niedziela, 21 stycznia 2024

Szesnaste na Chmielnej

Z widokiem w czasie tego pobytu w Warszawie nam się udało.

Wjeżdżając na szesnaste piętro hotelu NYX przy ul. Chmielnej miałem takie oto refleksje:


Dzień pierwszy, popołudnie:

Dzień drugi, wieczór:

Istotny szczegół tego widoku (dobra okazja, by posłuchać adekwatnej piosenki Czesława Niemena, którego 20. rocznica śmierci przeszła dwa dni wcześniej jakoś niezauważona, ale pojawiły się przynajmniej wspomnienia o zmarłym rok temu Marku Gaszyńskim, czyli autorze tekstu „Snu o Warszawie”):

Dzień czwarty, rano:

Dzień piąty i ostatni, też rano, ale jakże inne:

Gdy skierować wzrok w dół, widać budowę, która ma połączyć Chmielną ze Złotą:


Wiadoma rzecz, smacznica

Tym razem stolicę smakowaliśmy przeważnie orientalnie, co nawet korespondowało z jedną z muzealnych wizyt.

Na początek mix tajsko-chiński w Pełną Parą na Siennej, czyli dwuosobowy zestaw, w którym znalazły się następujące specjały: bułeczka bao z tofu, bułeczka bao z kurczakiem, pierożki na parze z wołowiną, kurczakiem i szpinakiem, chrupiące pierożki gyoza z brie i truflą, spring rollsy z kaczką, wonton z wieprzowiną, krewetki w tempurze, tajska sałatka mango, kimchi, edamame, sosy sojowy, sweet chilli oraz majonez sojowy. Uff!

Wieczorem, po pierwszym oko w oko z Krystyną Jandą, małe co nieco w Hali Koszyki, gdzie w tapasowni Sobremesa na stół wjechały patatas bravas, empanada i krokiety rybne (no, Hiszpania to nie Orient, ale też nie Małopolska).

Kolejnego dnia wizytę w Muzeum Narodowym, gdzie podziwialiśmy Arkadię, zakończyliśmy w tamtejszej Restauracji Muzealnej, która podjęła nas deserem o składzie: ser Bursztyn, krakers gryczany oraz chutney z gruszki i chili.

No i ciastem czekoladowym z przyprawami korzennymi, wiśniami i musem z suszonych owoców.

Wieczorem wpadliśmy na plac Bankowy, gdzie w restauracji Thaisty przypominaliśmy sobie nie tylko ubiegłoroczną wizytę w tym miejscu, ale i tajlandzkie przygody kulinarne. Na wstępie gai sate, som tam thai, springrolls taro.

Potem odważni jedli esencjonalne owoce morza z woka, czyli tale chai yaa.

A nieodważni, czyli ja, klasykę gatunku w postaci pad thaia z kurczakiem.

Na deser, wiadomo, mango sticky rice. W zeszłym roku nie mieli, a w tym roku alternatywna wersja (zapewne z powodu pory roku), której w Tajlandii nie doświadczyliśmy.

Kolejny dzień, po pokonaniu Trasy Królewskiej, uświetniliśmy wizytą na Nowogrodzkiej. To nie to, co myślicie. To świetna Soul Kitchen (chciałbym, żeby nazwa pochodziła od utworu The Doors, ale skoro był film o tym tytule z takąż w nim restauracją…). Zamówiliśmy zestaw lunchowy, a w nim barszcz ukraiński…

…hamburger (skoro nawet w tajskiej bułeczka bao przybiera postać niemalże hamburgera, to znaczy, że wszędzie dają)…

…oraz sernik (zachodniopomorskie wino Solaris rocznik 2022 od Turnaua już za podszeptem wybrednej pani z sąsiedniego stolika).

Kolejnego dnia znów trafiliśmy do Pełną Parą, tym razem w Elektrowni Powiśle. Zamówiliśmy ten sam zestaw, co pierwszego dnia, ale w poszczególnych lokalizacjach są różnice, więc wjechały: bułeczka bao z tofu, bułeczka bao z kurczakiem, pierożki na parze z wołowiną, kurczakiem i szpinakiem, chrupiące pierożki gyoza z brie i truflą, spring rollsy z kaczką, wonton z wieprzowiną, krewetki w cieście filo (tu różnica), kimchi, edamame, wakame (tam nie było), sosy sojowy, śliwkowy (różnica) oraz pikantny aioli (różnica). Nie było sałatki mango.

sobota, 20 stycznia 2024

Janda domowa

Godny finał tegorocznej warszawskiej eskapady – dwie i pół godziny w Och-Teatrze.


W dodatku dwa i pół metra od świetnych aktorów (znowu Krystyna Janda, Katarzyna Gniewkowska, Małgorzata Kocik, Krzysztof Dracz, Mirosław Kropielnicki).

Sztukę komiczną „Pomoc domowa” przełożył Bartosz Wierzbięta. Resztę sobie przeczytajcie.

W Och-Teatrze, podobnie jak przed rokiem, spodobało mi się, że można przespacerować się obok artefaktów.


Trochę Azji i trochę Pacyfiku

Byłem kiedyś w świetnie wyposażonym Muzeum Tropiku w Amsterdamie, ale nie zaszkodziło zajrzeć do Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie.

Jego zawartość i zakres w znacznej mierze wynika z obszaru działalności dyplomatycznej Andrzeja Wawrzyniaka, który w latach 60. pracował w polskiej ambasadzie w Indonezji i podróżował po wielu krajach tego zakątka świata. Po powrocie przeznaczył pozyskane w ten sposób swoje obszerne zbiory na nowopowstałe muzeum, którego został dyrektorem (aż do 2013 roku). Nie znalazłem tam całej Azji i całego Pacyfiku. Ale muzeum ma dopiero 50 lat, może się jeszcze rozwijać…

Kilka przykładów z poszczególnych krajów.

Tancerka (Iran, ok. 1920).

Rahla, czyli pulpit pod Koran (Afganistan, ok. 1980) oraz tasbih, czyli sznur modlitewny (Afganistan, 1950-1975).

Tkanina dekoracyjna suzani (Tadżykistan, 1978, wykonała ją Kurbindi Safarowa).

Od lewej: strój kobiecy munisak (Afganistan, XIX-XX), płaszcz czapan (Uzbekistan, XIX-XX) oraz strój kobiecy parandża (Uzbekistan, XIX-XX).

Jurta (Mongolia, 1980-2000).

Teatr wayang (Indonezja).

Muzeum kończy się dość niespodziewanie salą z dużą liczbą instrumentów muzycznych. Wyraźnie widoczny sitar jest jak wyrzut sumienia, że na wystawie nie ma (jeszcze?) Indii. Może trzeba odezwać się do Krzysztofa Mroziewicza?

Wystawa czasowa z Państwa Środka – „Odbicia piękna. Chińskie malarstwo na szkle z kolekcji Mei Lin”. Jako przykład tryptyk „Trzecia żona wychowuje syna” (późny okres dynastii Qing).

Filmowe podsumowanie z własną muzyką.


piątek, 19 stycznia 2024

Kawałek serca na scenie

Jak zaznaczyć 81. rocznicę urodzin Janis Joplin? Najlepiej jakimś koncertem z adekwatnym repertuarem. Adekwatny repertuar zapewniła Natalia Sikora.


Po dwóch dniach wróciliśmy na dokładnie te same miejsca w pierwszym rzędzie Teatru Polonia. Tym razem pstrykająca pani fotograficzka nie mogła nam przeszkodzić, bo było bardzo głośno. Na tym zdjęciu jest jeszcze cicho, bo Natalia Sikora z rewelacyjnym zespołem dopiero koncentrują się przed wejściem na scenę.

Zaczęli zresztą bardzo spokojnie. Jak to w teatrze, był element dramaturgiczny w postaci zapalonej świecy, z którą Natalia weszła na scenę. A brzmiało to tak, jakbyśmy dziś obchodzili urodziny Jima Morrisona i za chwilę utwór przeszedłby w „The End”.
Nic takiego nie nastąpiło, po pierwszym utworze Natalia polała się wodą i poleciało (prawie) wszystko to, po co tu przyszliśmy, czyli m.in. „Move Over”, „Me and Bobby McGee”, „Piece of My Heart”, „Mercedes Benz”, „Try (Just a Little Bit Harder)”, „Ball and Chain”. Nie było „Summertime” (w końcu jest zima) i nie było „Cry Baby” (nie wszystko musi być tak oczywiste), ale było za to coś własnego oraz świetny przerywnik instrumentalny, w którym okazało się, po co są dwie gitary w składzie.

Muzycznym bohaterem wieczoru był Paweł „Kadłub” Stankiewicz, czyli człowiek z Olsztyna (w ubiegłym roku widziałem w Kamienicy Naujacka).

Fragmencik dowodzący, że było naprawdę dobrze.


Nie jestem pewien, bo nie wgapiałem się bezczelnie w faceta, ale wyglądało mi, jakby kilka rzędów za nami siedział inny świetny artysta. Jeśli to nie był on, to ktoś perfekcyjnie pożyczył sobie stylówę… Mniejsza z tym, ważniejsi dziś byli ci z przodu, którzy zostawili dziś kaweł serca na scenie.

Z wizytą u króla

Gdy studiowałem w Krakowie, krążyły pogłoski, mające zapewne status miejskiej legendy, że na naszym liczącym z 200 osób roku jest mnóstwo krakusów, którzy w życiu nie byli na Wawelu. Co do mnie, to byłem w czterdziestu krajach na czterech kontynentach, a na Zamku Królewskim w Warszawie jeszcze nie byłem. Do dziś.

Czasem przechodziłem obok. Co mnie zniechęcało? Przykra świadomość, że to miejsce „tylko” odbudowane. Z całym autentycznym szacunkiem dla pracy Stanisława Lorentza i z pamięcią, że w latach 70. składałem się, jak cały naród, na odbudowę Zamku Królewskiego. Nie dysponuję dowodami, ale miałem sporo cegiełek.

Na pierwszą wizytę wybrałem oczywiście Trasę Królewską. Krótki przegląd poszczególnych komnat. Co jedna, to smaczniejsza.

Sala Rady
Ignacy Wyssogota Zakrzewski (autor Józef Peszka), czyli jeden z dwóch facetów, którzy na obrazie Matejki „Konstytucja 3 maja” niosą Stanisława Małachowskiego, marszałka Sejmu Wielkiego.

Sala Wielka
Na suficie Jowisz wyprowadzający świat z zamętu (Marcello Bacciarelli).

Sala Rycerska
Chronos-Saturn (początkowo wyobraziłem sobie, że to Atlas).

Pokój Marmurowy
Chyba najbardziej efektowna sala, a w niej najbardziej emblematyczny portret króla Stasia, czyli Stanisław August Poniatowski w stroju koronacyjnym (Marcello Bacciarelli).

Sala Tronowa
Na moment przed Napoleonem wyobraźnię europejskich władców rozpalał geniusz militarny takich wodzów, jak Hannibal i jego pogromca Scypion Afrykański.

Gabinet Konferencyjny
O ile dobrze rozpoznaję, to spośród siedmiu ówczesnych europejskich luminarzy, których portrety zawiesił sobie król Stanisław w salce, gdzie uprawiał głęboką dyplomację, na moje zdjęcie trafili cesarz rzymsko-niemiecki Józef II, król Prus Fryderyk II oraz caryca Katarzyny II. No, sami miłośnicy Polski.

Gabinet Króla
Przyjemnie podziwiać na królewskim globusie Ziemi dokonania XVIII-wiecznych kartografów.

Pokój Sypialny Króla
Przyznam, że nie do końca zrozumiałem koncepcję spania króla Stasia w tych okolicznościach (audioprzewodnik głosem Adama Ferencego ogłosił, że robił to półsiedząc).

Pokój Audiencjonalny Stary
Matka Stanisława Augusta, czyli Konstancja z Czartoryskich Poniatowska spogląda dumna z obrazu (Marcello Bacciarelli) na syna króla. Z obrazu, bo do elekcji Stasia nie dożyła.

Pokój Canaletta
Elekcja Stanisława Augusta. Po co było spędzać szlachtę, wystarczyło zapytać Katarzynę II.


Kaplica. Czy król Stanisław modlił się o pomyślność Rzeczypospolitej?

Nowa Izba Poselska
Mogli się posłowie napawać potęgą Rzeczypospolitej. Do 1772 roku.

Galeria Wettynów (Galeria Warty)
Elekcja Augusta II na Woli pod Warszawą w 1697 (Martino Altomonte). Ruscy wybrali nam na króla Niemca, czyż nie?

Sala Senatorska
Tak, to tutaj przegłosowano To, Co Trzeba, Ale Sto Lat Za Późno.

Pokoje Królewiczowskie
Rejtan (Jan Matejko). Zdziwiłem się widząc tutaj ten obraz, bo przecież trafiłem na niego 13 lat temu w Sali Siemiradzkiego w Galerii Sztuki Polskiej XIX w. w krakowskich Sukiennicach. Jak widać obrazy też wędrują.

No i teraz patrzę na Zamek Królewski zupełnie inaczej…

Filmowe podsumowanie całej wizyty, muzyka własna.