niedziela, 29 maja 2016

Ta magiczna chwila

Beatlesi nie dlatego się rozpadli, że nagrali najlepszą na świecie płytę najlepszego na świecie zespołu. Wręcz przeciwnie – dlatego nagrali „Abbey Road”, że się rozpadli.

Nawet w stanie rozkładu stężenie talentu u Beatlesów przekraczało wszelkie normy na minutopiosenkę. Albo na stronoalbum. W czasach, gdy na stronę płyty wchodziło standardowo siedem piosenek, wcisnęli na drugą połówkę „Abbey Road” aż jedenaście numerów. Jakby tego było mało, w najdłuższym z nich, „You Never Give Me Your Money”, można odnaleźć jeszcze trzy czy cztery autonomiczne melodie. W latach 1968-1969 wystrzeliwali te pomysły z siebie z wydajnością Wincentego Pstrowskiego, a przecież zostało im jeszcze wiele niewykorzystanych piosenek, jak znalazł na początek solowych karier.
Kilkadziesiąt lat temu, gdy rozumiałem tylko tytuł utworu, sądziłem, że to jakaś skomplikowana historia miłosna z pieniędzmi w tle. A to żale McCartneya nad sytuacją finansową zespołu i tęsknota za niewinnymi latami...



Nie chcecie dawać mi forsy
Dajecie mi tylko śmieszny papier
I w samym środku tych negocjacji
Padacie

Nie dam wam nigdy numeru
Daję wam tylko do myślenia
I w samym środku tej interrogacji
Odpadam

Studia z głowy, przepadł szmal
Przyszłość ciemna, na czynsz brak
Trafił forsę szlag, gdzie iść wie kto

Jakiś robol poszedł precz
W poniedziałek, skręcił źle
Ciężarówką swą, gdzie iść wie kto

Lecz to magiczna chwila, gdzie iść wie kto
To magiczna chwila, gdzie iść wie kto
Gdzie iść wie kto

Słodki sen
Walizki bierz i limuzyną jedź
Wkrótce będziesz stąd sto mil
Naciskaj gaz i otrzyj swoją łzę
Słodki sen już tu dziś jest
Już tu dziś jest
Już tu dziś jest
Jest tu dziś

Dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem
Grzeczne dzieci będą w niebie

Bartoszyce-Olsztyn, 28-29.05.2016

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

środa, 25 maja 2016

Nic nie musi, wszystko może

Gdyby ten artysta zakończył karierę przed urodzeniem większości z nas, i tak przeszedłby do historii muzyki i kultury XX wieku. Bob Dylan, o nim mowa, obchodził we wtorek 75. urodziny.

Jadąc ponad dwadzieścia lat temu do Warszawy na jeden z dwóch pierwszych polskich koncertów Dylana (prawdziwie pierwszy odbył się dwa dni wcześniej w Krakowie, zresztą przerwany przez gwałtowną burzę), miałem obawy, czy nie będę świadkiem jakiegoś odcinania kuponów od dawnej sławy. W końcu wszystkie najważniejsze płyty już nagrał, większość w latach 60., tak się przynajmniej wtedy wydawało. Dylan jednak jest zbyt wielki, by zadowolić się tym, że kiedyś nagrał kilkadziesiąt piosenek, które przyniosły mu sławę. Ciągle pisze, ciągle nagrywa, ciągle koncertuje. Jest tak wielki, że nawet będąc przede wszystkich autorem niezwykłych tekstów, mógł sobie pozwolić na nagranie płyty zawierającej same obce utwory. On, twórca protest songów, piosenek będących symbolami całych pokoleń, wydał kilka dni temu płytę, na której zredukował się do roli wykonawcy popowych piosenek sprzed pięćdziesięciu, sześćdziesięciu a nawet dziewięćdziesięciu lat. Nic nie musi, wszystko może.
Nic już nie musiał w połowie lat 60., gdy, mając ledwie dwadzieścia cztery lata, był ubóstwianym artystą folkowym. Po spotkaniu z Beatlesami, do którego doszło 28 sierpnia 1964 roku w czasie amerykańskiego tournée Brytyjczyków, inspiracja popłynęła w obie strony. Lennon i McCartney zaczęli pisać poważniejsze piosenki, a Dylan postanowił się zelektryfikować. W efekcie w 1965 roku doszło do słynnego incydentu na festiwalu w Newport, gdy publiczność wygwizdała Dylana, który pojawił się na scenie w otoczeniu rockowych muzyków, zamiast wyjść, jak na folkowego barda przystało, samotnie i ze skromną gitarą akustyczną. Obecny na występie Pete Seeger, o pokolenie starszy od Dylana nestor folkowców, był tak wściekły, że zaczął się rozglądać za siekierą, którą zamierzał przeciąć kable zasilające estradę.
W następnych latach Dylan jeszcze nie raz drażnił i zaskakiwał. Mimo wielkiego wpływu, jaki miał i ma przez blisko sześć dekad na kulturę, nie tylko masową, ciągle nie doczekał się Literackiej Nagrody Nobla, chociaż regularnie pojawia się jako kandydat do niej. Połowa literackich Nobli w ostatnich latach przypadła pisarzom po osiemdziesiątce. Dylan młody, ma jeszcze czas...

(mój felieton z dzisiejszej prasy)

piątek, 13 maja 2016

W knajpie dla braw

Wyrazowi „klezmer” wiele krzywdy uczynił, z pewnością nieświadomie, zespół Perfect, który słowami Bogdana Olewicza („w knajpie dla braw klezmer kazał mi grać takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd”) wyśpiewanymi w „Autobiografii” nacechował to słowo mocno negatywnie, przynajmniej dla mojego pokolenia.

Musiały minąć ze dwie dziesiątki lat i musiałem być na kilku koncertach muzyki żydowskiej, bym sobie w głowie odczarował klezmera. I teraz, gdy mówię lub słyszę „klezmer”, to przychodzi mi na myśl krakowski Kazimierz (a od niedawna również Raphael Rogiński). Od dzisiaj również lubelska restauracja Mandragora, gdzie trafiliśmy na występ świetnego Berberys Klezmer Band.


A muzykom grającym kiepskie chałtury zostawiam po prostu „chałturnika”. Chociaż i z tym ostrożnie, bo im bardziej zagłębiam się osobiście w muzykowanie, tym większego szacunku nabieram dla wszelkich przejawów twórczości (a niechby i odtwórczości).


Do żydowskiej restauracji Mandragora nie mieliśmy daleko. Ot, wystarczyło przejść z naszej świetnej kwatery w Caffe Trybunalska na drugą stronę lubelskiego Rynku, mijając po drodze Trybunał Koronny. Jak się potem okazało, z Trybunalskiej do Mandragory tego wieczora udaliśmy się nie tylko my, ale i nasi sąsiedzi (Pani Ewa i Pan Tomasz, z którymi wymieniliśmy się na koniec koncertu uwagami na temat... kaczki).


Muzyka klezmerska nie zaczyna i nie kończy się na Kresach. Odbyliśmy dziś podróż przez ładny kawałek środkowo-wschodniej Europy – Polskę, Grecję, Rosję, Rumunię, Bośnię i Hercegowinę, Niemcy... I oczywiście Izrael, a nawet Hiszpanię (skoro pojawił się utwór z tradycji sefardyjskiej). Wszystkie utwory zanurzone w kulturze żydowskiej. A czasem w tragicznej historii. Gdy Agata Królikowska zaśpiewała „Miasteczko Bełz” ze wstrząsającym tekstem Agnieszki Osieckiej („Dziś, kiedy dym, to po prostu dym”) pomyślałem, że choćby dla tych pięciu minut warto było przyjechać do Lublina...
Pozwalam sobie załączyć skrót koncertu, a na prawdziwe przeżycia zapraszam na żywo (w każdy piątek, gdy zaczyna się szabas, grają w Mandragorze):


Przedstawmy zespół, bo każdy zasłużył, by go zauważyć. Skład Berberys Klezmer Band otwiera Zbyszek Smagowski – lider, akordeon (żałuję, że moje półtoraroczne zmagania z tym instrumentem zakończyły się porażką):


Agata Królikowska – śpiew:


Marian Pędzisz – skrzypce, altówka, piano:


Krzysztof Pachla – klarnet:


Oraz gościnnie Krzysztof Kukawski – kontrabas (jak rozumiem stałym kontrabasistą jest Stanisław Błach):


Było coś dla ducha, ale skoro jesteśmy w restauracji, to znalazło się i coś dla ciała. Nasze przystawki to oczywiście żydowski kawior z chałką i chrupiące kulki z ciecierzycy z sosem oraz izraelska herbata z przyprawami korzennymi i kawa z cynamonem i kardamonem. W roli głównej wystąpił rozczulający czulent z gęsiną i cymesem oraz kruchutka kaczka z przesłodkim sosem purimowym.


A na bis, czyli deser, pojawiła się pascha oraz kugiel (przekładaniec makaronowy z jabłkiem).


To wszystko jest smaczne!

wtorek, 3 maja 2016

Zepsutych pragnę kobiet

Nie po człowiek ćwiczył po osiem godzin dziennie te wszystkie gamy, pasaże i przewroty, żeby potem sobie w trasie nie mógł tego zrekompensować z setką groupies... A może odwrotnie – nie po to człowiek męczył się kilkanaście lat całymi dniami, pracując nad osiągnięciem wirtuozerii, żeby potem tryskać talentem na lewo i prawo. Co kto woli...

„Young Lust” to podobno mało autobiograficzna piosenka, bo koło Pink Floydów dziewczyny jakoś specjalnie się nie kręciły. Jestem w stanie sobie wyobrazić pryszczatych intelektualistów jako podstawową grupę docelową zespołu i że Rogerowi, Davidowi, Nickowi czy Rickowi do łóżka raczej się nie pchali.


Jestem nowym chłopcem
Obcym w mieście tym
Gdzie się podział mój czas
Pokazać kto dziś zechce mi świat?
Uuuuuuuu, zepsutych pragnę kobiet
Uuuuuuuu, zepsutych dziewczyn chcę
Może jakaś na pustyni tej
Zrobi dziś mężczyzną mnie
Weź mój rock and roll, uciekłbym
Uuuu, chcę wolny być
Uuuuuuuu, zepsutych pragnę kobiet
Uuuuuuuu, zepsutych dziewczyn chcę
Olsztyn, 3.05.2016

Spare Bricks po polsku w ramach 40-lecia „The Wall” 30.11.2019:


A w „The Wall” Pink poużywał sobie trochę na trasie w Stanach, a gdy próbował dodzwonić się do żony w Anglii, okazało się, że odbiera jakiś mężczyzna...

Aneks z 13.02.2024 - wersję po polsku, ale oczywiście w wykonaniu Spare Bricks zaprezentowałem w radiu UWM FM w audycji Szafa z muzyką Pawła Jarząbka pod moim jednorazowym tytułem From Szafa with Love:


Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek