Majorka to jest trochę inna Hiszpania, także w knajpach i restauracjach. Inna, ale równie smaczna.
Na początek Mercat Municipal de Santa Catalina, czyli miejsce powszechne, popularne i pożyteczne. Mercaty lubimy w Portugalii, lubimy i w Hiszpanii. To połączenie targu z artykułami spożywczymi z punktami gastronomicznymi. Przy czym targ startuje wcześnie rano, potem obie formy funkcjonują wspólnie, a drzwi zamyka gastronomia. W przypadku tego mercatu gastronomia funkcjonuje do około 16:00.Nasz wybór padł na Bar La Tapita, którego tablica uśmiechnęła się do nas zachęcająco i w miarę zrozumiale. Z kilkunastopunktowej listy wybraliśmy cztery pozycje.
Pica pica, czyli mątwa.
Na drugim talerzyku frito mallorquin, czyli warzywa smażone z wątróbką (są wątpliwości, jaka to wątróbka).
Trzeci talerzyk to carne en salsa – łatwo zrozumieć, że to wieprzowina w sosie.
I czwarty tapas – albondigas, czyli klopsiki mięsne.
Za to wszystko i dwie cole 28,6 euro.
To był 17 marca, więc wieczorem wyrwaliśmy się na chwilę z kręgu kultury katalońskiej i wpadliśmy do pubu Hogan's, by świętować Dzień Św. Patryka.
A tam, wiadomo, Guinness i burgery.

Do tego wszystkiego kapela Esclatafolks w repertuarze przeważnie celtyckim.
Całość za 40 euro.
Drugi dzień (a będzie to dzień zakończony z przytupem) zaczynamy od wizyty w budynku Can Forteza Rey na placa del Marques del Palmer.
W tych pięknych okolicznościach secesji znajduje się Forn del Santo Cristo.
A w Forn del Santo Cristo znajdują się rzeczy (uwaga, jadę Makłowiczem) emblematyczne dla Majorki, czyli ensaimadas (to w cukrze) i empanadas pollo (to drugie).
Skoro drugi dzień, to drugi mercat. Mercat de L'Olivar znajduje się, zaskoczenie na Placa de L'Olivar.
Zasiedliśmy w Bar des Peix (lub też w innej wersji Bar del Peix, w końcu mamy tu w użyciu język hiszpański i język kataloński), czyli jak nic barze rybnym, który zresztą szykował się do zamknięcia.
Ale na stół zdążyły jeszcze wjechać torpedo (langustynki), croquetas bacalao (krokiety z dorszem) i pimientos.
Na deser croquetas jamon, czyli krokiety z szynką.
Całość za skromne 38 euro.
Prawdziwe wydatki dopiero przed nami! Ale nie uprzedzajmy wypadków. Wieczór postanowiliśmy spędzić w restauracji Adriana Quetglasa, szczycącej się gwiazdką Michelina.
Przed nami osiem momentów. A co jeden, to pyszniejszy.
Paté de ave con cereza negra
Poultry paté with black cherry
czyli pasztet

Taco César con boquerones y salsa de jalapeños
Caesar taco with anchovie and jalapeño sauce
El huevo de oro con consomé de setas silvestres y vaca vieja curada & disecada
The golden egg with wild mushroom´s consomme and matured cow cured & dried
Alubias con callos de bacalao, esfera de matanzas, esencia de membrillo y oxalis
Beans with cod tripe, sphere of „matanzas”, quince essence and wood sorrel
czyli fasolowa
Jamón york de calamar con fricasé marino y velouté de plancton
Squid cooked ham with marine fricassee and plancton velouté
Ragú de castañetas con puré de castañas, oloroso y mandarina
Pork castanets ragout with chestnuts puree, oloroso and mandarine
Piña con cacahuetes, coco, albahaca y chocolate blanco crujiente
Pineapple with peanuts, coconut, basil and crunchy white chocolate
Invierno: Jengibre, manzana y Pedro Ximénez
Winter: Ginger, apple and Pedro Ximénez
Ułatwiająco-utrudniające tłumaczenie menu (dwie wersje z dwóch komórek):

Ile za to wszystko? Strach napisać.
No to może w kolejnych dniach coś tańszego, np. bar Pesca d'Oli.
A w nim tutejsza wersja fish and chips.
No, to w stosunku do ulubieńców Michelina jest za darmo.
Kropką nad i niech będzie ensaimadas, którym raczyliśmy się w naszym Protur Naisa Palma Hotel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz