Chciałem tylko, żeby gdzieś przekroczyć granicę, wszystko jedno którą, bo ważny dla mnie był nie cel, nie kres, nie meta, ale sam niemal mistyczny i transcendentny akt przekroczenia granicy.
(Ryszard KAPUŚCIŃSKI, „Podróże z Herodotem”)
Koncerty okolicznościowe, zamknięte, galowe miewają, czasem słusznie, a czasem zupełnie nieuzasadnieni, podejrzaną reputację. Porównywanie ich do samorządowych darmówek z okazji dni miast to jednak oczywista potwarz. Przynajmniej dopóki na uroczyste gale szanowanych instytucji nie zapraszają gwiazd disco polo.
Chociaż czasem można przesadzić w drugą stronę. Trafiła mi się dawno temu gala biznesowa, którą swoim występem uświetniła Antonina Krzysztoń. No i w czasie jej zakontraktowanego ewidentnie ponad miarę występu obserwowałem z zażenowaniem przez bite dwie godziny, jak publiczność chyłkiem opuszczała salę olsztyńskiego teatru.
Dziś wyrobiona widownia, w końcu Najlepsi z Najlepszych, wytrwała do końca. Powodów było pięć (dobrego wychowania nie licząc). Pierwszy to Grażyna Auguścik, wokalistka jazzowa zbyt mało znana, jak na swój talent. Mnie znana z płyty, a jakże, „The Beatles Nova”. Drugi powód to Andrzej Jagodziński. Z perspektywy prawie ćwierć wieku dziwi mnie zdziwienie i zaciekawienie, z jakim w 1993 roku przyjmowałem jego jazzowo-chopinowską płytę. Dziś rozmaite melanże są na porządku dziennym, ale przecież i wówczas, i długo wcześniej mieszało się gatunki (jak na imprezie trunki, że zacytuję pewnego Polaka). Powód trzeci to Czesław „Mały” Bartkowski, który zagrał na perkusji chyba na połowie polskich płyt jazzowych. Czwarty powód to Adam Cegielski, który, gdyby urodził się wcześniej, zagrałby na basie na drugiej połowie tych albumów. No i wreszcie powód piąty, czyli repertuar. Piosenki z tekstem, melodią, rytmem, harmonią... Powiedzmy „Szeptem”, powiedzmy „Kasztany”, powiedzmy „Pamiętasz była jesień”. No i powiedzmy „Preludium e-moll”, czyli przypomnienie, że towarzyszące Grażynie Auguścik trio stoi w całości za płytą „Chopin”.
Kilkudziesięciominutowy występ uświetnił dzisiejszą galę nagrody „Najlepsi z Najlepszych”, przyznawanej przez Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego. Robiąc sobie pamiątkowe zdjęcie z gospodarzem, co przystoi laureatom, nie zauważyliśmy, że bohaterem drugiego planu był Andrzej Jagodziński. Mistrz wybaczy...
Mamy w Polsce trzy dobre zespoły grające utwory Pink Floydów. Przynajmniej tyle znam. Każdy z nich ma swój patent na niepowtarzalność – coś, co odróżnia go nie tylko od oryginału, ale i od innych cover bandów.
Dolnośląsko-zachodniopomorski Spare Bricks, oglądany przeze mnie kilka razy w roku, to zaskakujący wszystkich kobiecy główny wokal i dopieszczone multimedialne widowisko z licznymi niespodziankami. Krakowski Another Pink Floyd, którego na żywo jeszcze nie widziałem, to dla odmiany mocne męskie granie i solidne rockowe koncerty. Natomiast olsztyński Tales of Pink Floyd, na którego większości nielicznych dotychczasowych występów byłem, proponuje swoistą miksturę floydowską, przekładaniec złożony nie tylko z najlepszych utworów, ale także z najlepszych ich fragmentów, z nieoczekiwanymi przejściami, składającymi się na tytułową opowieść.
Trzy floydowskie zespoły w prawie czterdziestomilionowym kraju to nie jest chyba zbyt dużo, każdemu wystarczy cegieł do noszenia. Marzyłby się mi floydowski festiwal z udziałem tych trzech grup lub czterogodzinny megakoncert, po którym nikt na widowni nie mógłby już powiedzieć, że jakiegoś utworu zabrakło...
Dziś (i wczoraj) Tales of Pink Floyd stawili się w Olsztyńskim Planetarium. Stawiła się również publiczność – dwa wieczory zostały dość szybko wyprzedane (nie inaczej było dokładnie dwa lata temu, gdy pod kopułą cztery występy dawali Spare Bricks). Nic dziwnego, muzyka Pink Floyd jak mało która współgra z efektownymi wizualizacjami wyczarowywanymi na sferycznym ekranie.
Właśnie, to był pierwszy występ Tales of Pink Floyd z takimi atrakcjami. Wizualizacje przygotowało Olsztyńskie Planetarium, częściowo w oparciu o te same, które towarzyszyły Spare Bricks dwa lata temu. Były też lasery, za które odpowiadał Darek Naworski, menadżer... Spare Bricks. Czyli pierwsza jaskółka współpracy już jest :)
Dzisiejszy i wczorajszy koncert niczym się w zasadzie nie różniły, program był chyba identyczny. Otwierał Czarek Makiewicz i „Pigs On The Wing, Part 1”. Na płytę „Animals” jeszcze tego wieczora wrócimy.
„Breathe (Reprise)”. Już na samym początku widać, jak Tales podchodzą do floydowskiego materiału – repryza „Breathe” nie pojawia się ani w związku z „Time”, ani jako dopełnienie głównej części utworu. Po prostu pasowała im jako samodzielny fragment.
„Have a Cigar”. To dzięki tej wersji udało mi się dwa lata temu dokończyć tłumaczenie tego utworu.
„What Do You Want from Me” i wplecione na koniec gitarowe intro z „Sorrow”, czyli Piotr Szymański wie, po co trzyma gitarę.
„Young Lust”. Pierwszy raz tego wieczora wchodzą do akcji lasery Darka.
Drugi (i ostatni) raz jesteśmy na płycie „Animals”. Skrócona wersja „Dogs” nie przybliża mnie do sukcesu w przetłumaczeniu tego utworu, z czym męczę się już jakieś trzy lata.
Skrócone „Dogs” przechodzą łagodnie w „Echoes”, również w wersji short.
Z kolei „Echoes” przechodzą znienacka w „Brain Damage” (ale tylko fragment instrumentalny), a te z kolei w „Goodbye Cruel World”. Mniej zorientowana publiczność sądziła, że to już koniec koncertu... A to przecież zaledwie połowa.
„Set the Controls for the Heart of the Sun” oraz „Time”. W „Set the Controls...” klimatyczne bliskowschodnie komentarze gitarowe Piotra Szymańskiego i niepokojący komentarz wizualny. Przejście do „Time” oczywiście niespodziewane i efektowne. Szkoda tylko, że Marek Matyjewicz nie dysponuje rototomami (gdy w listopadzie 2014 roku upomniałem się o nie w Spare Bricks, pojawiły się na następnym koncercie...). Po „Time” oczywiście powinna być repryza „Breathe”, ale przecież już była :)
„On the Turning Away” oraz „Wish You Were Here”. Ten pierwszy utwór tylko we fragmencie, jako swoista przygrywka do „WYWH”. Rafałowi Gajewskiemu pomyliła się co prawda kolejność utworów, ale spokojnie, doczekamy się forsy...
„Money”. O, dopiero teraz leci kasa z nieba. A towarzyszy jej solo na saksofonie w wykonaniu Zbigniewa Siwka, pierwszego gościa dzisiejszego wieczoru.
„The Great Gig in the Sky” oraz „One of My Turns”. Wokalistki, które zdecydują się wykonywać „The Great Gig...”, dostają brawa już na wejściu... Zazwyczaj też na zejściu. Drugi gość, Małgorzata Wawruk, dostała i na wejściu, na zejściu. A potem obowiązkowe zaskakujące przejście do „One of My Turns”.
„In the Flesh?” oraz „In the Flesh”. Szczyt melanżu – z dwóch części „In the Flesh” zrobiono jedną (początkowy tekst z „In the Flesh?”, druga część tekstu z „In the Flesh”).
„Run Like Hell”. Mam nadzieję, że cała widownia przychyla się do mego postulatu wysnutego z tego utworu („faszyści niech spierdalają”).
„Interstellar Overdrive”, czyli trochę kosmicznej psychodelii.
„Comfortably Numb”. Finał należał do Piotr Szymańskiego i Najlepszej Solówki Gitarowej w Historii.
Na prawdziwy koniec wyjaśnienie, kto za tym wszystkim stoi. I „Wish You Were Here” na bis, ale tylko refren, bo taka uroda koncertów Tales of Pink Floyd, że z utworami Watersa i kolegów robio, co chco :)
Rafał Gajewski – wokal, instrumenty klawiszowe:
Cezary Makiewicz – wokal, gitara akustyczna:
Piotr Szymański – gitara:
Piotr Kulawczuk – bas:
Marek Wiszniewski – gitara:
Marek Matyjewicz – instrumenty perkusyjne, wokal wspierający:
Międzynarodowy Dzień Poezji to dobra okazja, by zakończyć tłumaczenie „Sierżanta Pieprza”, w którym nie brak poruszających tekstów. Oto mam przed sobą świeżo ukończony przekład „She's Leaving Home”. A za sobą dwanaście innych piosenek z tego genialnego albumu, który za 72 dni skończy pięćdziesiąt lat. Ale nie ubiegajmy wydarzeń...
Ta historia zdarzyła się naprawdę. Coś w rodzaju ucieczki z domu córki polskiego wicemarszałka sejmu z pionierskich czasów polskiej odrodzonej demokracji. Tylko „coś w rodzaju”, bo 17-letnia Melanie Coe uciekła z londyńskiego domu bez miłości przede wszystkim z powodu niechcianej ciąży, która się jej przytrafiła. Los młodocianych uciekinierów jest zawsze taki sam – odnajdują się po kilku dniach. Melanię odnaleziono nocującą w firmie swego chłopaka. Ciążę wkrótce usunęła. Kurtyna. Paul McCartney poznał tę historię chyba do połowy, z okładki „Daily Mirror”, na którą trafiła twarz panny Coe, poszukiwanej przez zrozpaczonych rodziców.
Aha, facet od handlu samochodami to Terry Doran, przyjaciel Beatlesów z tamtych szalonych lat.
Środa rano, już piąta jest, dzień zaczyna się Cicho zamyka sypialnię swą Zostawia list, może wyjaśni coś Schodząc na dół do ich kuchni w dłoni chusteczkę ma Cichcem otwiera na tyły drzwi Wychodzi, by wolna być I (Daliśmy życia jej dar) Porzuca (Poświęciliśmy się tak) Dom (Daliśmy wszystko, co daje szmal) Porzuca dom, w którym miała już dość tych samotnych lat Ojciec chrapie, gdy matka szlafrok zakłada już Podnosi kartkę i wszystko wie Stoi tak sama, tam schodów szczyt jest Krzyczy zrozpaczona do męża „Dziecko rzuciło nasz dom Czemu traktuje bezmyślnie nas tak? Jak mogła zrobić to mi?” I (Dla siebie nic nigdy nie) Porzuca (Sobie przenigdy nic nie) Dom (Choć ciężko było, żyć da się wszak) Porzuca dom, w którym miała już dość tych samotnych lat Piątek rano, dziewiąta już, jest daleko gdzieś Czeka na kogoś, spotkanie ma wnet Facet ma salon, do handlu łeb I (Czy zrobiliśmy źle coś?) Już radość (Skąd wiedzieć, że szło źle coś?) Ma (Radości nie da się mieć za szmal) Coś w środku ma, co tłumione od lat było ciągle tak Porzuca dom, pa, pa Olsztyn, 18-21.03.2017
W końcu jest. Mniej więcej w siedemnastym zapowiadanym terminie. Zresztą nie całkiem jest, bo tylko w wersji cyfrowej. Ale przecież nie będę jeszcze tydzień czekał, że kupić trochę plastiku... O godzinie 19.57 kupiłem dziś 29 empetrójek, czyli płytę „Niepotrzebna pogodynka, żeby znać kierunek wiatru” zespołu Dylan.pl w składzie Filip Łobodziński, Jacek Wąsowski, Marek Wojtczak, Krzysztof Poliński, Tomasz Hernik.
