sobota, 27 sierpnia 2011

Już widzę te kolejki przed kinami

Kolejny film Woody’ego Allena nie zaskoczył mnie, ale i nie rozczarował. Z dzisiejszej projekcji „O północy w Paryżu” wyszedłem jednak zdumiony.

Zdumienie bierze się ze spotów telewizyjnych reklamujących film, jako jedno z najbardziej kasowych dzieł Allena. Komedia bez dowcipów o wycieraniu wacka w firankę (to akurat można znaleźć w reklamowanym przed seansem polskim filmie)? Komedia, do której zrozumienia potrzebna jest znajomość takich gwiazda rozpalających współczesną masową wyobraźnię, jak Cole Porter, Ernest Hemingway, F. Scott Fitzgerald, Josephine Baker, Gertrude Stein, Pablo Picasso, Henri de Toulouse-Lautrec, Salvador Dalí czy Luis Buñuel? Jakże to może być kasowe? Podejrzewam, że wszystkie te miliony dolarów zarobiła dla filmu Carla Bruni.
Wiedziałem, że tak będzie. Dylematy głównego bohatera, rozkochanego w przeszłości, żona przypisała mi. On w cudowny sposób przenosił się do lat 20., mi wystarczyłyby lata 60. Smrodek dydaktyczny – nie można żyć przeszłością. Szacunek dla 76-letniego twórcy dzieła z takim przesłaniem.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Rewolucja na zimno

Z perspektywy prawie czterdziestu lat trudno mi doprawdy zrozumieć, co było takiego było w grupie T. Rex i czym rzucił świat na kolana Marc Bolan. Muzyka w sumie dość prosta. Może teksty? Sprawdzam. I co widzę? Że łatwo udawać (?) lewaka, gdy się sprzedało parę milionów płyt.


Pamiętam, że piosenkę „Children of The Revolution” wykorzystała pod koniec lat 80. austriacka telewizja w programie dokumentalnym o polskiej opozycji, różnych jej odcieniach, również artystycznych. Oglądałem ten film z przemyconych kaset video, to były emocje.

A dziś bez większych emocji przetłumaczyłem sobie tę piosenkę.


Więc możesz w taniec pójść
To robi dobrze na mózg
Kołysać się i drzeć
I mieć wszystko gdzieś

Lecz nie oszukasz nigdy dzieci rewolucji,
Nie oszukasz nigdy dzieci rewolucji, nie nie nie

Syrenką sobie jedź
Gdy wciąż pada deszcz
Mnie weźmie rolls royce
Od tego lepszy mam głos

Lecz nie oszukasz nigdy dzieci rewolucji,
Nie oszukasz nigdy dzieci rewolucji, nie nie nie

Olsztyn, 22.08.2011

Trio niezwykłe: Marc Bolan, Elton John i Ringo Starr:


Kącik „Świata Młodych” z epoki, czyli rok przed śmiercią Bolana. Już wtedy czytałem tę gazetę...

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

środa, 17 sierpnia 2011

Goran, do boju!

Biletów na olsztyński koncert Gorana Bregovicia nie było już od wielu tygodni. Widzowie, którzy zasiedli w środę w Amfiteatrze im. Czesława Niemena, mogli więc czuć się prawdziwymi szczęściarzami.



W końcu nie co dzień przyjeżdża do Olsztyna gwiazda światowego, nie bójmy się tego powiedzieć, formatu. Tym bardziej szkoda, że nie mamy w stolicy województwa sali koncertowej na kilka tysięcy osób. Wypełniłaby się bez problemu.


Bregović zagrał wszystko to, na co czekała olsztyńska publiczność. Począwszy od otwierającego koncert „Gas, Gas, Gas”, przez wielkie przeboje znane w Polsce z płyty „Kayah i Bregović”, a skończywszy na „Kalashnikovie”. Była też znana piosenka „In The Death Car” z filmu „Arizona Dream”, jedyna tego wieczoru, którą Goran zaśpiewał samodzielnie, akompaniując sobie na gitarze. W większości piosenek wspierała go ośmioosobowa Orkiestra Weselno-Pogrzebowa, w składzie z typowo bałkańską sekcją instrumentów dętych.


Olsztyńska publiczność szybko dała się wciągnąć do zabawy. Włączyła się do śpiewania m.in. w utworach „Śpij kochanie, śpij” i „Prawy do lewego”, w których refreny Bregović podśpiewywał po polsku. Oprócz serbsko-chorwackiego, polskiego i angielskiego w amfiteatrze zabrzmiał jeszcze język włoski, w partyzanckiej piosence „Bella ciao”. Wątki militarne pojawiły się zresztą kilkakrotnie, np. w piosence o artylerzyście:
Ja sam ja, Jeremija, prezivam se Krstic
Selo mi je toponica, drvena mi dvokolica,
Sluzio sam stalni kadar, artiljerija.


A przed „Kalashnikovem” Goran zachęcał „Do boju!”. Jak rozumiem chodzi o militarne podboje erotyczne? E, to już niejaki Ciechowski wymyślił...
Przed Bregoviciem zagrał olsztyński Enej, który część repertuaru wykonuje po ukraińsku, czyli mieliśmy tego dnia piosenki w pięciu językach (a gdyby policzyć serbsko-chorwacki jako dwa, to byłoby w sumie sześć...). Jego występ podglądali z zainteresowaniem z tyłu sceny członkowie Orkiestry Weselno-Pogrzebowej. Potem nastąpiła zresztą zamiana ról – Enej przyglądał się z widowni występowi Bregovicia...


Kącik księgowego, czyli biletów nie było od dawna, ale ja przezornie zadbałem:

Kącik „Świata Młodych”, czyli jak mogłem i pewnie widziałem Bijelo Dugme 3 lipca 1976 roku.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Dżem, Vanilla Fudge i Jack Bruce

Trzeci i ostatni dzień 5. Festiwalu Legend Rocka, a tam Dżem, Vanilla Fudge i Jack Bruce. Od pół roku żyłem tymi koncertami. A teraz czekam na kolejny rok. Podobno ma być Jethro Tull...

Finałowy kącik księgowego, czyli trzy stówy za tyle dobra w trzy dni – no, to jest za darmo.

sobota, 13 sierpnia 2011

Boogie Chilli, Colosseum i Alvin Lee

Drugi dzień w Dolinie Charlotty. Dziś Colosseum i Alvin Lee. Nie wyobrażam sobie, że się rozczaruję. Największy dreszcz emocji miałem poczuć przy Alvinie Lee. Artysta zrobił jednak wiele, by zniechęcić do siebie publiczność. Glównie narzekał, żeby nie powiedzieć "marudził", na aparaty fotograficzne. Chemii nie było za grosz (ani mola, jakem były członek koła chemicznego w podstawówce).

No więc Alvin wielkim gitarzystą jest, ale nie teges.

Otóż bardzo teges było Colosseum. Najlepszy koncert w życiu, jaki widziałem. Byłem w bardzo niemęskim stanie emocjonalnym... (co za szowinizm...).

Kącik Tomasza Beksińskiego, który w sierpniu 1995 roku zapraszał na sopocki koncert Colosseum. Nawet rozważałem wyjazd, ale wybrałem zlot w Zegrzu.




Beware the Ides of March


I Can't Live Without You


Lost Angeles


Theme for an Imaginary Western


Valentyne Suite


Walking in the Park

Kicham na ksenofobów

Już kiedyś ubolewałem nad wyniesionym z peerelu przesądem pokutującym w naszym społeczeństwie, jakoby bylibyśmy społeczeństwem jednolitym etnicznie i kulturowo.



Nie wyobrażam sobie jednak, żeby ten przesąd był głęboko zakorzeniony na wszelkich pograniczach. Na Śląsku, na Białostocczyźnie, na Pomorzu, na Suwalszczyźnie wielokulturowość jest chlebem powszednim. Więc ten pogląd był co najwyżej oficjalny.


Komunę można obciążyć wieloma zbrodniami, również takimi, których ofiarami padły całe narody czy grupy etniczne. Czy Bieruta, Gomułkę albo Gierka można obciążyć tym, że Słowińcy przeszli jako naród do historii? Chyba raczej nie. Już w połowie XIX wieku mało kto mówił w dialekcie słowińskim.


Faktem jednak jest, że po II wojnie światowej ostatnie posługujące się tym językiem osoby zmarły lub wyjechały do Niemiec. Za Gierka było już po wszystkim... Prawie jak u nas z Mazurami i Warmiakami.


Uznanie po wojnie Słowińców za Niemców to draństwo, ale właściwie nie dziwi. Nie był to czas na niuanse, trwał czarno-biały podział. Kto by tam pamiętał, że mieszkańcy okolic jeziora Łebsko to Słowianie. I że nie ich winą jest, że Polska straciła wpływ na te ziemie w czasie rozbicia dzielnicowego, a potem ponownie w wyniku pokoju westfalskiego. I tak długo opierali się germanizacji...


Dziś Słowińców już nie ma, ale jest Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach na zachodnim brzegu jeziora Łebsko.


Występująca tu kapela śpiewa po kaszubsku, ale przecież sami Słowińcy mówili na siebie „Lebakaschuben”, czyli Kaszubi łebscy. Nazwę „Słowińcy” wymyślił im w połowie XIX wieku rosyjski etnograf Aleksander Hilferding. Już wówczas była to grupa etniczna na wymarciu...


Kaszubi przetrwali i mają się dobrze. Język (według niektórych dialekt) kaszubski doczekał się nawet uznania za język regionalny, jak na razie jedyny w Polsce. Czekam na kolejne.


A jak komuś się nie podoba, że mamy w Polsce mniejszości etniczne i narodowe chcące pamiętać o swojej odrębności, to kicham na to...



Stawka wyższa niż ćwierć

W filmie „Stawki większej niż śmierć” zagrała między innymi Latarnia Morska Czołpino. Jak jej poszło jeszcze nie wiem, bo nowego Klossa nie widziałem, ale warunki wieża ma. Ponad ćwierć setki metrów wysokości.



Latarnia znajduje się między jeziorami Gardno i Łebsko. Następną latarnią na zachód jest Latarnia Morska Ustka, a na wschód Latarnia Morska Stilo.


Stoi w pobliżu Wydmy Czołpińskiej na terenie Słowińskiego Parku Narodowego.


Jak ktoś chce, i nie chce zresztą też, dociera do niej po ścieżce dydaktycznej „Latarnia”, gdzie staje oko w oko z borem chrobotkowym.


Latarnię oddano do użytku 15 stycznia 1875 roku, a jej budowa trwała aż trzy lata. Powodem była duża odległość od morza, co utrudniało dostawę materiałów. W tym celu wybudowano specjalny pomost od morza do placu budowy. Lądem dostawa byłaby zresztą jeszcze trudniejsza.


W laternie (to ten przeszklony czubek wieży) od 1926 roku służbę pełni francuska soczewka cylindryczna Fresnela o średnicy 1,8 m i wysokości 2,75 m, na którą składają się 43 pierścienie pryzmatyczne. Światło daje żarówka o mocy 1000 watów. Do 1926 roku światło powstawało w lampach olejowych.


Sama wieża ma wysokość 25,2 m, a jeśli dołożymy do niej wysokość pięćdziesięciometrowej wydmy, na której stoi, to światło znajduje się 75 m nad poziomem morza.


Do morza jest stad jeszcze jakiś kilometr.


Po wojnie latarnia wznowiła działalność 7 grudnia 1945 roku. Jak to w komunie, uznana została za obiekt strategiczny, czyli niedostępny do zwiedzania.


Dopiero po remoncie z lat 1993-1994 udostępniono ją dla turystów.


Filmik z 13 sierpnia 2011 roku.


A wieczorem zagrali dla mnie niedaleko Alvin Lee i Colosseum. Ale to zupełnie inna historia...

piątek, 12 sierpnia 2011

TSA, Saxon i UFO

Pierwszy wieczór w Dolinie Charlotty. Najbardziej byłem napalony na UFO. Na Saxon jakoś mniej. Ale najlepiej wypadło TSA.

Kącik „Świat Młodych”, czyli tekst, jaki z wypiekami na twarzy czytałem 14 listopada 1981. Ot, raptem 30 lat temu.

I jeszcze raz „Świat Młodych”, czyli tak widziałem UFO 19 lutego 1983 roku:

niedziela, 7 sierpnia 2011

Ale o co chodzi?

Jak wynika z licznych badań naukowych przeprowadzanych w ciągu ostatnich 44 lat, w piosence „A Whiter Shade of Pale” nie wiadomo o co chodzi. Jest nawet pewne podejrzenie, że być może „nie wdomo o so dzi”, do czego są uczynione w tekście pewne aluzje. Tak czy owak mamy do czynienia z utworem, w którym Bach miesza się z psychodelią, a wino miesza się z ziołami. Jak to w 1967 roku. O, roku ów...

„A Whiter Shade of Pale” to nie jest jakaś tam sobie piosenka. Dwa lata temu obliczono, że jest najczęściej odtwarzaną w Anglii piosenką. I to w ciągu ostatnich 75 lat! No cóż, gdyby Beatles mieli dwa przeboje, a nie setkę, to może oni byliby na pierwszym miejscu (tu uczynię aluzję wyborczą – głosy im się rozłożyły...).
Muzyki użyczył piosence, choć nie miał nic do gadania, Jan Sebastian Bach. Słyszę „Bach” myślę „Pranie”. Byłem tam w sobotę szukać natchnienia do skończenia tłumaczenia (uwielbiam trójrymy). Trudno o natchnienie w kilkusetosobowym tłumie w oparach komarów. No i na co ja narzekam? Że Turnau popularny? Że w lesie są owady?


Rozdrapując więc rano do krwi rany kłute z poprzedniego wieczora skończyłem tłumaczenie „A Whiter Shade of Pale”. Jak zawsze dość swobodne.


Nie dla nas blask fandango
Młynkiem przez parkiety brnąc
Czułem morskie fale w głowie
Lecz tłum chciał więcej wciąż
W pokoju coraz głośniej
Odfrunął sufit w dal
Potrzebny był nam kolejny drink
Już kelner z tacą stał

A co było potem
Kiedy młynarz szeptał jej
Twarz jej wpierw upiorna była
Potem bledsza była biel

Powodu nie zdradziła
Prawda jak na dłoni jest
Lecz błądziłem poprzez talię kart
Nie chciałem widzieć jej
Wśród szesnastu świętych dziewic
Co morze zwiedzić chcą
I choć otwarte oczy mam
Zamknięte przecież są

Olsztyn, 1-7.08.2011

A dziś zdążyłem zagrać i zaśpiewać.


The Doctors na Scenie Zgrzyt 11.02.2023:


Kącik Tomasza Beksińskiego. Może tłumaczenie Tomka wyjaśni o co cho...?


Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

sobota, 6 sierpnia 2011

Jest wiele możliwości zainteresowania

Ruszyłem na wschód. Bardzo bliski wschód. Najważniejsze, to mieć wiele wariantów (tylko nie, na litość Boską, alternatyw). Naprawdę bardzo bliski wschód to były najpierw okolice Giżycka.


Mógłbym tu sobie popływać żaglówką...


...pohałasować na motorówce...


...ale nie, wybrałem rower wodny. Było tym łatwiej, że akurat rower był dostępny.

Potem mogłem wybrać Kartoflaka w Szczytnie, ale nie, zdecydowałem się na kulturę wysoką, czyli Turnaua w Praniu.


Jak się okazało zwolenników tego wariantu było bardzo dużo. Mam pytanie – czy to obstawione samochodami miejsce to słynna samotnia Gałczyńskiego?


Całość:


Człowiekowi zawsze mało i wprawdzie znów na horyzoncie pojawiło się Szczytno, ale przecież nie pojadę na koncert Leszczy, gdy w Piszu mogę wybrać koncert Maleńczuka. No to wybrałem.


Całość:


Na finał zawsze musi być coś. Poprzednio wracając nocą z koncertów w Reszlu wzięliśmy na stopa nawiedzonego pielgrzyma, co to pieszo maszerował sobie ze Świętej Lipki nie wiedzieć gdzie... Dziś w nocy spotkaliśmy grupę Krzyżaków, powracających z II zmiany do domu.