czwartek, 1 maja 2014

Wrocław dnia drugiego

Wczoraj kablowałem na kelnera, dziś zaskoczył nas taksówkarz. Facet około 35-letni. Nic mu nie powiedziały nazwy Uriah Heep, Eric Burdon, The Animals. Ani Luxtoperda. Ożywił się dopiero przy Arce Noego. – Bo ja słucham dużo radia – tłumaczył się. Świetna reklama dla naszych stacji radiowych, nie ma co...

Zanim jednak przeegzaminowaliśmy wrocławskiego szofera, odwiedziliśmy Ogród Botaniczny.


Byłem tam ponad 20 lat temu i największe wrażenie zrobiły na mnie żywe banany. Teraz musiałem zadowolić się sukulentami.


Po południu diametralna zmiana nastroju. Z botaniki na rock and rolla. Trzeci mój rekord Guinnessa. W Warszawie chodziło o schody (ruchome), w Olsztynie o pląsy (harcerskie), a dziś we Wrocławiu o gitary (liczne). Słusznie postąpiłem wybierając ze swej skromnej trzygitarowej kolekcji mocno przechodzony egzemplarz enerdowski. Nie żal było wystawiać go na deszcz.


Zanim zostałem jednym z 7344 rekordzistów, mogłem zagrać „House of the Rising Sun” wraz z Erikiem Burdonem. Pomyślałby kto 30 lat temu takie cuda...


Po tej grze wstępnej pora na rekordowe „Hey Joe”:


Śpiewali Leszek Cichoński, Wojciech Korda i Chris Jagger, na gitarach m.in. Steve Vai i Leszek Cichoński, na basie Mieczysław Jurecki.

Leszek Cichoński ogłasza, że mamy rekord:


A ja mam certyfikat:

Po rekordzie pora na zasłużoną rozrywkę. Na Wyspie Słodowej oglądamy Luxtorpedę (taksówkarz nie słyszał):


"Wilki dwa" to tytuł, wobec którego nie mogę przejść obojętnie:


Chrisa Jaggera (uroda po bracie) i Leszka Cichońskiego (taksówkarza nie pytaliśmy, ale na pewno nie słyszał):


Uriah Heep (taksówkarz nie słyszał):


Zagrali wszystko, co trzeba, może oprócz "Easy Livin'":


Animalsów z Erikiem Burdonem lub, jak kto woli, Erika Burdona z Animalsami (taksówkarz nie słyszał):


Lista utworów nie różniła się prawie od tej sprzed 16 lat, gdy pierwszy raz widziałem Burdona w Sali Kongresowej:


Kącik księgowego:

I to mógłby być koniec tego dnia, ale nie... Na finał jam session w Starym Klasztorze. Zupełnie niejamowo zaczął Chris Jagger. Brat swego brata sam (prawie) się podłączył:


A następnie sam (prawie) zagrał:


Udało mi się nawet rozpoznać coś Hanka Williamsa i Boba Dylana:


Potem zjawił się Wojtek Pilichowski i wspólnie z Leszkiem Cichońskim upiekli ciasto z jamem:


Wyraźny dowód na to, że byliśmy na tym jam session, które skończyło się grubo po północy, widać na zdjęciu zamieszczonym przez Wojtka Pilichowskiego. Jak widać, Wojtek miał nas pod ręką:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz