poniedziałek, 17 lutego 2020

Bolonia na tłusto

Nikogo głodnego Bolonia nie wypuści… Nasze kulinarne przygody w stolicy regionu Emilia-Romania nie były może szczególnie wysublimowane, ale też nie zaczęły i nie zakończyły się przecież na pizzy, która, owszem, była, ale o tym za chwilę.

Zaczęliśmy od… irlandzkiego pubu Cluricaune. Powody były muzyczne, ale coś tam można było zjeść. Naszą ofiarą (a może to my byliśmy ofiarami?) padł big burger, w którego składzie znalazły się carne di manzo (czyli wołowina), fontina (czyli ser, ale nie poczułem) i oczywiście lattuga (sałata), pomodoro (wiadomo) i salse (sos). Co do bułki, to była słodka jak mazurek wielkanocny… Aha, no i oczywiście to wszystko było serviti con patate fritte, które z tego wszystkiego były najlepsze. Nie ma co narzekać, skoro we Włoszech zaczyna się od hamburgera… Na szczęście na stole wylądowała też bruschetta classica, czyli pomodoro, sale, olio, origano (nie ma co tłumaczyć). Tego we Włoszech nie potrafią zepsuć. Był też typowo boloński przysmak, czyli piadine (powiedzmy naleśnik) w wersji light z prosciutto cotto (gotowana szynka) i fontina (już wiemy, ser). Co ciekawe, też serviti con patate fritte (ale gorszymi niż przy hamburgerze).


Druga kulinarna przygoda następnego dnia w południe. Po wizycie w Mercato di Mezzo spodziewaliśmy się dużo, bo kojarzymy z satysfakcją takie przybytki (wiele restauracji w jednym miejscu) z Hiszpanii i Portugalii. Nie chcę powiedzieć, że się zawiedliśmy, ale szału nie było, chociaż lada wyglądała obiecująco…


W programie tortelloni speck e radicchio (czyli ze słoniną i jakąś czerwoną odmianą cykorii, typową dla północnych Włoch) oraz balanzone alla mortadella (pytanie czy nazwa balanzone pochodzi od doktora Balanzone, postaci z komedii dell'arte, czy raczej to il Dottore wziął nazwę od tych zielonych z powodu szpinaku tortelloni z ciasta francuskiego, nadziewanych w tym przypadku mieloną mortadelą, która przecież sama powstaje z drobno zmielonego mięsa). Typowe dania barowe i takiż smak…


Na pocieszenie widok z pobliskiego sklepu. Na zakupy jeszcze przyjdzie pora.


Wieczorem sukces. Świetna muzyka i świetna kolacja w Cantina Bentivoglio. Na początek firmowy starter (ricotta, salami, mortadela, oliwki, parmezan) oraz crostino parmigiana (czyli po prostu świetna zapiekanka z serem), a potem niepozornie wyglądające, ale niesamowite tortellini z wołowiną w rosole drobiowym…


... i równie niepozorne i równie niesamowite ragout alla bolognese.


Śniadania we własnym zakresie. Herbata z tego czajnika nie może nie smakować…


Na drugie śniadanie wizyta w bardzo popularnym Pappare' (stolik zdobyliśmy cudem). Mnóstwo pokus…


…ale te rogale z pastą pistacjową i banalnie niebanalną czekoladą wystarczyły.


Pierwszą pizzę we Włoszech jadłem 24 lata temu w Wenecji i albo od tego czasu Włosi nauczyli się robić swoją narodową potrawę, albo po prostu w Wenecji niczego się nie powinno jeść. W każdym razie ta w Bolonii w Pizza Casa przy via delle Belle Arti była świetna.


Tania i świetna. Propozycja dla proletariatu, co widać było po warunkach konsumpcji i po współkonsumentach.


Pora na zakupy regionalne. Nasze ciężko zapracowane złotówki zamienione na euro wydaliśmy w sklepie Tamburini przy via Drapperie. Owszem, dobrze widzicie. Flakonik 150-letniego octu kosztuje 310 euro. Fakt, wina z dobrych roczników bywają droższe. Dla uspokojenia dodam, że my kupiliśmy ocet balsamiczny w wieku przedszkolnym.


Na podwieczorek daliśmy drugą szansę Mercato di Mezzo. Słusznie, desery tanie (jak na Włochy) i smaczne (jak to we Włoszech).


Nie wiem, skąd się obrońcy praw zwierząt dowiedzieli, że jedliśmy mortadelę, ale właśnie przed naszą kamienicą przy via dell'Indipendenza urządzili protest…


I to była zapowiedź wieczornej porażki. Średnia ocen w Internecie mówiła, że będzie dobrze, ale w Va Mo La przy via delle Moline nie było dobrze. Lasagna była średnio smaczna i zimna.


Dla odmiany polpettine alla bolognese, czyli pulpety po bolońsku, były zimne i średnio smaczne.


Wracając z ostatniej bolońskiej przygody kulinarnej trafiliśmy na tę ulicę. Ale nie róbcie z nas malkontentów… To był jednak udany wypad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz