sobota, 25 listopada 2023

Nieodporni na Zarazę

Konkurencja była dziś ogromna: The Doctors w Sowie, The Painkillers w Zgrzycie oraz The Bill i KSU w Sali Wasilewskiej. Na każdy z tych koncertów chętnie bym poszedł... Ale jako wierny fan Zarazy miałem inne obowiązki!


Gdyby ktoś mi powiedział na początku tego roku, że w 2023 zobaczę Zarazę na scenie i to trzy razy, powiedziałbym, że prędzej mi kajla na uberlaufie wyrośnie, niż Sikor zaśpiewa na żywo „Przewóz osób”. I wiecie co? Miałbym dziś kajlę na uberlaufie! Bo przecież najpierw było nieśmiałe preludium akustyczne w Kamienicy Naujacka, potem niewinne rozwinięcie unplugged w radiu UWM FM, a dziś… A dziś pełny elektryczny koncert dla naładowanej elektrycznie publiczności!


Pierwszy rzut na podejrzaną playlistę upewnił największych fanów (do których się zaliczam od 30 lat i pięciu dni, czyli od pierwszego razu, gdy zobaczyłem ich na scenie), że będzie dobrze.

Początek prawie w oryginalnym składzie, czyli z Szymanem (ale bez Welona).

Piotr Szymański zagrał tylko w trzech pierwszych utworach, bo potem nastąpiła era Pachoła.


Zgodnie z zapowiedziami na scenie podziemi Amfiteatru pojawiła się Basia Raduszkiewicz, która opuściła na cztery minuty Krainę Łagodności, by ujawnić swe rockowe oblicze.


A dalej już normalnie:
- publiczność płci obojga licytowała się, kto był większą/większym groupie,
- ze sceny leciały kolejne przeboje,
- na scenę leciała damska bielizna.


Kącik archiwalny, czyli prawie wszystkie dźwięki, jakie pojawiły się podczas dzisiejszego niezapomnianego, historycznego, wyjątkowego, zajebistego, porażającego, makabrycznego, nieprawdopodobnego, piekielnego, przeszywającego, szokującego, upiornego, paraliżującego, nieludzkiego, wstrząsającego, zatrważającego, a nawet po prostu dobrego koncertu.

„Get To You”
Niewinne szatańskiego początki.


„Przewóz osób”
Pachoł jeszcze nie zdecydował się, czy tego wieczoru będzie wokalistą, perkusistą czy gitarzystą.


„Jestem radio jestem telewizja”
Podaję tytuł jak na okładce płyty, chociaż gdyby był przy tym jakiś redaktor, to by postawił w środku przecinek (no co się czepiasz?).


„Dacza”
Pachoł zmienia Szymana i gwiżdże na to wszystko. Jeśli nawet Sikor spojrzał na mnie znacząco przy słowie „Robaczek”, to zapewniam, że ja na tej daczy nie byłem.


„Kochaj wariata (Zatańczymy?)”
Świetny udział Basi Raduszkiewicz w baletkach. No i „Czy te oczy mogą kłamać?”…


„Amfetamina”
Pachoł śpiewa, mikrofon prawie działa.


„Jesteś cool, bo jesteś grunge”
W pierwszej relacji z koncertu Zarazy napisałem blyskotliwie, że słychać tam Pearl Jam.


„Tato kupił nowy wóz”
Taki nadwiślański hajłej star.


„Dziewczyna błąd”
Środkowy fragment instrumentalny hipnotyzuje.


„Pierwsza gwiazda”
My ludzie z Olsztyna też mamy swój „Last Christmas”. Lepszy, oczywiście.


„Regina”
Jak ma imię właścicielka (?) dessous, które poleciało na scenę? To pytanie nie da nam dziś zasnąć.


„Ja chcę być Martiną Navratilovą”
Ozos się zepsuł, ale się naprawił.


„Blame It On the Boogie”
W oryginale The Jacksons. Sikor, jak wiadomo, w młodości był Majkelem Dżeksonem.


„Dziewczyna błąd”
Wyżebrany bis. Baczcie, że panowie mają razem jakieś ćwierć tysiąca lat.


Lista płac.

Maciej „Bajur” Bajur (gitara basowa)
Najbardziej gustowny strój sceniczny dzisiejszego wieczora.

Cezary „Ozos” Ozga (gitara elektryczna)
Zabezpieczający lewe skrzydło.

Marcin „Pachoł” Pacholski (gitara elektryczna, wokal)
Dostał propozycję zastrzelenia się z korkowca, ale nie skorzystał.


Piotr „Sikor” Sikorski (wokal)
Łan end only.

Roman „Ramon” Ślefarski (perkusja)
Dobry jak ramen.

Gościnnie:

Piotr „Szyman” Szymański (gitara elektryczna)
Szkoda, że tak krótko, ale w „Jestem radio jestem telewizja” zdążył zagrać solo wieczoru.

Basia Raduszkiewicz (śpiew)
A może powinna zrobić woltę jak Dylan w 1966 roku i ruszyć z rockowym bandem w Polskę? Jakby co, pomysł był mój.


PS 1
Tak widzi sprawę plastyk z MOK-u, organizatora koncertu.

PS2
Po koncercie otrzymałem od Sikora kartkę z playlistą. Artefakt zawiśnie w ramce w strategicznym dla każdego mieszkania pomieszczeniu.

czwartek, 23 listopada 2023

Pieniądze albo miłość!

Piosenki z pionierskiej ery rock and rolla traktowały głównie o dwóch rzeczach – miłości i pieniądzach. W tym przypadku mamy dwa w jednym.



Utwór „Money (That's What I Want)” napisało w 1959 roku dwóch facetów (obaj jeszcze żyją i pewnie mają forsy jak lodu z tantiem, chociażby dzięki wersji Beatlesów), a pierwszy raz nagrał Barrett Strong (zmarły w styczniu tego roku), więc podmiot liryczny wyciągający ręce po pieniądze od miłości swego życia jest męski, ale może gdzieś tam jest domyślny cudzysłów i to jest zakamuflowane męskie narzekanie na materializm niewiast. Seksizm pełną gębą. I jeszcze forsę na tym się zarabia!


Najlepsze w życiu darmo jest
Lecz te bajeczki dzieciom pleć
Dawaj mi forsę (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę, tak (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę

Twa miłość żar daje mi
Lecz twa miłość nie spłaci nic
Dawaj mi forsę (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę, tak (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę

Forsa nie da mi wszystkiego, to fakt
Czego nie kupię, nie będę miał
Dawaj mi forsę (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę, tak (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę

Forsa nie da mi wszystkiego, to fakt
Czego nie kupię, nie będę miał
Dawaj mi forsę (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę, tak (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę

Więc, dawaj mi forsę (tak, tego chcę)
Tak dużo forsy (tak, tego chcę)
O tak, tak wolny chcę być (tak, tego chcę)
Tak mnóstwo forsy (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę, tak (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę

Więc, dawaj mi forsę (tak, tego chcę)
Tak dużo forsy (tak, tego chcę)
O tak, wiesz, że pragnę forsy (tak, tego chcę)
O, dawaj mi forsę (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę, tak (tak, tego chcę)
Tak, tego chcę

Olsztyn, 23.11.2023



Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

sobota, 18 listopada 2023

Spięty dobrze przyjęty

W koncertach Lao Che i Spiętego mam od dziś remis 2:2.


Może remis ze wskazaniem na Spiętego, bo ten dzisiejszy wszedł mi chyba najlepiej (ale jak się stoi przy barierce, to nie ma przebacz).

Bo czego chcieć więcej – świetny artysta wydaje świetną płytę i niecały miesiąc po premierze gra ją nam w całości w Olsztynie.


Więc było „Heartcore” w całości plus coś więcej. Na bis Spięty solo zagrał „Bajkę o śmierci” z „Antyszant” (ale nie dokończył, bo wśród rozentuzjazmowanej widowni znalazło się paru mądrych inaczej, którzy nie mogli się powstrzymać przed dopowiadaniem, w dodatku źle).

Za chwilę wrócił cały zespół (Patryk Kraśniewski – klawisze, Bartek Kapsa – perkusja, Mikołaj Zieliński – bas) i był finał bez brania jeńców.


sobota, 11 listopada 2023

Jeszcze domówki nie zginęły

Tradycyjny już (bo drugi) udział w niepodległościowym koncercie domowym. Inauguracyjny „Mazurek Dąbrowskiego" zabrzmiał dużo bardziej optymistycznie niż przed rokiem.


W części patriotyczno-punkowej m.in.:
- „Mazurek Dąbrowskiego” (wszystkie cztery zwrotki!)
- Bielizna – „Prywatne życie kasjerki PKP”
- Big Cyc – „Polacy”
- Kult – „Arahja”
- Kult – „Polska”
- Władysław Bełza – „Katechizm polskiego dziecka” (znalazł się adekwatny wiekowo wykonawca)
- Sztywny Pal Azji – „Spotkanie z…”
- Tilt – „Szare koszmary”
- Obywatel G.C. – „Nie pytaj o Polskę”
- T. Love – „Wychowanie”
- Kobranocka – „I nikomu nie wolno się z tego śmiać”.

A mojej części anarchistyczno-nostalgicznej (tu pamięć mam lepszą):
- The Rolling Stones – „Honky Tonk Women”
(ze szczególnym uwzględnieniem niedawnego pobytu w Nowym Jorku)
- Bob Dylan – „Death Is Not The End”
(i to dwa razy, w różnych tonacjach)
- Divlje Jagode – „Marija”
(i to po serbsku, chorwacku lub bośniacku, zależnie kto pyta)
- Creedence Clearwater Revival – „Have You Ever Seen the Rain?”
(z miłym wspomnieniem z rozmów przy stole o tym, o czym marzyliśmy w dzieciństwie – ja na przykład o tym, by pójść na koncert CCR, co prawie się udało)
- Jimi Hendrix – „Hey Joe”
(„akompaniowałem” w tym utworze niedawno zmarłemu Wojciechowi Kordzie)
- Stare Dobre Małżeństwo – „Zrozum, to co powiem”
(trup żeński zalega gęsto)
 - The Beatles – „Norwegian Wood (This Bird Has Flown)”
(z niewypowiedzianą dedykacją dla gospodarza, specjalisty od drewnianego sprzętu)
- The Doors – „Riders On The Storm”
(zdolny basista już w drugiej zwrotce ogarnął to, co trzeba, by ten utwór zwalał z nóg)
- „Trzynaście srebrników”
(coś od siebie, czyli jeszcze raz wspomnienia z dzieciństwa)
- The Eagles – „Hotel California”
(tak bez solówki na końcu?)
- Uriah Heep – „Lady in Black”
(zdolne chórzystki)
- The Rolling Stones – „Sympathy for the Devil”
(chodzi o współczucie, a nie o sympatię, prawda?)
- Toto Cutugno – „L'italiano”
(na cześć gospodarzy, którzy peregrynowali w tym roku po słonecznej Italii i oczywiście z pamięcią o zmarłym niedawno Cutugno)
- Wisława Szymborska – „Gawęda o miłości do ziemi ojczystej”
(z okazji dzisiejszego święta)
- „Cała Polska”
(coś od siebie z okazji wygranych wyborów)
- Monty Python – „Always Look on the Bright Side of Life”
(entuzjazmu powyborczego ciąg dalszy)
- Bill Withers – „Ain’t No Sunshine”
(na wyraźne oczekiwanie jakiejś piosenki z komedii romantycznej)
- „Ja bym to badał”
(i znów coś od siebie z okazji wygranych wyborów)
- Elvis Presley – „Heartbreak Hotel”
(coś pesymistycznego, by nie było tak słodko)
- Emerson, Lake And Palmer – „C'est La Vie”
(takie jest selawi, wiadomo)

Wybrane fragmenty, gdy dorywałem się do gitary i mikrofonu:


Beatlesi - na koszulce, na butach, na skarpetkach i oczywiście w sercu.

sobota, 4 listopada 2023

I cóż, że ze Sztokholmu

Trudno będzie przebić kilkudziesięciosekundowy pobyt w Bukareszcie* w konkurencji „najkrótsza wizyta w stolicy państwa”. Drugą pozycję osiągnął Sztokholm, gdzie spędziłem jakieś 2,5 godziny, z czego połowę w autokarze.


Najpierw trzeba było się tam jednak dostać. Prom Nova Star będzie akuratny.

Płyniemy do leżącego u stóp Sztokholmu portu Nynäshamn. Nie wiem czy płynięcie do Nynäshamn wynika z logistyki (żeby skrócić podróż morską, by ostatni odcinek pokonać trzy razy szybciej autokarem i dać ludziom czas nas na szybkie zwiedzenie Sztokholmu i powrót na prom), czy z ekonomii (wpłynięcie do portu w Sztokholmie na pewno jest droższe).

Żegna nas deszczowe Westerplatte. Ba, cała Europa północna i zachodnia płacze deszczem i wyje cyklonem.

18 godzin w jedną stronę kojącego morskiego bujania i już jesteśmy w Skandynawii.

Z Nynäshamn do Sztokholmu jakaś godzinka w deszczu i już spoglądamy z punktu widokowego Fjällgatan w dzielnicy Katarina-Sofia na (nie)całą resztę miasta. Nawet nie pada.

I dalej w drogę. O, tu wręczają Nobla. O, tu został zamordowany Olof Palme. O, tu powstał syndrom sztokholmski. O, tu muzeum Abby. A tutaj Królewski Teatr Dramatyczny.

A teraz trochę pochodzimy. Wspinamy się ulicą Slottsbacken. W dole pomnik Gustawa III…

…a na górze Karol XIV Jan. Swoją drogą pierwszy król Szwecji z nadal panującej tutaj od ponad 200 lat dynastii Bernadotte (brzmienie nie myli, panująca w Szwecji dynastia wywodzi się o francuskiego mieszczanina).

Obok pałac królewski. W remoncie.

Na samej górze Slottsbacken obelisk, który Gustaw III (ten z dołu) zamówił na cześć mieszkańców broniących miasta w wojnie z Rosją 1788-1790. Zmarł jednak przed ukończeniem konstrukcji, więc na obelisku jest też nazwisko jego następcy Gustawa IV Adolfa, który dokonał odsłonięcia.

Turystyczny michałek w pobliżu, czyli mikrorzeźba autorstwa Liss Eriksson o oficjalnej nazwie Pojken som tittar pa manen (Chłopiec, który patrzy na księżyc) i nazwie potocznej Järnpojke (Żelazny chłopiec). Szwecja to kraj, w którym gotówka znika, ale zawsze znajdzie się moneta dla małego chłopca.

No to idziemy dalej, np. uliczką Trädgardsgatan.

Plac Stortorget z Muzeum Nagrody Nobla.

Stortorgsbrunnen. Zabytkowy plac bez studni byłby nieważny.

Na rogu ulic Kakbrinken i Prastgatan stajemy przy runinskrifter 53, czyli kamieniu runicznym nr 53 (ewidentnie mają swoją ewidencję). Napis mówi coś w rodzaju: „Thorsteinn i Freygunnr postawili ten kamień ku pamięci swojego syna”. Pochodzi być może z XI wieku, powstał zatem przed założeniem Sztokholmu i prawdopodobnie został tu przytachany z którejś z pobliskich wiosek, może z Uppland.

A teraz dość wąska uliczka Marten Trotzigs Grand. Mnie puścili przodem, zachodzę w głowę czemu.

Ulica Södra Dryckesgränd z widokiem na szczęśliwców, którzy promem wpłynęli do centrum miasta.

Skoro była Södra (Południowa), to dla odmiany Norra (Północna) Dryckesgränd.

Obie te uliczki prowadzą na nabrzeże Skeppsbrokajen.

Tajemnica Północnej i Południowej Dryckesgränd wyjaśnia się z tej strony, uliczki idą z obu stron budynku (tego po lwej stronie).

Södra Bankohuset (jak nic Południowy Dom Bankowy) przy placu Järntorget, czyli najstarszy budynek bankowy na świecie. To nie w Holandii?

Zaglądam jeszcze na dosłownie kilkadziesiąt sekund do pubu Engelen, gdzie odbywa się kolejny koncert z cyklu Brian Kramer International Blues Jam.

Wracamy do autokaru. Ciekawe, czy zbicie tej szybki byłoby uznane jako działanie w afekcie?

I znów 18 godzin na lekko bujającym morzu. Rano mijamy Hel.

Akompaniuje świetny pianista.

Westerplatte wita nas dużo ładniejszą pogodą niż 42 godziny wcześniej.

 * No więc w Bukareszcie byłem w zasadzie trzy razy. Dwa razy na lotnisku w przesiadce do New Delhi i z powrotem. Trzeci raz dokładnie 10 lat później, gdy jadąc samochodem z Węgier do Bułgarii zabłądziliśmy i przekroczyliśmy w środku nocy rogatki rumuńskiej stolicy. Natychmiast się wycofaliśmy…

Najkrótszy koncert świata

Wpadam do pubu Engelen w Sztokholmie, a tam potomkowie wikingów grają bluesa.

Zdaje się, że to jakaś cykliczna impreza pod hasłem Brian Kramer International Blues Jam. Pół sali pije piwo i gra, pół sali tylko pije piwo. Kto jest na scenie, nie wiem, ale zamieszani mogą być: Brian Kramer, Mats Qwarfordt, Peter Frej, Björn Gidonsson.

Posłuchałem kilkanaście sekund „(Get Your Kicks on) Route 66” i… wyszedłem. Prom nie będzie czekał…


Ale jeśli wrócę kiedyś do Sztokholmu na dłużej, to wiem, gdzie skierować kroki.


piątek, 3 listopada 2023

Kadry również z mojego życia

Zazwyczaj, gdy idziesz do muzeum czy na jakąś wystawę, czujesz się wyalienowany od ekspozycji. Chyba że oglądasz przegląd wydarzeń, które są kadrami filmu wyświetlanego w tle twojego życia. Bo wprawdzie nie możesz pamiętać tego, co stało się w grudniu 1970 roku w Gdańsku i Gdyni, ale odsłonięcie Pomnika Poległych Stoczniowców 1970 chyba widziałeś w telewizji w grudniu 1980 roku.


W Trójmieście bywam regularnie od kilkudziesięciu lat, ale tak się złożyło, że w tym miejscu byłem pierwszy raz. Nie zdarzyło się ani trafić pod trzy krzyże, ani do Europejskiego Centrum Solidarności.

Przekraczamy bramę. Tę bramę. Nasz przewodnik, podobnie jak ja, jest zdania, że na historycznym obiekcie powinien być cały historyczny napis, ale dekomunizatorzy w swym zapale usunęli „im. Lenina”.

Wita nas hasło archiwalne i aktualne zarazem..

Też odbijałem jako robotnik taką kartą, choć tylko przez pięć tygodni. Było to jeszcze w czasach, gdy podczas zatrudniania chciano mnie zapisać do OPZZ, ale było to już rok, w którym nikt nie naciskał.

I taką szafkę też miałem. Nie tylko przez te pięć etatowych tygodni robotnika, ale też przez dwa lata warsztatów szkolnych.

Bratnie wizyty ich u nas oraz nas u nich były w każdym „Dzienniku Telewizyjnym”, częściej niż „Schody do nieba” w Programie Trzecim Polskiego Radia.


Z propagandą człowiek się budził i zasypiał. Tak smakowało moje dzieciństwo, co uwieczniłem w „Trzynastu srebrnikach”:
Siedem razy do bramki na niemieckich stadionach
Górnik rocznie fedrował dwieście w tonach, w milionach
ABBA zeszła po schodach, „Kosmos” w telewizorze
Polska tak rosła w siłę, szczęście za pożyczone


I nawet nie wyobrażałem sobie, że mogę sobie wyobrazić zmiany na tej mapie.

Nawet w czasach karnawału „Solidarności” 1980-1981 nie przebiły się chyba do oficjalnej prasy informacje o prawdziwym przebiegu i znaczeniu powstania węgierskiego 1956 roku. Pamiętam za to, że rozpamiętywaliśmy wówczas własny 1956 r. w Poznaniu, np. duży artykuł w z czerwca 1981 roku w „Kurierze Polskim”.

1968 roku nie dostrzegłem na tej wystawie (widziałem w styczniu gdzie indziej ten wątek), może merytorycznie nie pasuje do tej układanki. Jest oczywiście rok 1970.

To, co przykuło moją uwagę, to brak strachu w oczach tych zatrzymanych wówczas przez milicję młodych dziewczyn.

Tamtej zmiany Konstytucji PRL z 1976 roku nie pamiętam, ale dzień wyborów 21 marca tamtego roku owszem.

O Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie z 1975 roku to nawet jakąś książkę miałem…

Gdybym wiedział w 1977 roku, że powstał ROPCiO, może bym pomyślał, że to na moją cześć. Nie, w telewizji nie powiedzieli, w „Nowinach” nie napisali.

O proszę, mój biskup (przemyski). Gdy mnie bierzmował, nie wiedziałem, że wspierał „Solidarność”, choć w sumie powinienem to wiedzieć z definicji. Ciekawe, że miał też epizod na Warmii i Mazurach, ale to jeszcze w latach 50. (Pluski, Orzechowo, Gutkowo).

Nigdy nie byłem żoną, ale w listopadzie 1981 roku stałem jakieś 5 godzin, by kupić ćwiartkę dużej paczki smalcu, takiej kilkukilogramowej. Pan życia i śmierci, czyli kierownik sklepu mięsnego, kroił je ogromnym nożem na oczach PT Klientów. Najgorsze jest to, że wydawało mi się to normalne.

Na temat 21 postulatów napisałem nawet kiedyś felieton.

Nie zapominajmy o drugiej tablicy.

Nie zapominajmy o suwnicowej Annie Walentynowicz.

Nie zapominajmy o artystach wspierających sprawę. Rozpoznaję Stanisława Michalskiego, Elżbietę Goetel i Macieja Pietrzyka.


Każdy kadr z filmu „Robotnicy ‘80” jak symbol.

Gdy ledwie 12-13 lat później zaczynałem pracę w prasie, bałem się, że padnę na raka płuc (i marskość wątroby też). Na szczęście lata 90. szybko przyswoiły sobie z Zachodu nie tylko takie nowinki, jak wolność prasy, ale i dbałość o zdrowie.

Prasa była wtedy potęgą… Nie tylko na Zachodzie, gdzie dziennikarze raz w miesiącu zwalniali ministra, raz w roku premiera, a raz na dekadę prezydenta. W Polsce oprócz dzienników regionalnych, wychodzących jako organy komitetów wojewódzkich PZPR, można było poczytać ciekawe tygodniki i miesięczniki, o ile poszło się bardzo wcześnie do kiosku. Meldowałem się tak wcześnie przy osiedlowym kiosku Ruchu, że pomagałem kioskarce przewozić i rozpakowywać gazety. Liczyła już sama, co było jej ewidentnie namiętnością (popartą zapewne systemem rozliczeń).

To jest chyba posiedzenie Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Dwie osoby z tego zdjęcia będą prezydentami Polski, a dwie zginą w Smoleńsku. To chyba jedyne zdjęcie Lecha Kaczyńskiego na wystawie.

Rok 1980 przyniósł mnóstwo wydarzeń, które przeżywałem już na bieżąco (a nie historycznie, jak na przykład Woodstock): śmierć Bona Scotta, katastrofę lotniczą „Mikołaja Kopernika”, igrzyska w Moskwie, serial „Kariera Nikodema Dyzmy”, śmierć Johna Bonhama, X Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, pożar ropy w Karlinie, zamordowanie Johna Lennona. I oczywiście literackiego Nobla dla Czesława Miłosza. „Dla kogo?” pytała cała Polska, która z polskich poetów współczesnych znała może Różewicza, Szymborską i Poświatowską. 10 grudnia wręczył ją w Sztokholmie (będziemy tam jutro…) król Karol XVI Gustaw.

Rok 1981 również pełen wydarzeń… Rozwój rocka w Polsce (moi faworyci: Perfect, Maanam, TSA). W tłumaczeniu „American Pie” posłużyłem się polskimi okolicznościami tamtego okresu:
Paranoja latem była goła
Czy Pepe do nas wrócić zdoła?


Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz obejrzałem „Człowieka z żelaza”, ale na pewno nie w kinie. „Złota Palma” w Cannes dla Andrzeja Wajdy (u jego boku Krystyna Zachwatowicz) też była jednym z kluczowych momentów pierwszej „Solidarności”. Statuetkę wręcza Sean Connery.

Marzec w Bydgoszczy:

Tę wiadomość usłyszałem w popołudniowej audycji w Programie Trzecim Polskiego Radia:

Ten pogrzeb transmitowała nawet telewizja:

Ta telewizja, jak widać tradycja zobowiązuje:

O sierpniowym I Przeglądzie Piosenki Prawdziwej, który odbył się w Gdańsku, mało słyszałem, ale przeczytałem na pewno coś w miesięczniku „Non Stop”. Były pogłoski o zaproszeniu Franka Zappy, ale na przeszkodzie miały stanąć kłopoty z ubezpieczeniem przyjazdu artysty do „jednego z bardziej zapalnych miejsc na świecie” (cytuję z pamięci). Jacek Kaczmarski nie musiał się ubezpieczać, by wystąpić w hali Olivia. Miałem już wówczas na oku tego artystę, śpiewając „Obławę” w drodze do szkoły posiłkując się tekstem z „Radaru”.

Któż tam nie wystąpił… Na zdjęciach niewielki wycinek długiej listy: Piotr Szczepanik, Ewa Dałkowska, Jacek Zwoźniak („Ragazzę” znam na pamięć do dziś, no i przecież w czasie studiów chodziłem tymi samymi korytarzami, choć oczywiście kilkanaście lat później), Maciej Zembaty (byłem na jego występie trzy miesiące później, czyli 11 listopada 1981), Jan Tadeusz Stanisławski, Andrzej Garczarek (też widziałem na żywo, ale po wielu latach na Spotkaniach Zamkowych).

Szyki się zwierały. 2 października Lech Wałęsa został wybrany na przewodniczącego „Solidarności”, 18 października Wojciech Jaruzelski został I sekretarzem KC PZPR. A od lutego był już premierem. Słowo junta było już mi znane…

Wiele rzeczy przerwało wprowadzenie stanu wojennego, ale niemożliwość dokończenia Kongresu Kultury Polskiej była symboliczna. Zdjęcie pokazujące, że kultura wysoka pełniła wtedy ważną rolę – Andrzej Łapicki, Jan Józef Szczepański, Gustaw Holoubek, Karol Małcużyński, Witold Lutosławski, Andrzej Wajda…

Wprowadzenie stanu wojennego przywitaliśmy, jako uczniowie 7. klasy szkoły podstawowej, z mieszanymi uczuciami. Długie ferie zawsze mile widziane… Po powrocie w styczniu do szkoły najpierw wysłuchaliśmy pogadanki oficera LWP, który w starszych klasach uzasadniał stan wojenny i pomstował na konfrontacyjną „Solidarność”, a następnie porwaliśmy z Mariuszem jakiś plakat propagandowy (czyli mam epizod opozycyjny). Znów fragment „Trzynastu srebrników”:
Tam zabili Lennona, tutaj pali się ropa
No to z kim jest ta wojna, czemu nie jest w okopach

Tak, byłem wtedy na „Czasie apokalipsy”. Nie w warszawskim kinie „Moskwa” oczywiście, ale w Sandomierzu. Otwierająca scena z „The End” nas zahipnotyzowała na wieki…

To zdjęcie z Białołęki robi ogromne wrażenie. Henryk Wujec, Lech Dymarski, Janusz Onyszkiewicz (chyba korzystałem z jakiegoś jego podręcznika akademickiego w czasie studiów matematycznych w Krakowie), Jacek Kuroń (współpracowałem na odległość w czasach pracy w „Gazecie Wyborczej” z Danutą Kuroń, odeszła w 1995 roku w związku z kandydowaniem męża na prezydenta), Jan Rulewski. Gdy w nocy z 1 na 2 listopada 1987 roku pisałem tekst „Oto nasz świat II”, nie znałem oczywiście tego zdjęcia.
Ludzie gaście swoje światła Jacek Kuroń wam to ułatwia
Gdy ściemnieje klatka cała Będzie władza się was bała

Tu idealny będzie cytat z „Trzynastu srebrników”:
Czemu jest tak fatalnie, skoro było tak dobrze
Papież został Polakiem, naszym dali dwa Noble



Ja też w połowie lat 80. używałem takiego sprzętu. Były niby jakieś zabezpieczenia w ZHP, ale w zasadzie można było wydrukować co się chciało. Z drugiej strony podejrzewam, że gdybyśmy na tym szczycie myśli poligraficznej wydrukowali coś nieprawomyślnego, to ja nie zdałbym matury i może potem bym jakimś posłem został (koleżanka z hufca została nawet ministrą a potem europosłanką, ale ona się po prostu dobrze uczyła).

O tym, jak wygląda Gdańsk w czasie majowego strajku w Stoczni Gdańskiej opowiadała nam druhna z Trójmiasta podczas X Jubileuszowego Spotkanie Kręgu Przyjaciół „Na Tropie” w SHS „Perkoz”. Dwa dni później strajk się zakończył. Kolejne zdjęcie o randze symbolu narodowego – Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Zapaśnik, Andrzej Celiński, Andrzej Drzycimski, Brunon Baranowski. I jeszcze raz odwołam się do mojego tłumaczenia „American Pie”:
Choć etos gasł, mijały dni
To z Gdańska band nie stracił sił


Ale „Solidarność” i PZPR nie wyczerpywały spectrum myśli politycznej końca lat 80. Z działaniami Pomarańczowej Alternatywy zapoznałem się jesienią 1988 roku w SHS „Perkoz” dzięki filmowi telewizji austriackiej „Dzieci rewolucji”, który oglądaliśmy na VHS-ie. Obecny tam redaktor z Rozgłośni Harcerskiej (taki od alternatywnego rocka) powiedział w dyskusji, że pokolenie wąsatych dziadków z „Solidarności” nie ma już nic młodzieży do zaoferowania…

Historia nie przyznała mu racji, a radiowy guru z lat 80. jest dzisiaj raczej mało znany. Już kilka tygodni później była debata Wałęsa-Miodowicz i powstał Komitet Obywatelski przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechu Wałęsie.

Kilka miesięcy później był Okrągły Stół. Stosowny cytat z siebie samego:
Mebel może okrągły, może kanty mu rosną
Jak trzydzieści pięć procent wysiać dobrze na wiosnę
Kupić, sprzedać, zarobić, przejąć, dostać, pozyskać
Zdechł czy żyje socjalizm, kiedy wrócą igrzyska


Chwilę później pierwszy oficjalny wolny dziennik w bloku wschodnim, w którym przepracowałem z satysfakcją około sześć lat.

Mniej niż rok później Tadeusz Mazowiecki został premierem. Usłyszałem tę wiadomość z radia w sklepie spożywczym w Przemyślu w czasie Polowej Zbiórki Harcerstwa Starszego, nota bene bardzo rozgorączkowanej politycznie.

To było trzęsienie ziemi, a potem napięcie zaczęło rosnąć. Runął Dzierżyński, runęła Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, runął blok wschodni.

Minęło 30 miesięcy od przegranego strajku majowego w Stoczni Gdańskiej, a Lech Wałęsa był już prezydentem, nie bez mojej pomocy.

Aneks, czyli wizyta w pobliskiej Sali BHP. Tak, to tu Lechu dzierżył gigantyczny długopis.

I aneks do aneksu, czyli wystawa w Sali BHP pokazująca gorzką (nieuchronną?) sytuację Stoczni Gdańskiej w warunkach gospodarki rynkowej.


Kącik filmowy, muzyka własna: