poniedziałek, 24 marca 2014

Śpiewka czerwcowa

Gdy w sierpniu 1990 roku Rolling Stonesi na osobiste zaproszenie prezydenta Vaclava Havla wystąpili w Pradze, zazdrościliśmy Czechom takiego prezydenta.

Nie pomstujmy na Lecha Wałęsę, że nie zaakcentował w taki lub podobny popkulturowy sposób odzyskania wolności. Po pierwsze nie był wówczas jeszcze głową państwa, a po drugie zajęty był wojną na górze. Pocieszaliśmy się tym, że to u nas w 1967 roku, a nie w Czechosłowacji zespół po raz pierwszy wystąpił za żelazną kurtyną. Następcy Lecha Wałęsy nie musieli słać specjalnych zaproszeń do Micka Jaggera i jego kolegów. Grupa za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego zagrała w Chorzowie, a za Lecha Kaczyńskiego w Warszawie.
Być może wystąpi również w czasie kadencji Bronisława Komorowskiego. Pojawiły się właśnie pogłoski, że Kancelaria Prezydenta chce zaprosić Rolling Stonesów na organizowany przez siebie koncert z okazji 25. rocznicy wyborów 4 czerwca. Wstęp miałby być darmowy, ale wiadomo, że Stonesi za darmo nie grają. Jeśli pogłoski o koncercie na Stadionie Narodowym są prawdziwe, to oczywiście urzędnicy prezydenta muszą zapewnić sfinansowanie imprezy ze środków pozabudżetowych (czyli po prostu od sponsorów). Prezydent nie jest politycznym samobójcą i nie wyłoży kilku milionów dolarów ze swego budżetu na obchody żadnej rocznicy, nawet okrągłej. Zwłaszcza że rocznica nie przejdzie bez kontrowersji. Będziemy świeżo po wyborach do Parlamentu Europejskiego i scena polityczna będzie odreagowywać ich wyniki. Niezależnie od tego, kto wygra, każda partia ma wyrobione zdanie na temat ustaleń Okrągłego Stołu. Wolałbym posłuchać Jaggera, a nie starych śpiewek o zdradzie w Magdalence.

(mój felieton z dzisiejszej prasy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz