sobota, 16 marca 2024

Jeszcze jedna cegła w historii Spare Bricks

Pewnego dnia Arnold Layne, ciężko oddychając, znajdzie czas na wsłuchiwanie się w echa lśniącej jak szalony diament forsy, żałując, że psów nie ma ani tu, ani przy kolejnej cegle w murze, dzięki czemu komfortowo odrętwiałe mogłyby wiać jak diabli z młodzieńczym pożądaniem i ogromną nadzieją na powrót do życia, co spowodowałoby albo uszkodzenie mózgu, albo zaćmienie.


Tak w skrócie wyglądał program ideowy dzisiejszego koncertu. Spare Bricks kolejny raz pojawili się w olsztyńskiej filharmonii, tym razem z programem „Historia Pink Floyd”. Koncert był z cyklu tych idealnych, czyli zagrało wszystko – repertuar, światła, nagłośnienie (zwłaszcza!), forma muzyków, interpretacje, publiczność. I jeszcze udało się to nieźle zarejestrować, co widać w tym skrócie:


Skoro padło już słowo „historia”, to nie mogę nie zauważyć, że 29 marca minie dziesięć lat od pierwszego koncertu zespołu Spare Bricks, na którym byłem. I żeby uwiarygodnić swą kombatancką historię prawdziwego fana, podaję kilka liczb, wobec wymowy których milkną oczywiście słowa poety:
- 1 napisany dla Spare Bricks tekst piosenki,
- 1 napisany na koncerty tekst sceniczny,
- 2 albumy Pink Floyd z moim polskim tłumaczeniem wykonywane przez Spare Bricks („The Wall” i „The Dark Side of the Moon”),
- 3 członków zespołu towarzyszyło mi na moich występach,
- 3 koncerty muzyków Pink Floyd, na których byliśmy wspólnie (Gilmour, Waters, Mason),
- 7 różnych miast, gdzie ich widziałem (Mrągowo, Kętrzyn, Olsztyn, Ostróda, Łomża, Wrocław, Gdańsk),
- 16 z tych koncertów w Olsztynie,
- 28 różnych występów,
- 34 różne piosenki wykonane chociaż raz po polsku z moimi tłumaczeniami,
- 55 różnych piosenek zagranych na tych koncertach,
- 513 piosenek łącznie, licząc z dzisiejszym koncertem.


Pierwsza dziesiątka wysłuchanych przeze mnie w ciągu tych dziesięciu lat na żywo utworów:
- Another Brick in the Wall (part II) – 26 razy,
- Money – 25,
- Brain Damage – 22,
- Eclipse – 22,
- Hey You – 22,
- Time – 22,
- Comfortably Numb – 21,
- Echoes – 18,
- High Hopes – 18,
- Run Like Hell – 18.


A co było dziś?

One of These Days

Arnold Layne

Echoes

Time # Breathe (Reprise)

Money

Shine On You Crazy Diamond

Wish You Were Here

Dogs

Another Brick in the Wall (part II)

Young Lust

Comfortably Numb

Run Like Hell

High Hopes

Brain Damage

Eclipse

Coming Back to Life

Účinkovali:

Aga, dziś w formie wybitnej

Paweł, dziś również w roli konferansjera

Jacek, dziś nie na półwyspie

Adam, dziś na boso

Michał i Arek, dziś również w roli dawców autografów

Darek i Mateusz, dziś jako zadowoleni przedstawiciele działu realizacji (oraz stół mikserski reprezentujący świetnego Adama)

Cegły z muru, dziś do zabrania

Filharmonia, jak zawsze na koncertach Spare Bricks, wypełniona publicznością (no może nie na tym zdjęciu...)

sobota, 9 marca 2024

Urbaniak i nie tylko

Michała Urbaniaka już widziałem, i to co najmniej dwa razy. Miałem też okazję słuchać na żywo Urszulę Dudziak (ale nie pamiętam kiedy). Dziś zasiadłem na widowni Olsztyńskiej Sceny Jazzowej Mirka Mastalerza, by podziwiać nie tylko ich utalentowaną córkę, ale i „zięcia”.


Mama też się zresztą pojawiła.

Występ Miki Urbaniak i Victora Daviesa z gościnnym udziałem Urszuli Dudziak odbył się pod hasłem „The Beatles i nie tylko…”, więc oczywiście musiałem być. Wybór piosenek Lennona i McCartneya mnie nie zaskoczył, ale aranżacje były niebanalne, nie był to kolejny słodkopierdzący koncert z cyklu „a teraz posłuchamy pięknych melodii, jakie napisali Beatlesi”. W dodatku to wszystko tylko na gitarę akustyczną i dwa lub trzy jazzująco-rapująco-improwizujące wokale.

„With a Little Help from My Friends” (The Beatles)


„Crazy Little Thing Called Love” (Queen)


„Norwegian Wood (This Bird Has Flown)” (The Beatles)


„Drive My Car” (The Beatles)


„Yesterday” (The Beatles)


„Let’s Go Crazy” (Prince & The Revolution)


I tu Urszula Dudziak zrobiła falstart - najwyraźniej nie wiedziała, że ma grać po góralach (co piszę zachęcony przez nią słowami, by robić sobie jaja ze wszystkiego, z czego można).


Ale po następnym utworze już weszła na scenę, uraczyła nas kilkoma anegdotami (o niemieckiej publiczności, o Krystynie Prońko) i dołączyła do córki i „zięcia”.

„Get Back” (The Beatles)


„Pójdę wszędzie z Tobą”


„Papaya”


Bisu miało nie być, ale był.

„Happy” (Pharrell Williams)


To już drugi w odstępie trzech dni koncert w ramach Olsztyńskiej Sceny Jazzowej Mirka Mastalerza, na którym byłem. Konferansjerka szefa nieustająco balansuje na cienkiej granicy pomiędzy „nie bierze jeńców” a „ale o co chodzi”. Kochaj albo rzuć!

środa, 6 marca 2024

Randy bezbłędny

Gdyby Randy Brecker nie odszedł po nagraniu pierwszej płyty z zespołu Blood, Sweat & Tears, byłbym dziś na drugim olsztyńskim koncercie artysty, który wystąpił na Woodstock (pierwszy to Henry McCullough).


Jak przeczytałem w wywiadzie dla „Jazz Forum”, odszedł, bo nie mógł sobie zbytnio pograć w zespole, który ciążył raczej w stronę rocka niż jazzu. A jego granie „długich nut”, czyli akompaniamentu dla innych wirtuozów, nie interesowało. Że miał rację, pokazała jego cała późniejsza kariera, w czasie której nagrał mnóstwo dobrego jazzu z innymi wielkimi muzykami i zgarnął kilka nagród Grammy. No i muszę zauważyć, że pojawił się na ostatniej płycie, w której maczali palce wszyscy Beatlesi, a był to album „Ringo’s Rotogravure” z 1975 roku.

Skrót:


„Some Skunk Funk” z płyty „The Brecker Bros.”, którą nagrał w 1975 roku z bratem Michaelem (poszukiwanie dawców szpiku dla brata zacieśniło relacje Randy’ego z Polską, gdy tropy rodzinne zawiodły go do Tykocina).


I bis:


Gwiazdą był dziś oczywiście Randy Brecker (tak, gra na trąbce), ale towarzyszyli mu Piotr Lemańczyk (gitara basowa), Rafał Sarnecki (gitara) i Adam Golicki (perkusja). Randy współpracuje tylko z najlepszymi, że wspomnijmy choćby Włodka Pawlika, z którym podzielił Grammy za „Night in Calisia”.

Koncert był wyjątkowy również z tego powodu, że pierwszy raz odwiedziłem niedawno otwartą Olsztyńską Scenę Jazzową Mirka Mastalerza, któremu od razu przypinam łatkę olsztyńsko-jerzwałdzkiego Piotra Skrzyneckiego.

Na OSJ MM będę wpadał. Już choćby w najbliższą sobotę…