sobota, 25 listopada 2023

Nieodporni na Zarazę

Konkurencja była dziś ogromna: The Doctors w Sowie, The Painkillers w Zgrzycie oraz The Bill i KSU w Sali Wasilewskiej. Na każdy z tych koncertów chętnie bym poszedł... Ale jako wierny fan Zarazy miałem inne obowiązki!


Gdyby ktoś mi powiedział na początku tego roku, że w 2023 zobaczę Zarazę na scenie i to trzy razy, powiedziałbym, że prędzej mi kajla na uberlaufie wyrośnie, niż Sikor zaśpiewa na żywo „Przewóz osób”. I wiecie co? Miałbym dziś kajlę na uberlaufie! Bo przecież najpierw było nieśmiałe preludium akustyczne w Kamienicy Naujacka, potem niewinne rozwinięcie unplugged w radiu UWM FM, a dziś… A dziś pełny elektryczny koncert dla naładowanej elektrycznie publiczności!


Pierwszy rzut na podejrzaną playlistę upewnił największych fanów (do których się zaliczam od 30 lat i pięciu dni, czyli od pierwszego razu, gdy zobaczyłem ich na scenie), że będzie dobrze.

Początek prawie w oryginalnym składzie, czyli z Szymanem (ale bez Welona).

Piotr Szymański zagrał tylko w trzech pierwszych utworach, bo potem nastąpiła era Pachoła.


Zgodnie z zapowiedziami na scenie podziemi Amfiteatru pojawiła się Basia Raduszkiewicz, która opuściła na cztery minuty Krainę Łagodności, by ujawnić swe rockowe oblicze.


A dalej już normalnie:
- publiczność płci obojga licytowała się, kto był większą/większym groupie,
- ze sceny leciały kolejne przeboje,
- na scenę leciała damska bielizna.


Kącik archiwalny, czyli prawie wszystkie dźwięki, jakie pojawiły się podczas dzisiejszego niezapomnianego, historycznego, wyjątkowego, zajebistego, porażającego, makabrycznego, nieprawdopodobnego, piekielnego, przeszywającego, szokującego, upiornego, paraliżującego, nieludzkiego, wstrząsającego, zatrważającego, a nawet po prostu dobrego koncertu.

„Get To You”
Niewinne szatańskiego początki.


„Przewóz osób”
Pachoł jeszcze nie zdecydował się, czy tego wieczoru będzie wokalistą, perkusistą czy gitarzystą.


„Jestem radio jestem telewizja”
Podaję tytuł jak na okładce płyty, chociaż gdyby był przy tym jakiś redaktor, to by postawił w środku przecinek (no co się czepiasz?).


„Dacza”
Pachoł zmienia Szymana i gwiżdże na to wszystko. Jeśli nawet Sikor spojrzał na mnie znacząco przy słowie „Robaczek”, to zapewniam, że ja na tej daczy nie byłem.


„Kochaj wariata (Zatańczymy?)”
Świetny udział Basi Raduszkiewicz w baletkach. No i „Czy te oczy mogą kłamać?”…


„Amfetamina”
Pachoł śpiewa, mikrofon prawie działa.


„Jesteś cool, bo jesteś grunge”
W pierwszej relacji z koncertu Zarazy napisałem blyskotliwie, że słychać tam Pearl Jam.


„Tato kupił nowy wóz”
Taki nadwiślański hajłej star.


„Dziewczyna błąd”
Środkowy fragment instrumentalny hipnotyzuje.


„Pierwsza gwiazda”
My ludzie z Olsztyna też mamy swój „Last Christmas”. Lepszy, oczywiście.


„Regina”
Jak ma imię właścicielka (?) dessous, które poleciało na scenę? To pytanie nie da nam dziś zasnąć.


„Ja chcę być Martiną Navratilovą”
Ozos się zepsuł, ale się naprawił.


„Blame It On the Boogie”
W oryginale The Jacksons. Sikor, jak wiadomo, w młodości był Majkelem Dżeksonem.


„Dziewczyna błąd”
Wyżebrany bis. Baczcie, że panowie mają razem jakieś ćwierć tysiąca lat.


Lista płac.

Maciej „Bajur” Bajur (gitara basowa)
Najbardziej gustowny strój sceniczny dzisiejszego wieczora.

Cezary „Ozos” Ozga (gitara elektryczna)
Zabezpieczający lewe skrzydło.

Marcin „Pachoł” Pacholski (gitara elektryczna, wokal)
Dostał propozycję zastrzelenia się z korkowca, ale nie skorzystał.


Piotr „Sikor” Sikorski (wokal)
Łan end only.

Roman „Ramon” Ślefarski (perkusja)
Dobry jak ramen.

Gościnnie:

Piotr „Szyman” Szymański (gitara elektryczna)
Szkoda, że tak krótko, ale w „Jestem radio jestem telewizja” zdążył zagrać solo wieczoru.

Basia Raduszkiewicz (śpiew)
A może powinna zrobić woltę jak Dylan w 1966 roku i ruszyć z rockowym bandem w Polskę? Jakby co, pomysł był mój.


PS 1
Tak widzi sprawę plastyk z MOK-u, organizatora koncertu.

PS2
Po koncercie otrzymałem od Sikora kartkę z playlistą. Artefakt zawiśnie w ramce w strategicznym dla każdego mieszkania pomieszczeniu.

sobota, 18 listopada 2023

Spięty dobrze przyjęty

W koncertach Lao Che i Spiętego mam od dziś remis 2:2.


Może remis ze wskazaniem na Spiętego, bo ten dzisiejszy wszedł mi chyba najlepiej (ale jak się stoi przy barierce, to nie ma przebacz).

Bo czego chcieć więcej – świetny artysta wydaje świetną płytę i niecały miesiąc po premierze gra ją nam w całości w Olsztynie.


Więc było „Heartcore” w całości plus coś więcej. Na bis Spięty solo zagrał „Bajkę o śmierci” z „Antyszant” (ale nie dokończył, bo wśród rozentuzjazmowanej widowni znalazło się paru mądrych inaczej, którzy nie mogli się powstrzymać przed dopowiadaniem, w dodatku źle).

Za chwilę wrócił cały zespół (Patryk Kraśniewski – klawisze, Bartek Kapsa – perkusja, Mikołaj Zieliński – bas) i był finał bez brania jeńców.


sobota, 11 listopada 2023

Jeszcze domówki nie zginęły

Tradycyjny już (bo drugi) udział w niepodległościowym koncercie domowym. Inauguracyjny „Mazurek Dąbrowskiego" zabrzmiał dużo bardziej optymistycznie niż przed rokiem.


W części patriotyczno-punkowej m.in.:
- „Mazurek Dąbrowskiego” (wszystkie cztery zwrotki!)
- Bielizna – „Prywatne życie kasjerki PKP”
- Big Cyc – „Polacy”
- Kult – „Arahja”
- Kult – „Polska”
- Władysław Bełza – „Katechizm polskiego dziecka” (znalazł się adekwatny wiekowo wykonawca)
- Sztywny Pal Azji – „Spotkanie z…”
- Tilt – „Szare koszmary”
- Obywatel G.C. – „Nie pytaj o Polskę”
- T.Love – „Wychowanie”
- Kobranocka – „I nikomu nie wolno się z tego śmiać”.

A mojej części anarchistyczno-nostalgicznej (tu pamięć mam lepszą):
- The Rolling Stones – „Honky Tonk Women”
(ze szczególnym uwzględnieniem niedawnego pobytu w Nowym Jorku)
- Bob Dylan – „Death Is Not The End”
(i to dwa razy, w różnych tonacjach)
- Divlje Jagode – „Marija”
(i to po serbsku, chorwacku lub bośniacku, zależnie kto pyta)
- Creedence Clearwater Revival – „Have You Ever Seen the Rain?”
(z miłym wspomnieniem z rozmów przy stole o tym, o czym marzyliśmy w dzieciństwie – ja na przykład o tym, by pójść na koncert CCR, co prawie się udało)
- Jimi Hendrix – „Hey Joe”
(„akompaniowałem” w tym utworze niedawno zmarłemu Wojciechowi Kordzie)
- Stare Dobre Małżeństwo – „Zrozum, to co powiem”
(trup żeński zalega gęsto)
 - The Beatles – „Norwegian Wood (This Bird Has Flown)”
(z niewypowiedzianą dedykacją dla gospodarza, specjalisty od drewnianego sprzętu)
- The Doors – „Riders On The Storm”
(zdolny basista już w drugiej zwrotce ogarnął to, co trzeba, by ten utwór zwalał z nóg)
- „Trzynaście srebrników”
(coś od siebie, czyli jeszcze raz wspomnienia z dzieciństwa)
- The Eagles – „Hotel California”
(tak bez solówki na końcu?)
- Uriah Heep – „Lady in Black”
(zdolne chórzystki)
- The Rolling Stones – „Sympathy for the Devil”
(chodzi o współczucie, a nie o sympatię, prawda?)
- Toto Cutugno – „L'italiano”
(na cześć gospodarzy, którzy peregrynowali w tym roku po słonecznej Italii i oczywiście z pamięcią o zmarłym niedawno Cutugno)
- Wisława Szymborska – „Gawęda o miłości do ziemi ojczystej”
(z okazji dzisiejszego święta)
- „Cała Polska”
(coś od siebie z okazji wygranych wyborów)
- Monty Python – „Always Look on the Bright Side of Life”
(entuzjazmu powyborczego ciąg dalszy)
- Bill Withers – „Ain’t No Sunshine”
(na wyraźne oczekiwanie jakiejś piosenki z komedii romantycznej)
- „Ja bym to badał”
(i znów coś od siebie z okazji wygranych wyborów)
- Elvis Presley – „Heartbreak Hotel”
(coś pesymistycznego, by nie było tak słodko)
- Emerson, Lake And Palmer – „C'est La Vie”
(takie jest selawi, wiadomo)

Wybrane fragmenty, gdy dorywałem się do gitary i mikrofonu:


Beatlesi - na koszulce, na butach, na skarpetkach i oczywiście w sercu.