Gdy jechałem na warszawski koncert Erika Burdona, Rafał S. („S”, nie „Ś”) wyraził wątpliwość, czy warto. Jak twierdził, nie chciałby się rozczarować. Przecież od 1964 roku minęły 34 lata. No i co z tego... Sami oceńcie co się działo w Sali Kongresowej.
(01) Don’t Bring Me Down
Wersja filmowa:
(02) Don’t Let Me Be Misunderstood
Wersja filmowa:
(03) It’s My Life
Wersja filmowa:
(04) Monterey
Wersja filmowa:
(05) GTO
Wersja filmowa:
(06) We’ve Gotta Get Out Of This Place
Wersja filmowa:
(07) When I Was Young
Wersja filmowa:
(08) Roadhouse Blues
Wersja filmowa:
(09) Bring It On Home To Me
Wersja filmowa:
(10) No More Elmore
Wersja filmowa:
(11) Good Times
Wersja filmowa:
(12) Sky Pilots
Wersja filmowa:
(13) The House Of The Rising Sun # Got Me Floating
Wersja filmowa The House Of The Rising Sun:
Bohaterowie dzisiejszego wieczoru. Najważniejszy:
Na perkusji Aynsley Dunbar, facet, który grał na płytach Johna Mayalla, Franka Zappy (kilka ważnych albumów z lat 70.), Davida Bowiego (np. „Aladdin Sane”), Lou Reeda (słynny „Berlin”) i dalej mi się nie chce wymieniać…
Na klawiszach i gitarze Neal Morse (członek Spock’s Beard).
Na basie Dave Meros, w zespole Burdona od 1990 roku (również członek Spock’s Beard).
Na gitarze Dean Restum.
Aha, no i ja na górze po prawej stronie (czyli po lewej od sceny) Sali Kongresowej. Do czegoś się ten Pałac Kultury w końcu przydał. W moim przypadku już drugi raz.
Bilety? Mój kosztował 50 zł.
Kącik archiwalny, czyli „Świat Młodych” 27 kwietnia 1985 zapowiadał koncerty Burdona w Polsce. Nie wybierałem się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz