niedziela, 22 marca 2009

Alerta! Alerta! Alerta!

Był Kaczmarski w wersji reggae, był metalowy, był punkowy. Więc czemu nie po hiszpańsku? Reżim braci Castro specjalnie się nie przejął, że kubańscy artyści nagrywają piosenki naszego barda, ale przecież i Kaczmarski nie od razu i nie sam pozrywał łańcuchy. Posłuchamy, zobaczymy... Dziś 52. rocznica urodzin Jacka Kaczmarskiego.

Płyta powstała w zeszłym roku. Nagrał ją Ciro Diaz Penedo z zespołu La Babosa Azul. W całości można ją ściągnąć za darmo ze strony zespołu.

Będą trzy przykłady. Po pierwsze „Epitafio para Vladimir Vysotsky” czyli „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”. Mój ulubiony utwór Kaczmarskiego:

Moja własna produkcja ze zdjęciami z koncertu Kaczmarskiego w Olsztynie 30 maja 1990 roku w Uranii. Były czasy – poeta z gitarką zapełniał największą salę w mieście.

Po drugie „Mi Escuelita” czyli „Przedszkole”:


I po trzecie „No me gusta” czyli „Nie lubię”:


Za kilka miesięcy lecę do Hiszpanii. Czy do znalezienia noclegu lub drogi wystarczy znajomość hiszpańskiej wersji „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”? Nauczę się i sprawdzę :) „Alerta! Alerta! Alerta!”

Este es mi camino hacia el infierno
Desde el infierno al infierno voy
No me vigilan, no me detienen
No hay muros ni garita ni portón
Por el borde del barranco
Hacia abajo corro sobre mi caballo
No me asusta el precipicio no hay cadenas de eslabón
Los recuerdos me espolean
Me traiciona la razón

Por el borde, por el borde, por el borde
No me cerraran el paso los vencidos
Ellos que se detuvieron a la mitad de el camino
Gritan, no vallas detente, mientras desgarran las rocas
Con las uñas y los dientes

Este es mi camino hacia el infierno
Siete cercos en sucesión
Algunos pasos de mi caballo
Y en el primer cerco ya estoy
Aquí, aquí
Una chica pelirroja que me llama
Y me atrapa con sus manos mas me logro sacudir
Que te sucede mi príncipe
Susurra pegada a mi

Al infierno al infierno al infierno
No tengo tiempo para ti bruja rabiosa
No sabes lo que te espera dice y empieza a llorar
No me asustes no me tientes
Agarra todos tus sueños y lárgate a otro lugar

Este es mi camino hacia el infierno
Y ahora un tumulto a mi alrededor
Pálidas caras que me rodean
Hacia el segundo cerco voy
Desterrados, desterrados
Señalados, condenados y vendidos
Que hacen aquí en el infierno con el fango entre los pies
Será que la muerte da a los hombres libres
látigo otra vez

no es eso, no es eso, no es eso
no sientas piedad por nosotros poeta
nos asqueaba el paraíso, nuestro medio es aquí
aquí no hay gente perversa y aquel rayo que mataba
no entra aquí

(refren po polsku)

Pani bagien, mokradeł i śnieżnych pól,
Rozpal w łaźni kamienie na biel!
Z ciał rozgrzanych niech się wytopi ból
Tatuaże weźmiemy na cel!
Bo na sercu, po lewej, tam Stalin drży,
Pot zalewa mu oczy i wąs!
Jego profil specjalnie tam kłuli my
Żeby słyszał jak serca się rwą!

Este es mi camino hacia el infierno
Frente un farol alumbra el portal
De una pequeña choza de campo
Al tercer cerco voy a entrar
Adelante, adelante
No se que como es que llegar aquí lograste
Cuando hierva la tetera vamos a tomar el te
Ven y bebe con nosotros agua ardiente
Ahora mañana y después

Nosotros no estamos tan mal
Vivimos invisibles y silenciosos
Viviremos moriremos y el mundo no lo sabrá
Y después de la muerte beberemos
Por años vividos ya

Este es mi camino hacia el infierno
En frente los edificios la ciudad
Aspiro el aire algo indeciso
Al cuarto cerco hecho a galopar
Al circo al circo al cine
Pon el televisor que va a empezar el cuento
En la tienda esta mamá en el bar está papá
Viste el niño pañoleta cuando aprende a disparar

El partido el partido las reuniones
La seguridad espía en los rincones
El vecino por supuesto se podría hablar con el
Aunque es ya muy bien sabido en este mundo
A los prudentes les va bien

Este es mi camino hacia el infierno
Hamlet herido en el escenario
Tomo las riendas de mi caballo
al quinto cerco apuro el paso
Oh madre, Oh madre
Como es que pudiste venderte a el tan fácil
El asesinó a tu esposo y me tambien me matará
Va a saquear el pueblo, va a destruir Dinamarca
Las campanas a sonar

Alerta, Alerta
No elijas entre dios y tus miserias
Mientras puedan subsanarse los errores madre no
El censor desde los palcos dice de esa forma no puede salir
Esta función

Este es mi camino hacia el infierno
Vodka, cerveza, coñac, y ron
De los mejores la última meca
Al sexto cerco a prisa voy
Arriba, arriba, arriba
Hay que vivir por siempre esta tan plena vida
Vale la pena esforzarse por lograrlo porque allá
Allá viven como en los tiempos del zar
Abajo, Abajo, Abajo
Un vaso de vodka y pan negro en la mesa
Unos lejos otros cerca una multitud dispersa
Luego del columpio nauseas y tristeza
Aunque le des cada día a la mesa con la cabeza

Este es mi camino hacia el infierno
Cae el crepúsculo sobre mi
Unos diablitos que me rodean
Al séptimo cerco me hacen ir
Y callan, y callan
Y ninguno de ellos me mira a la cara
Ya lo saben todo pero estan sentados y callados
Tras los parpados esconden la mirada
La mirada de sus amos

Y aquí estoy, y aquí estoy, y aquí estoy
Ante ellos la carpeta de mi vida
No la leen, no preguntan, alguien ve tras el cristal
Y tras la ventana suenan los tambores
de otro nuevo desfilar

(refren po polsku)

I pojąłem co chcą ze mną zrobić tu
I za gardło porywa mnie strach!
Koń mój zniknął a wy siedmiu kręgów tłum
Macie w uszach i w oczach piach!
Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąk
Mnie nie będą katować i strzyc!
Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg!
Ósmy krąg, w którym nie ma już nic.

Pamiętajcie wy o mnie co sił! Co sił!
Choć przemknąłem przed wami jak cień!
Palcie w łaźni, aż kamień się zmieni w pył -
Przecież wrócę, gdy zacznie się dzień!


Kącik historyczny, czyli tak widziałem Wysockiego w „Świecie Młodych” 16 września 1980 roku (gazeta miała dłuuuugi cykl produkcyjny, bo Wysocki zmarł przecież w lipcu).

sobota, 14 marca 2009

Pytanie za dwa miliony rupii

Z filmem „Slumdog. Milioner z ulicy” mam problem. Nie jest to przecież wybitne dzieło na miarę „Łowcy jeleni” czy „Ojca chrzestnego”. Wiem jednak, że będę do niego zawsze wracał z dwóch powodów.

Po pierwsze Indie, a szczególnie Bombaj. Bombajskie slumsy widziałem jedynie z okna samochodu, który podrzucał nas na łebka z Goa. To tylko pozornie wygodna perspektywa. Nie czułem się na siłach, by zrobić jakieś zdjęcie. Być może Kryśka wyciągnęła kamerę, ale tydzień później ukradli ją nam wraz ze wszystkimi kasetami. Ze „Slumdoga” więc i taka korzyść, że mogę oglądać po latach to, co kiedyś jedynie powierzchownie liznąłem. Chcieliśmy spędzić w Bombaju kilka dni, ale przez strajk komunikacji na Goa ledwie zdążyliśmy na pociąg do Agry, na który od dwóch tygodni mieliśmy kupiony bilet (indyjskie realia kupowania biletów na trasy długodystansowe).
Bombajski dworzec kolejowy od 1996 roku nazywa się oficjalnie Chhatrapati Shivaji Terminus, ale w 1997 roku wszyscy i tak mówili o nim po staremu czyli Victoria Terminus albo w skrócie VT. W „Slumdogu” Jamal Malik też umawia się z Latiką na VT. Każdego dnia o 17.00.
Nasz pociąg odjeżdżał o godz. 14.00. Gdy staliśmy na peronie tego zacnego dworca zbudowanego przez Anglików w 1888 roku, na naszych oczach rozegrała się zupełnie nieistotna dla historii świata, ale porażająca nas w tamtej chwili taka oto scena. Na torowisku zabrudzonym obficie przez kogoś, kto nie przyjął do wiadomości, że wa wriemja ostanowki połzowatsja toaljetom waspraszczajetsja, baraszkowały szczury. Baraszkowały to mało powiedziane. One po prostu ucztowały w odchodach... Niesmaczne? W „Slamdogu” jest scena, w której mały Jamal wskakuje do latryny.
Bardzo łatwo jest pokazać brzydką stronę Indii. Nie szukaliśmy tej strony i nie podniecaliśmy się nią. Bieda, brud, apatia są często, ale nie zawsze, środowiskiem naturalnym mieszkańców tego kraju. To się na pewno zmienia. Demokracja i wolny rynek zawsze podnoszą dobrobyt. Ciekawe, że wielu Hindusów oburza pokazana w filmie bieda, a nie słyszałem o protestach przeciwko pokazaniu brutalnej i działającej nielegalnie indyjskiej policji.
Żebrak w Delhi. Prawie na pewno jego deformacja jest wywołana świadomie. W „Slamdogu” młodzi chłopcy są oślepiani, by mieć lepsze przychody z żebrania...


Chłopak zarabia grosze w pobliżu India Gate w Delhi pokazując sztuczki z małpką.


Mała dziewczynka żebrze pod meczetem Dżami Masdżid w Delhi. Na ręku jeszcze mniejsza dziewczynka...


Psom też nie jest lekko...


U wejścia do każdego zabytku są przygodni przewodnicy, sprzedawcy wszystkiego i oczywiście żebracy. I bądź tu mądry – czy to autentyczni nędzarze, czy może najemnicy mafii żebraczej?


Bezdomność nie jest udawana. Kładący się każdej nocy na chodnikach, trawnikach, skwerach to nie statyści z „Truman show”, ale żywi ludzie z krwi i kości.


Bieda poza miastem jest może bardziej malownicza, ale to nadal po prostu bieda. Ludzie i ich bieda.


Chłopcy sprzedający w pobliżu hotelu Taj Mahal w Bombaju dziwne balony. Kupiłem dwa. Lepiej płacić za coś, niż dawać pieniądze za darmo.


Drugi powód mej słabości do „Slumdoga”? Telefon do przyjaciela...
W którym roku rozpoczęła działalność Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie? Gdybym nie wiedział, że w 1991 roku, być może Rafał nie wygrałby 32 tys. zł, które w 2000 roku były drugim gwarantowanym progiem w Milionerach. E, pewnie by sobie i tak poradził...

czwartek, 12 marca 2009

Co poeta miał na myśli, czyli adekwatna analogia astronomiczna

Słowo „kultowy” powstało chyba specjalnie dla tego zespołu. I choć dziś Myszkowski coraz częściej ma ochotę „pójść na czołgowisko i rozpieprzyć wszystko”, to w latach 80-tych wystarczyło zacząć „zrozuuum to co powiem”, by żeński trup słał się gęsto. Faceci woleli fragment z innej piosenki: „ja sobie pójdę precz daleko”.

Nie zmienia to faktu, że treść w piosenkach SDM miała chyba drugorzędne znaczenie. Podam przykład dla zilustrowania mej obrazoburczej tezy.
Wieczorne ognisko na obozie w Puszczy Piskiej, strzelające płomienie. Płynący nad lasem falset Gałąza informuje, że „jeszcze zdążymy w dżungli ludzkości siebie odnaleźć”. Druhny szklanymi oczami patrzą na coś niewidzialnego. Koniec piosenki. Cisza, zaduma. Medytację przerywa mój głos:

- Dziewczyny, o czym była ta piosenka?

Wszyscy patrzą się na mnie, jakbym puścił bąka, ale nikt nie potrafi odpowiedzieć na podstawowe pytanie: „Co poeta miał na myśli?”.

Musiałem więc sam dokonać rozbioru myśli Stachury:

Jeszcze zdążymy w dżungli ludzkości siebie odnaleźć,
Tęskność zawrotna przybliża nas.
Zbiegną się wreszcie tory sieroce naszych dwóch planet,
Cudnie spokrewnią się ciała nam
.
W pierwszej zwrotce poeta zwraca uwagę na alienację człowieka we współczesnym świecie, odwołując się do adekwatnej analogii astronomicznej (AAA).

Jeszcze zdążymy tanio wynająć małą mansardę
Z oknem na rzekę lub też na park,
Z łożem szerokim, piecem wysokim, ściennym zegarem.
Schodzić będziemy codziennie w świat.

Ta zwrotka porusza aktualne i wczoraj, i dziś problemy lokalowe, z którymi borykają się młodzi ludzie. Poeta podsuwa nawet rozwiązanie – budowa mieszkań na wynajem.

Jeszcze zdążymy naszą miłością siebie zachwycić,
Siebie zachwycić i wszystko w krąg.
Wojna to będzie straszna, bo czas nas będzie chciał zniszczyć,
Lecz nam się uda zachwycić go.

Trzecią zwrotką poeta zwraca się wyraźnie ku metafizyce. Poruszając się po cienkiej granicy między transcendentnym a transcendentalnym, Sted wskazuje, że jedynie miłość jest w stanie pokonać wieczność...

I teraz to już chyba można puścić:

niedziela, 1 marca 2009

Redukcja do arbuza

Prawo Godwina mówi, że w każdej dyskusji w Internecie prędzej czy później któryś z dyskutantów porówna przeciwnika do Hitlera albo Stalina. Ten, który użyje tego argumentu jako pierwszy, automatycznie przegrywa dysputę.



W Olsztynie w roli Hitlera wystąpił poczciwy arbuz. Redukcja jednego z kandydatów na prezydenta miasta do arbuza była w zasadzie erystycznym niewypałem.


Skoro już arbuzy zawisły nam nad głowami, to czyż nie lepiej byłoby sobie nimi porzucać? Uwaga, doradzam za darmo! Doskonały pomysł na promocję miasta. Na wzór hiszpańskiego Buñol, słynącego z bitwy na pomidory, Olsztyn powinien wypromować się jako miejsce pojedynku na arbuzy. Dramaturgia i ofiary gwarantowane...


Amunicję będziemy, niestety, importować. Np. z zaprzyjaźnionych Węgier:


Czy z jeszcze bardziej zaprzyjaźnionej Ukrainy:


Na kogo głosowałem? Oczywiście, że nie powiem. Ale kogoś trzeba było wybrać. Bo o ile można zjeść dwa arbuzy, to na dwóch kandydatów zagłosować nie można...