Dwie godziny, trzynaście minut i pięćdziesiąt sekund później nie żałowałem, co nie znaczy, że nie jestem poirytowany, bo przecież to ja powinienem wydać ten album...
Weźmy choćby ostatni utwór na pierwszej płycie, czyli „Like a Rolling Stone”:
Once upon a time you dressed so fine Dawno temu tu miałaś piękny ciuch
Dawno, dawno temu byłaś jak z wybiegu You threw the bums a dime in your prime Nie szczędziłaś biednym groszy dwóch
Datek ubogiemu, a ty wprost z Edenu Didn't you? Czyż nie?
Miałaś fart People'd call, say, „Beware doll, „Strzeż się, lalko”, ostrzegł ktoś,
Ostrzegano cię: „To się skończy źle You're bound to fall” You thought they were all „Bo niepewny jest twój los”
Znajdziesz się na dnie” – ty myślałaś, że Kiddin' you Miałaś to gdzieś
To taki żart
You used to laugh about Ty ciągle śmiałaś się
Z ludzi, których zdeptał los Everybody that was hangin' out Z wszystkich ludzi, którym poszło źle
Zawsze dotąd rechotałaś w głos Now you don't talk so loud Dziś pozostał ci szept
Dziś ucichłaś, otóż to Now you don't seem so proud Dawnej dumy nie masz też
Dziś masz mniej zadarty nos About having to be scrounging for your next meal Kiedy musisz żebrać, by coś zjeść
Skoro nagle trzeba żebrać o kolejny każdy kęs
How does it feel Jak czujesz się?
I jak to jest How does it feel Jak czujesz się?
No, jak to jest To be without a home Jak bez domu być
Gdy dom daleko masz Like a complete unknown Jak kompletne nic
I przezroczystą twarz Like a rolling stone Jak włóczęga iść
Jak błądzący łach?
Aww, you've gone to the finest school all right, Miss Lonely O, do najlepszych poszłaś szkół, Samotna Miss
Najlepsze szkoły za sobą masz, Samotna Zjawo But you know you only used to get Lecz wykorzystali cię
Ale przecież wiesz, że cię prawie Juiced in it Tylko w nich
Wyżymali tam Nobody has ever taught you how to live on the street I nikt cię nigdy nie uczył na ulicy jak masz żyć
Nie uczono cię, jak przetrwać na ulicy And now you're gonna have to get A teraz oddychać powietrzem
A teraz pytasz: „Jak ja tu niby Used to it Musisz tym
Sobie radę dam?”
You said you'd never compromise Mówiłaś, że nigdy nie chcesz mieć
Nie chciałaś z tym guru żadnych umów, skąd With the mystery tramp, but now you realize Z żadnym trampem sprawy, lecz teraz bardzo chcesz
Zgrywałaś twardziela, teraz miękniesz, bo He's not selling any alibis Lecz alibi nie sprzeda ci on, nie
Na alibi z jego strony liczyć nie ma co As you stare into the vacuum of his eyes Gdy w jego puste oczy patrzysz się
Gdy napotykasz jego pusty wzrok And say do you want to make a deal? I mówisz „Może chcesz ze mną iść?”
I robisz w jego stronę pojednawczy gest
How does it feel Jak czujesz się?
Więc jak to jest How does it feel Jak czujesz się?
No, jak to jest To be on your own Jak na swoim żyć
Gdy w krąg pusto tak With no direction home Jak bez domu być
Gdy dom daleko masz Like a complete unknown Jak kompletne nic
I przezroczystą twarz Like a rolling stone Jak włóczęga iść
Jak błądzący łach?
Aww, you never turned around to see the frowns O, nie padł nigdy wzrok twój na śmieszny strój
Za trikiem trik pokazywali ci On the jugglers and the clowns when they all did Kuglarzy, klaunów, co robili tu
Magicy, ale ty w nosie miałaś ich Tricks for you Sztuczki ci
Wściekli byli więc You never understood that it ain't no good Nie pojęłaś nigdy, że lepiej jest
Nie pojęłaś, że tak nie robi się You shouldn't let other people get your Gdy obce kopniaki ktoś
Zamiast ciebie jednak inni Kicks for you Daje ci
Wciąż bawili się
You used to ride on the chrome horse with your diplomat W bryce woził cię konsul snob
Na konia ze stali twój poseł nieraz z tobą wsiadł Who carried on his shoulder a Siamese cat Na ramieniu siedział mu syjamski kot
Z syjamem na ramieniu – podobał ci się tak Ain't it hard when you discover that Jak się czułaś, gdy odkryłaś to
Aż tu nagle odkrywasz nieprzyjemny fakt He really wasn't where it's at Kim naprawdę był on, gdy odszedł stąd
Że ukradł ci wszystko, co tylko chciał After he took from you everything he could steal Kiedy zabrał ci już wszystko, co mógł skraść
I w sumie oblał najważniejszy test
How does it feel Jak czujesz się?
Więc jak to jest How does it feel Jak czujesz się?
No, jak to jest To be on your own Jak na swoim żyć
Gdy wokół pusto tak With no direction home Jak bez domu być
Gdy dom daleko masz Like a complete unknown Jak kompletne nic
I przezroczystą twarz Like a rolling stone Jak włóczęga iść
Jak błądzący łach?
Aww, princess on the steeple and all the pretty people O, jak księżniczka w wieży jest i w krąg mili ludzie też
Bogaci, młodzi, prężni piją zdrowie księżniczki They're all drinkin', thinkin' that they Co wciąż piją i myślą, że
Na wieży, bo wierzą, że to piękne i że Got it made Dobrze jest
Tak ma być Exchanging all precious gifts Prezenty swe zmieniają w mig
Wymieniają się darami – ty pierścionek z brylantami But you'd better take your diamond ring Lecz ty lepiej swój pierścionek chwyć
Lepiej zdejmij z palca i czym prędzej You'd better pawn it babe Do lombardu idź
Do lombardu idź
You used to be so amused Wciąż zawsze bawił cię
Napoleon w łachmanach tak rozbawiał cię At Napoleon in rags and the language that he used Napoleon w szmatach, cokolwiek rzekł
Językiem dziwnym budził twój głośny śmiech Go to him now, he calls you, you can't refuse Teraz z nim idź, woła cię, nie odmów mu
Słyszysz, woła cię właśnie, już do niego pędź When you got nothing, you got nothing to lose Przecież nie masz nic, nie masz całkiem nic już
Skoro nic już nie masz, nic nie stracisz też You're invisible now, you got no secrets to conceal Już nie widać cię, nie masz całkiem już co skryć
Jesteś niewidzialna, więc to i twych tajemnic kres
How does it feel Jak czujesz się?
I jak to jest How does it feel Jak czujesz się?
Tak, jak to jest To be on your own Jak na swoim żyć
Gdy wokół pusto tak With no direction home Jak bez domu być
Gdy dom daleko masz Like a complete unknown Jak kompletne nic
I przezroczystą twarz Like a rolling stone Jak włóczęga iść
Jak błądzący łach?
Bob Dylan, 1965 Robert Zienkiewicz, Olsztyn, 1-6.01.2012
Filip Łobodziński, grudzień 2013
B.
1. „Ramona” („To Ramona”)
Dziwi mnie, że nie potrafię pisać piosenek miłosnych.
2. „W szarych pętach dżdżu” („Tangled Up in Blue”)
Fascynuje mnie, że można wsadzić do piosenki „dżdż”.
3. „Romans w Durango” („Romance in Durango”)
Zastanawia mnie, jak długo Stany pozostaną jeszcze anglosaskie...
4. „Miłość bez zera/Żadnych ograniczeń” („Love Minus Zero/No Limit”)
Intryguje mnie, czy usłyszę tę piosenkę na żywo w Olsztynie.
5. „Bez słowa” („Ain’t Talkin’”)
Zmusza mnie ta piosenka do ponownego przesłuchania płyty.
6. „Izis” („Isis”)
Cieszy mnie, że otarłem się kiedyś o te starożytne klimaty.
7. „Ojciec nocy” („Father of Night”)
Boli mnie, że każdy uważa swoją religię za jedynie słuszną.
8. „Pan z tamburynem” („Mr. Tambourine Man”)
Podnieca mnie wspomnienie tych wszystkich wykonań tej piosenki sprzed trzydziestu lat, z zupełnie innym tekstem, jeszcze nie moim i jeszcze nie FŁ.
9. „Czas mija z wolna” („Time Passes Slowly”)
Szokuje mnie, jak łatwo można marnować czas...
10. „Jest mi miłość” („Love Sick”)
Wypełnia mnie radość, że nie muszę pisać takich utworów.
11. „Północ minęła” („Soon After Midnight”)
Usypia mnie ta ballada.
12. „Highlands” („Highlands”)
Napawa mnie dumą, że ja też potrafię pisać kilkunastominutowe piosenki.
13. „Gdy przypłynie okręt nasz” („When the Ship Comes In”)
Kręci mnie odczytywanie metafor.
14. „Señor (Z dziejów jankeskiej potęgi)” („Señor (Tales of Yankee Power)”)
Frustruje mnie, gdy nie radzę sobie z metaforą.
15. „Każde trawy źdźbło” („Every Grain of Sand”)
Smuci mnie, że to już koniec tej płyty...
Jeśli coś mnie zniechęca do wyprowadzki z bloku, to przed wszystkim perspektywa łatania cieknącego dachu w jednorodzinnym domku, tych wszystkich napraw, remontów, konserwacji. Przepraszam, ale znam ciekawsze zajęcia... W ostateczności choćby tłumaczenie piosenek. „Fixing a Hole” to już przedostatni utwór z „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”, z którym się zmierzyłem. Do pięćdziesiątej rocznicy ukazania się tego albumu na pewno zdążę w całości. Mając na głowie przeciekający dach lub szparę w drzwiach, raczej bym się nie wyrobił.
Paul McCartney na przełomie 1966 i 1967 roku mógł ze swoim domkiem przy Cavendish Avenue w Londynie zrobić, co chciał. Nieobarczony rodziną król życia mógł ignorować wszelkie dziury w dachu, mógł pomalować pokój na dowolny kolor, mógł wpuszczać koczujących na ulicy fanów (szczególnie fanki) do domu lub mógł się od nich izolować... Wszystko w jednym celu – żeby uwolnić swój umysł, wyzwolić się artystycznie. Dziury załatał, drzwi uszczelnił, pokój wymalował, fankom podziękował i wypuścił z kolegami wielkiego „Sierżanta Pieprza”... W tym czasie kątem u McCartneya pomieszkiwał Mal Evans, tour managaer, asystent i przyjaciel zespołu. Historia milczy na temat udziału w remontach (umówmy się, że to jednak metafora), natomiast sam Evans tuż przed śmiercią w 1976 roku wyznał, że przesiadując z Paulem miał udział w powstaniu kilku piosenek, m.in. „Fixing a Hole”. Dementi McCartneya chyba nie było.
Zatykam sto dziur, wpada przez nie deszcz
Stopując moich myśli bieg
Dokąd pójdą?
Uszczelniam sto szpar, biegną przez me drzwi
Wstrzymując moich myśli bieg
Dokąd pójdą?
I naprawdę nie jest ważne
Czy mam rację, czy nie
Gdzie miejsce mam, ją mam, gdzie miejsce mam
Widzę ludzi, stoją tam
Nie zgodzą się, przegrają znów
Ciekawe, czemu nie chcą przejść mych drzwi
Maluję swój pokój, kolorowo jest
Gdy zaczną moje myśli bieg
Z nimi pójdę
I naprawdę nie jest ważne
Czy mam rację, czy nie
Gdzie miejsce mam, ją mam, gdzie miejsce mam
Głupi ludzie krążą tu
Wciąż dręczą mnie, miast spytać mnie
Nie miną, czemu, moich drzwi
Znajduję więc czas, żeby robić, co chcę
Co wczoraj dla mnie znaczyło mniej
I wciąż idę
Zatykam dziur sto, wpada przez nie deszcz
Stopując moich myśli bieg
Dokąd pójdą?
Dokąd pójdą?
Zatykam dziur sto, wpada przez nie deszcz
Stopując moich myśli bieg
Dokąd pójdą? Olsztyn, 12.03.2017
Pewien mój znajomy (z tych, co to wyrażają się z jedynie słusznych pozycji) wyjaśnił mi kiedyś, że celem ekumenizmu nie jest wcale dojście do porozumienia i znalezienie wspólnej drogi przez wszystkie kościoły chrześcijańskie, lecz uznanie przez każdy kościół niekatolicki swoich błędów i powrót na łono jedynie słusznego KK. Dla równowagi inny mój chwilowy znajomy, Żyd polskiego pochodzenia oprowadzający nas po Jerozolimie, gdzieś po drodze między miejscami kultu Boga, Jahwe i Allacha, stwierdził, że przecież bóg jest jeden...
Na Półwyspie Indyjskim liczba bóstw przekracza podobno sto tysięcy (bogowie krajowi, regionalni, lokalni czy wręcz czczeni tylko w jednej rodzinie), co nie musi zresztą stać w sprzeczności z domniemaniem, że za wszystkim stoi jeden Absolut, mający liczne emanacje.
George Harrison był tym z Beatlesów, który z hippisowsko-hinduskiego uniesienia drugiej połowy lat 60. wyniósł najwięcej. Choćby nową religię, której pozostał wiernym do końca życia... Dwie najbardziej znane piosenki będące świadectwem jego wiary to pochodzący z czasów betlesowskich utwór „Within You Without You” oraz pierwszy postbeatlesowski przebój numer jeden, czyli „My Sweet Lord” z 1970 roku. W tej drugiej piosence żydowsko-chrześcijańskie „Alleluja” miesza się z hinduistycznym „Hare Kryszna”. Komuś to przeszkadza?
Panie mój Słodki mój Hm, mój, mój Chcę widzieć Cię naprawdę Z Tobą chcę naprawdę być Widzieć chcę naprawdę Cię, Lecz to na zbyt długo trwa Panie mój Słodki mój Hm, mój, mój Chcę poznać Cię naprawdę Z Tobą chcę naprawdę być Pokazać chcę naprawdę Ci, Że to nie zbyt długo trwa (Alleluja) Panie mój (Alleluja) Słodki mój (Alleluja) Hm, mój, mój (Alleluja) Chcę widzieć Cię naprawdę Widzieć Cię naprawdę Widzieć chcę naprawdę Cię Widzieć chcę naprawdę Cię Lecz to na zbyt długo trwa (Alleluja) Panie mój (Alleluja) Słodki mój (Alleluja) Mój, mój, mój, mój (Alleluja) Chcę poznać Cię naprawdę (Alleluja) Z Tobą chcę naprawdę iść (Alleluja) Pokazać chcę naprawdę Ci, Że to nie zbyt długo trwa (Alleluja) Mmm (Alleluja) Panie mój (Alleluja) Mój, mój, mój (Alleluja) Panie mój (Hare Kryszna) Mój, Panie mój (Hare Kryszna) O, mój, Panie mój (Kryszna Kryszna) U-u-u (Hare Hare) Dziś, chcę widzieć Cię naprawdę (Hare Rama) Z Tobą chcę naprawdę być (Hare Rama) Widzieć chcę naprawdę Cię, Lecz to na zbyt długo trwa (Alleluja) Panie mój (Alleluja) Mój, mój, mój, mój (Alleluja) Panie mój (Hare Kryszna) Panie mój (Kryszna Kryszna) Mój, mój (Hare Hare) Mm, mm (Gurur Brahma) Mm, mm (Gurur Wisznu) Mm, mm (Gurur Devo) Mm, mm (Maheśwara) Panie mój (Gurur Sakshaat) Panie mój (Parabrahma) Mój, mój, mój, mój (Tasmai Shri) Mój, mój, mój, mój (Guruve Namah) Panie mój (Hare Rama) (Hare Kryszna) Panie mój (Hare Kryszna) Panie mój (Kryszna Kryszna) Mój, mój (Hare Hare) Olsztyn, 25.02-11.03.2017
Kącik zaoceaniczny. 15.10.2023 w nowojorskiej Hard Rock Cafe trafiłem na gitarę, na której George Harrison grał „My Sweet Lord” na koncertach na rzecz Bangladeszu 1 sierpnia 1971 roku (odbyły się dwa, w nieodległym Madison Square Garden).