć, ale nie jestem zadowolony z tego, co zrobiłem. Mam nadzieję, że kiedyś poprawię.

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

sobota, 28 listopada 2009

Siedem lat z Bogusią, siedem lat z Karoliną

Który to już zjazd, które wybory... Pierwszy raz wybierałem komendanta hufca w Kętrzynie w 1982 roku. Raz nawet, w 1991 roku, sam kandydowałem. Były zjazdy, których wyniki dawało się przewidzieć, były i takie, gdzie o wygranej decydował jeden głos, a kandydaci pojawiali się w wyniku spontanicznych decyzji. Były zjazdy długie, rekord to chyba osiem godzin. Były krótkie, raz udało się zamknąć sprawę w dwie godziny.

Dziś było standardowo. Trzy i pół godziny. Wynik raczej przewidywalny, z minimalną dozą niepewności. Konkurencja nie podjęła rękawicy (a właściwie jej nie rzuciła). Najwyraźniej widać, że nie wie, czego chce.
Zwolenników spiskowej teorii dziejów z pewnością ucieszy wiadomość, że pewne elementy układanki zostały zapowiedziane już 9 listopada. Czuję pewien rodzaj satysfakcji, że stoję za tym „spiskiem”.

Dzisiejszy zjazd poprowadził phm. Marek Pacholec.


Wybory były tajne, więc trzeba było przygotować karty do głosowania.


Nie zabrakło również hm. Lecha Dobradina.


Śliwka ze Stonką czyli jak rzecznik z rzecznikiem.


Karolina jeszcze jako kandydatka na komendantkę hufca.


Makaron zastawia się czy głosować na Marcina Wójcika (wybory Komisji Rewizyjnej).


Hm. Bogusława Trepanowska. Dziękujemy za siedem lat służby na funkcji komendantki hufca.


Pwd. Karolina Gaweł, od dziś nowa komendantka Hufca ZHP „Rodło” w Olsztynie. Fajnie byłoby, żeby też przez siedem lat...


Bogusia, już jako przewodnicząca Komisji Rewizyjnej, obejmuje Karolinę, już komendantkę hufca. Żeby tak prezydent z premierem się kochali...


Relacja filmowa – cześć 1:


i część 2:

niedziela, 22 listopada 2009

Poezja, słucham!

No i proszę, co za zbieg okoliczności. Kilka dni temu przetłumaczyłem piosenkę „Don’t Let Me Be Misunderstood”. Na polski oczywiście. A dziś obejrzałem film „Rewers”, który zgarnął wszystkie nagrody na ostatnim Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. I czym się kończy to wysmakowane dziełko? Właśnie tą piosenką w wykonaniu Niny Simone.
Co ma symbolizować użycie tej właśnie piosenki? Pewnie jakaś tęga głowa to odkryje, a mi przyszło na myśl, że autor chciał nawiązać do Quentina Tarantino, który też użył tej piosenki w filmie „Kill Bill” (co prawda w wykonaniu Santa Esmeralda). W każdym razie niemożliwe jest, by nawiązanie było przypadkowe.
Film szczególnie poleciłbym wszelkim zwolennikom czarno-białej wizji polskiej historii. Może wyleczy ich z tego czarno-biały film...
Aha, i proszę znajomych, by nie dziwili się, gdy dzwoniąc do mnie usłyszą w słuchawce „Poezja, słucham!”. To moja ulubiona scena. Surrealizm socrealistyczny.

czwartek, 19 listopada 2009

By mi zawsze dobrze szło...

Myślę, że pod tymi słowami podpisze się każdy facet. Chcemy dobrze. A wychodzi jak wychodzi.


Kotku, czy mnie zrozumieć chcesz?
Czasami czuję w głowie szmer.
Ale czy wiesz, że żyjąc na full nie tak łatwo być aniołem?
Wygląda jakbym brał na lewo ster.
Lecz moje intencje brukują piekło,
O Bo, proszę by mi zawsze dobrze szło.

Kotku, czasami mam taki luz,
Co bardzo trudno ukryć mi.
A czasem wydaje się, że ciągle robię same rzeczy złe.
Więc zobacz także moje lepsze dni.
Lecz moje intencje brukują piekło,
O Bo, proszę by mi zawsze dobrze szło.

Jeśli mam nerwy, dowiedz się, że
Nie dam ci poznać, jak bardzo mi źle.
Życie to problemy i mam ich swą część,
Nie będę ich dzielić między ciebie i mnie.
Bowiem cię kocham...

O, o kotku, człowieka we mnie znajdź,
Mam myśli jak każdy z nas.
Czasem czuję do siebie ogromny żal
Za rzeczy głupie, za rzeczy całkiem z dna.
Lecz moje intencje brukują piekło,
O Bo, proszę by mi zawsze dobrze szło.

A moje intencje brukują piekło,
O Bo, proszę by mi zawsze dobrze szło.
A moje intencje brukują piekło,
O Bo, proszę by mi zawsze dobrze szło.
Olsztyn, 17-19.11.2009



Utwór pochodzi z 1964 roku, jako autorzy figurują Bennie Benjamin, Sol Marcus i Gloria Caldwell (w tym ostatnim przypadku autorem jest tak naprawdę Horace Ott, ale z nieznanych mi przyczyn pod piosenką podpisał swoją żonę Glorię).

Pierwsze wykonanie należy do Niny Simone.


Jednak to Animalsi dali mu w 1965 roku przepustkę do wieczności.

sobota, 14 listopada 2009

Jestem z Wenus

Po roku wróciłem do zabawy w tłumaczenie. Dziś moją ofiarą padła „Venus”. Zmierzmy się z tym banałem, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Oryginalny tekst Robbiego van Leeuwena. No, może to nie jest Horacy, ale chociaż Robbie.


Moje dzisiejsze tłumaczenie. Specjalnie na życzenie żony możliwie dosłowne (na tyle, ile zdolności wystarczyło...).


Na górze gór kobieta bóg
W płomieniu oczu srebro gra
To piękna i miłości wzór
Na imię bóstwo Wenus ma

Jest taka, kochanie, jest taka!
Cóż, jestem Wenus
Twoim ogniem, tego pragniesz
Cóż, jestem Wenus
Twoim ogniem, tego pragniesz

Z kryształu oczu bije moc
Szaleństwa nie uniknie nikt
Jest czarna jak ciemna noc
Ma to, co innym tylko śnić

Jest taka, kochanie, jest taka!
Cóż, jestem Wenus
Twoim ogniem, tego pragniesz
Cóż, jestem Wenus
Twoim ogniem, tego pragniesz

Olsztyn, 14.11.2009, 1.09.2023

(Jak widać - po 14 latach dokonałem poprawek...)

Przy okazji dowiedziałem się, że IRA nagrała tę piosenkę kilka lat temu. Jakoś mi to umknęło.

Oczywiście powszechna ignorancja rządzi. Są ludzie, którym wydaje się, że to numer niejakiej Bananaramy.


Jeszcze inni sądzą teraz, że to piosenka IRY :)

No fakt, niezły thrashowy numer. Nawet żona powiedziała, że to w zasadzie mogłaby grać Metallica.

Więc tylko pro forma przypominam, że to piosenka holenderskiego zespołu Shocking Blue z 1969 roku.


W 2018 roku w Atenach napotkałem taką wersję:

No i jest przecież polska wersja turystyczna, miejsce 35. w moim śpiewniku z lat 80.:

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

środa, 11 listopada 2009

Misja dziejowa

2 Krąg Instruktorski „Szarpie” im. Marszałka Józefa Piłsudskiego miał 5-letnią historię. Jak głosi zapis na końcu opasłej kroniki z lat 1988-1993 „Zakończył swoją działalność z powodu wypełnienia misji dziejowej.” Jest i złośliwy dopisek „Nikt nie wie jakiej”.

Idea powołania kręgu powstała w sierpniu 1988 roku, skrystalizowała się we wrześniu, a w październiku kryształ się szlifował.
W tym czasie, jak głosi wysoce prawdopodobna legenda, komendant hufca chodził do Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, by dostać zgodę na przyjęcie przez nasz krąg imienia Józefa Piłsudskiego.
Byliśmy między innymi na spotkaniu z Edwardem Osóbką-Morawskim, premierem Rządu Tymczasowego i Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej od 22 lipca 1944 roku do 5 lutego 1947 roku. Zasługi wątpliwe, ale postać historyczna. Sam zainteresowany podkreślał, że stracił stanowisko, bo przestał podobać się Stalinowi, który nazwał go Edwardem Aszybką-Morawskim. A bo to on jeden stracił miłość generalissimusa?
Byliśmy również na wieczornicy w auli ówczesnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej przy ul. Żołnierskiej. Prelegentem był Andrzej Garlicki, który właśnie w 1988 roku wydał książkę „Józef Piłsudski 1867-1935”. Irena Telesz, znana olsztyńska aktorka, recytowała wiersz Edwarda Słońskiego z 1915 roku „Ta, co nie zginęła”.

Rozdzielił nas, mój bracie,
zły los i trzyma straż –
w dwóch wrogich sobie szańcach
patrzymy śmierci w twarz.


11 listopada 1988 roku w Szkole Harcerstwa Starszego „Perkoz” odbyła się uroczysta, oficjalna inauguracja naszej działalności. Godzinny spektakl słowno-muzyczny z okazji 70-lecia odzyskania niepodległości. Przygotowywaliśmy się dwa miesiące, ćwicząc dykcję. A Dudek na tę okazję namalował nawet w oleju Orła Białego. Płótno przyjechało jeszcze świeże... Żałuję, że nie zadbaliśmy o dokumentację fotograficzną. Może Wojtek Sekulski ze Szczecina, który był na widowni i jak potem powiedział miał łzy w oczach, zrobił jakąś fotkę?

Rok później żyliśmy już w innej Polsce. 11 listopada 1989 roku premierem nie był już Mieczysław Rakowski, tylko Tadeusz Mazowiecki. A głową państwa nie był przewodniczący Rady Państwa Wojciech Jaruzelski tylko prezydent PRL (ciągle jeszcze PRL) Wojciech Jaruzelski.
Z okazji Święta Niepodległości zarządziliśmy II Biwak Koncepcyjny, cokolwiek by to znaczyło (I Biwak Koncepcyjny mieliśmy w sylwestra 1988/1989 w Tuławkach). Zaczęliśmy w Warszawie, a skończyliśmy w gajówce Sójka pod Rusią.


Okolicznościowy filmik wszystko wyjaśnia.

poniedziałek, 9 listopada 2009

Przypadkowe społeczeństwo

O roli przypadku w życiu ludzkim pewnie każdy mógłby dużo powiedzieć. Sztandarowe dzieło filmowe na ten temat to oczywiście „Przypadek” Krzysztofa Kieślowskiego.

Chociaż jest też teoria, cokolwiek mechanistyczna, która mówi, że nie ma przypadków. Że te kulki materii raz stuknięte podążają w z góry określonym kierunku... Trochę jak domino. Już po pierwszym ruchu wiadomo co będzie na końcu. Żeby tak jeszcze w naukach społecznych dało się przewidywać wszystkie ruchy. Nawet Lech Wałęsa, jak wielokrotnie podkreślał, planuje trzy ruchy do przodu. Panie prezydencie, tylko trzy ruchy? A następne?


Dziś dowiadujemy się, że mur berliński upadł przypadkiem. Enerdowski urzędas zaplątał się w zeznaniach podczas konferencji prasowej i niechcący otworzył granicę niemiecko-niemiecką. To mniej więcej tak, jak gdyby posłowie Mieszka I w poszukiwaniu chrzestnych pobłądzili i zamiast do Czech trafili do Niemiec.
Dużą polityką rządzi przypadek i małą też. Dziś wpadłem na pewien genialny pomysł dotyczący hufca „Rodło”. Przypadkiem. Czy genialność mego pomysłu się obroni? Po owocach poznamy. Już 28 listopada.

czwartek, 5 listopada 2009

Polska jest jedna. A zbrodnie są dwie

Kolejny spór (nie)zastępczy. Czy w Polsce powinno się karać za propagowanie symboli komunistycznych? Jasne, że powinno się karać. Tylko co to jest propagowanie i co to jest komunizm?

Ja sobie „Czterech pancernych i psa” oglądam setny raz z wypiekami na twarzy nie z powodu miłości do Armii Czerwonej, ale z nostalgii za dzieciństwem, w którym czarno-biały był nie tylko serial, ale i jego wersja historii – źli Niemcy, dobrzy Polacy (i podstępnie przemyceni dobrzy Rosjanie). I dla wspaniałego aktorstwa. Przecież tam gra kwiat polskiego aktorstwa, a każda rola to perełka.
Ale do tego trzeba mieć wiedzę. Oglądać ze świadomością, że to fałszywy obraz historii. Wiedzieć dlaczego naprawdę dzielny Janek Kos nie przekroczył Rudym latem 1944 roku Wisły. Wkurzać się, gdy polscy żołnierze wzruszają się, że są w Polsce dopiero po przekroczeniu Buga.
Oglądam z przyjemnością polskie filmy z lat 50., 60, 70. Ileż tam smaczków. Nawet w błahej wojennej historyjce „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” mam swoją ulubioną scenę. Nie tak całkiem jednoznaczną. Franek Dolas woła do sierżanta Kiedrosa, swego polskiego przełożonego w Legii Cudzoziemskiej, że też chce walczyć o Polskę. – O jaką Polskę chcesz walczyć? – pyta Pawlak, przepraszam, Kiedros. – Jak to jaką? Przecież Polska jest tylko jedna – mówi zdezorientowany Dolas. Nie wiedział, że w Teheranie już nas w zasadzie sprzedano... Nie wiem jakie były intencje autorów filmu, ale udało się tą sceną pokazać całą dramatyczną sytuację Polski podczas II wojny światowej.
A więc pokazywać stare, fałszujące historię filmy czy nie? Powiedzmy, że pójdziemy tym śladem. Zakazać trzeba byłoby innych dzieł sztuki. Na przykład taka „Pieśń o Rolandzie”, francuski epos średniowieczny całkowicie fałszujący przebieg bitwy w wąwozie Roncevaux 15 sierpnia 778 roku. I w dodatku wciągając w to wątki nienawiści religijnej i rasowej. Albo z polskiego podwórka – „Kronika” Galla Anonima to mieszanina prawd, półprawd i mitów. Zakazać!

I jeszcze jeden przykład. Najpierw fotka z Czeskich Budziejowic.


Czy tego też nie powinniśmy zakazać? Prędzej tego, niż „Pancernych”. Ja nie wnikam, kto torturował ludzi tą Żelazną Dziewicą. W słusznej czy niesłusznej sprawie. Ale po pierwsze zgodzimy się, że torturowanie jest czymś tak samo ohydnym jak realny komunizm. A po drugie pokazywanie dziś tego jako sympatycznej atrakcji powinno budzić niesmak. Wyobraźmy sobie, że za 500 lat obozy koncentracyjne będą taką samą wesołą atrakcją. Różnicy nie widzę. Upływ czasu osłabia wrażliwość.
Chodzenie w koszulce z podobizną Ernesto Che Guevary wydaje się niektórym nieszkodliwe. O tyle się z tym zgodzę, że w Polsce mało wiemy o jego faktycznych „dokonaniach” i poglądach. Więc jest to najczęściej przejaw beztroskiej głupoty, a nie manifestowanie jakichś konkretnych poglądów. Mam nadzieję. Ten człowiek nie nawidził świata, w którym żyjemy. Gotów był go podpalić, by zniszczyć kapitalizm. Gdyby doszedł do władzy w jakimś kraju, skończyłoby się jak w Kambodży, gdzie Pol Pot zabił jedną trzecią narodu. W imię walki o równość. Pol Pot miał mniej szczęścia od Che. Gdyby miał lepszy PR, może nosiłoby się dziś koszulki z jego podobizną...
Wolno obnosić się z podobizną Che, nikt nie pójdzie siedzieć za noszenie Stalina czy Lenina. A za Hitlera chcą sadzać. Konsekwencji w tym nie ma żadnej. Dziwne, że w Polsce, która najmocniej odczuła czym są obie wersje XX-wiecznego totalitaryzmu nie potrafimy ciągle połączyć ich wspólnym mianownikiem. Może te 45 lat komuny zrobiło nam jednak wodę z mózgu? Może to jednak wina „Pancernych”?

poniedziałek, 2 listopada 2009

Wszystkie te chwile przepadną w czasie

2 listopada 1988 roku pod Łańcutem rozbił się samolot An-24. Antonow po awaryjnym lądowaniu na polu eksplodował. Zginęła tylko jedna osoba. Jedną z ocalałych z katastrofy 28 osób był Tomasz Beksiński.



To było dokładnie 21 lat temu. Dziś dostałem zaproszenie na poświęcony Beksie festiwal Love Never Dies, który odbędzie się w Sanoku od 12 do 15 listopada. Daleko. Jak się mam wyrwać, gdy mam remont WC w domu? Ciekawe, jakby to skomentował Beksiński...


Na festiwal nie pojadę, ale kto może niech jedzie. Ja dziś zmontowałem film, w którym można usłyszeć ostatnie słowa Tomka na antenie oraz przeczytać, co napisał w swoim ostatnim felietonie.


Zawsze, gdy przegram walkę z konstrukcją tego świata, rozumiem (a może tylko tak mnie się wydaje) dlaczego Beksiński odebrał sobie życie. W dniu moich urodzin...