czwartek, 25 listopada 2010

Jurek miał piękną żonę

Na pierwszy rzut oka wyglądał jak Keith Richards.



Okazało się zresztą, że zupełnie nieprzypadkowo...


Wszystkich pikantnych szczegółów z życia Jerzego, naszego przewodnika po Izraelu, nie powtórzę, bo może były przeznaczone tylko dla naszych uszu. Jest urodzonym w Wałbrzychu Żydem, mieszkającym od ponad 50 lat w Izraelu. Zdradził nam, że miał trzy żony. Jedną z nich była Gali Atari, izraelska piosenkarka i aktorka, która w 1979 roku wygrała odbywający się w Jerozolimie Konkurs Piosenki Eurowizji. Wspólnie z zespołem Milk and Honey zaśpiewali piosenkę „Hallelujah”. Polskie wycieczki nie znają zasadniczo tej piosenki, bo w 1979 roku to myśmy oglądali w telewizji Międzynarodowy Festiwal Interwizji czyli konkurs Międzynarodowej Organizacji Radia i Telewizji zrzeszającej telewizje z bloku socjalistycznego. Nie znają, ale sądzą, że znają, bo kojarzy się im, zupełnie niesłusznie, z Leonardem Cohenem. Też Żyd, ale z Kanady.

Zawsze można dosolić

Zła wiadomość: za 50 lat Morza Martwego nie będzie. Dobra wiadomość: może zobaczymy na jego dnie Sodomę i Gomorę.



17 tysięcy lat temu Morze Martwe nie istniało. Tworzyło wspólny akwen z Jeziorem Tyberiadzkim, bardziej znanym z lekcji religii jako Jezioro Genezaret. I o ile do chodzenia do Jeziorze Genezaret potrzebny był cud, to w Morzu Martwym wystarczy fizyka...


Może Martwe wysycha od tysięcy lat. Kiedyś sięgało wierzchołków podwodnych gór, które dziś tworzą Wyżynę Judzką i Pustynię Judzką.


Po przeciwnej stronie morza patrząc ze strony izraelskiej widać Jordanię. Jordanu już tu raczej nie widać, bo większość jej wód trafia od 1964 roku do słodkiego Jeziora Tyberiadzkiego, stanowiącego rezerwuar pitnej wody dla Izraela.


Wody ubywa coraz szybciej. W ostatnich latach około metra rocznie. Jeśli nie nastąpi jakiś hydroinżynieryjny cud, za 50 lat wyschnie do dna. Naszym oczom (kto dożyje, zobaczy) ukażą się być może biblijne miasta Sodoma i Gomora, zniszczone w 1851 r. p.n.e. przez Jahwe za niecne uczynki ich mieszkańców. Naukowcy nie wskazali jednoznacznie gdzie znajdują się zasypane przez wulkan miasta, ale jedna z hipotez mówi, że może to być dno Morza Martwego.


Morze Martwe wysycha tak intensywnie, że aż popada w depresję. Może niesłusznie... Mamy tutaj co najmniej trzy rekordy geograficzne. Po pierwsze najniżej położony punkt na Ziemi czyli ponad 400 m poniżej poziomu morza. Po drugie największe zasolenie sięgające na różnych głębokościach 30-40 proc. Spróbujcie rozpuścić kilogram soli w 2-3 litrach wody. I po trzecie najniższa góra świata czyli Żona Lota, której wierzchołek (wierzchołeczek właściwie) znajduje się jakieś 300 metrów poniżej poziomu morza. Było się nie oglądać...


Co może uratować Morze Martwe? Jest kilka pomysłów. Mi najbardziej przypadł go gustu niemiecki pomysł przekopania kanału, który doprowadzi wodę z Morza Śródziemnego lub Morza Czerwonego. Tylko czy wtedy da się jeszcze usiedzieć na takiej mieszance? Nie będzie za rzadka? E tam, zawsze można dosolić.


Filmik.

Chleb czy Mięso?

Nie chciałbym bagatelizować sprawy, ale jakże może być pokój w Ziemi Świętej, skoro Palestyńczycy tłumaczą nazwę Betlejem jako Dom Mięsa, a Żydzi jako Dom Chleba?



Miasto to dokładnie 15 lat temu ostatni raz, jak do tej pory, zmieniło przynależność państwową – przeszło z rąk izraelskich pod rządy Autonomii Palestyńskiej. Nie do końca jest to może inne państwo, ale od 15 lat Betlejem nie podlega Izraelowi.


A wcześniej? Historia tego regionu jest długa i bogata. Najpierw, jakieś 3 tys. lat p.n.e. zjawili się tu Kananejczycy. Około 2200 r. p.n.e. przybyli tu Amoryci, a jakiś tysiąc lat później Hebrajczycy.


Pierwsze wzmianki o Betlejem pochodzą z tzw. listów z Amarna czyli korespondencji dyplomatycznej wymienianej 1400 lat p.n.e. między Palestyną, Syrią, Mezopotamią i Azją Mniejszą a faraonami Echnatonem i Tutanchamonem.


Potem historia tylko przyspiesza:
- 1030 r. p.n.e. – Betlejem należy do Królestwa Izraela i Judy,


- 1030 r. p.n.e. – przynależność do Królestwa Judy,


- 587 lub 586 r. p.n.e. – tereny te zdobywa Nabuchodonozor II, władca Babilonii,


- 539 r. p.n.e – król perski Cyrusa II Wielkiego opanowuje Babilonię, a Juda zostaje perską prowincją Jehud,


- 332 r. p.n.e. – grecki władca Aleksander Macedoński podbija Persję, a Juda zmienia nazwę na grecką Judeę,


- 301 r. p.n.e. – władzę w Palestynie obejmują Ptolomeusze czyli dynastia pochodzenia greckiego zasiadła na tronie egipskim,


- 200 r. p.n.e. – Palestynę opanowuje Antioch III Wielki z greckiej dynastii Seleucydów,


- 63 r. p.n.e. – upadek państwa Seleucydów, Judea wchodzi w strefę wpływów rzymskich, od 6 r. n.e. jako prowincja,


- 395 r. – Palestyna trafia do Cesarstwa Bizantyjskiego,


- 640 r. – Palestynę zajmują Arabowie,


- 1099 r. – w efekcie I wyprawy krzyżowej powstaje Królestwo Jerozolimskie,


- 1291 r. – egipscy Mamelucy zajmują ostatecznie Królestwo Jerozolimskie,


- 1517 r. – Turcy osmańscy podbijają państwo Mameluków,


- 1922 r. – po upadku Imperium Osmańskiego nadzór nad Palestyną przejmuje Wielka Brytania,


- 1948 r. – Betlejem trafia do państwa jordańskiego,


- 1967 r. – w wyniku wojny sześciodniowej Betlejem zajmuje Izrael,


- 21 grudnia 1995 r. – Izrael przekazuje Betlejem do Autonomii Palestyńskiej.


Uff...

Filmy:
1. opowieści Jerzego – wjazd do Autonomii Palestyńskiej


2. opowieści Jerzego – Betlejem


3. Betlejem zza siatki


4. opowieści Jerzego – bezpieczeństwo

Jutro w Betlejem

Istnieje czy nie istnieje? Kiedyś to pytanie dotyczyło Boga. Dziś co najwyżej roztrząsamy kwestię istnienia świętego Mikołaja... I przecież nie dlatego, że w sprawie Boga wszystko się wyjaśniło. Zagadnienie jest zbyt skomplikowane, nie sprawdza się w kulturze masowej.



Odpowiedzi nie znajdzie się na Ziemi, to pewne. Nawet w takim jej miejscu, jak Betlejem, w którym dość niespodziewanie byłem niecały miesiąc temu. Niespodzianka polegała na tym, że udało się wykupić wycieczkę z egipskiej Hurghady do Jerozolimy. „Udało się” to adekwatne określenie, bo w polskim biurze nie było miejsc w samolocie, a w rosyjskim były. No i wdałem się w profanum, a dziś przecież powinno być tylko sacrum.


W betlejemskiej Bazylice Narodzenia Pańskiego przybysza z Polski najbardziej może zdziwić jej wschodni ryt. Mnie samego, zaprawionego w bojach mentalnych z jedynie słusznymi wersjami czegokolwiek, zaskoczyło, że przybywam do miejsca przesiąkniętego prawosławiem.


- Ja wiem, że jak mówię „komunizm”, to słyszą państwo dźwięk bałałajek – mówił w 1987 roku mój wykładowca filozofii na krakowskich studiach, prezentując greckich filozofów. Podobnie jest z prawosławiem, większość ludzi, gdy słyszy „prawosławie”, wyobraża sobie rosyjskie wiorsty.


A betlejemskie prawosławie jest lekko licząc tysiąc lat starsze od Moskwy. Bazyliką Narodzenia Pańskiego opiekują się trzy wyznania, w tym dwa ortodoksyjne: Grecki Kościół Prawosławny, Apostolski Kościół Ormiański oraz Kościół Katolicki.


Według Biblii (ewangelie Łukasza i Mateusza) podają, że Jezus urodził się w Betlejem. Niektórzy naukowcy obstawiają raczej Nazaret. Oczywiście sprzeczność jest pozorna, nie trzeba mieszać symboliki religijnej z badaniami naukowymi.


Znajdującą się w Bazylice Narodzenia Pańskiego Grotę Narodzenia trzeba traktować jako miejsce symboliczne. Namacalność nie jest w religii do niczego potrzebna. Mit i niedopowiedzenie są nawet wskazane.


Bazylikę nad miejscem, gdzie miał stać żłóbek wybudowała w 326 roku św. Helena, matka cesarza rzymskiego Konstantyna Wielkiego (tego samego, który zakończył prześladowania chrześcijan, a w końcu sam się ochrzcił). Kościół został przebudowany za czasów Justyniana I Wielkiego (VI wiek), ale zasadnicza konstrukcja pozostała zachowana.


Grota jest mała, raptem trzy metry szerokości, a chętnych do przejścia przez nią tysiące każdego dnia. Wchodzimy grzecznie (powiedzmy) z prawej strony, a wychodzimy z lewej. Mieliśmy szczęście, tylko kilkadziesiąt minut w kolejce. Czasami stoi się po kilka godzin.


Serce jednego z najważniejszych miejsc chrześcijaństwa znajduje się pod prawosławnym ołtarzem. To srebrna gwiazda z czternastoma ramionami i łacińskim napisem „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est. 1717” czyli „Tu z Maryi Dziewicy narodził się Jezus Chrystus. 1717”.


Tuż obok ołtarza z gwiazdą stoi katolicki ołtarz, wskazujący umiejscowienie żłóbka. Po przeciwnej stronie groty jest ołtarz symbolizujący Pokłon Mędrców ze Wschodu.


Filmik:
Bazylika Narodzenia Pańskiego – Grota Narodzenia

(Nie) wszedłem Gnojną, wyszedłem Jafską

Krzysztof Penderecki zatytułował swoją siódmą symfonię „Siedem bram Jerozolimy”, ale do jerozolimskiego Starego Miasta można wejść przez osiem bram. Sześć bram pochodzi z XVI wieku, jedna z XV. Ósme wejście, Bramę Nową, wybudowano pod koniec XIX wieku. O ile dobrze rozumiem, to w tradycji żydowskiej ósma brama jest przeznaczona na nadejście Mesjasza.

Na pewno opuściłem Stare Miasto przez Bramę Jafską, o niej za chwilę. A którą wszedłem? Chyba... żadną. No nie pamiętam, czy przechodziłem przez Bramę Gnojną czy tylko minąłem ją bokiem. Chwilowa utrata czujności po całonocnej podróży, w tym trzygodzinnym przekraczaniu granicy egipsko-izraelskiej.
Wchodziliśmy tym wejściem, ale na pewno nie jest to żadna z ośmiu bram.


Prowadzi ono do Cardo Maximus czyli głównej drogi z czasów rzymskich.


Obok jest Brama Gnojna z 1540 roku. I chyba jednak przez nią nie przechodziliśmy. Z drugiej strony po co byłby posterunek, skoro można wejść obok. Ale Jurek ma swoje ścieżki...


Skąd w ogóle te bramy? Powstały w większości w XVI wieku za panowania Sulejmana II Wspaniałego, jednego z największych władców Imperium Osmańskiego. Sulejman otoczył Jerozolimę murami obronnymi, które można było przekroczyć jedną z siedmiu bram (Jafska, Dawida, Gnojna, Złota, Lwów, Heroda, Damasceńska). Jafska pochodzi akurat z 1588 roku, gdy sułtanem był Murad III.


Jafska jest chyba najważniejsza ze wszystkich bram. Właśnie nią wkraczali do miasta zdobywcy i najgodniejsi goście. Żeby odwiedzający w 1898 roku cesarz niemiecki Wilhelm II nie poczuł się za pewnie wybudowano dla niego specjalnie Bramę Nową i nią właśnie musiał wjechać do miasta. No i Niemcy nie zdobyli nigdy Jerozolimy :) Ale Anglicy owszem, więc generał Edmund Allenby przekroczył w 1917 roku Bramę Jaffy. W 2000 roku wjechał tędy Jan Paweł II.


Nazwa bramy pochodzi od portu w Jaffie, do której prowadziła wychodząca z niej droga. Natomiast ulica prowadząca z Bramy Jafskiej do wewnątrz Starego Miasta oddziela dzielnicę chrześcijańską (po lewej) od ormiańskiej (po prawej).


W latach 1948-1967 brama była niedostępna dla Żydów, gdy Jerozolima była w rękach Jordanii (Izrael zajął miasto w wyniku wojny sześciodniowej w 1967 roku).


Bramę otaczają solidne mury, ale broniona jest też z zewnątrz przez Cytadelę Dawida. Turcy zbudowali ją w 1532 roku w miejscu, gdzie czternaście wieków wcześniej znajdowały się wieże pałacu króla Heroda Wielkiego. Zburzył je cesarz Hadrian, zajmując w 135 roku Jerozolimę. Przez kolejne wieki powstał mylny pogląd, jakoby były to ruiny pałacu króla Dawida (tego, który pokonał Goliata i jest autorem 73 utworów Księdze Psalmów).


Tłok pod bramą jest tak duży, że wystarczyły 43 sekundy, dokładnie tyle ile kręciłem ten filmik, by moja wycieczka znikła mi z oczu.


Na szczęście żyjemy w dobie telefonów komórkowych, więc z czystym sumieniem poświęciłem te 5 złotych, by się cudownie odnaleźć.


Nie, to nie do tej pani dzwoniłem. To już sprzedawczyni ze sklepu za bramą. Nawet centrum handlowe wygląda jak z epoki. Widać, że mają tam architekta miejskiego.