Nie chcę powiedzieć, że to dzięki mnie kilkadziesiąt osób obejrzało dziś, kojąc nerwy w oczekiwaniu na wyniki wyborów prezydenckich, w olsztyńskim Heliosie „Pink Floyd at Pompeii – MCMLXXII”, ale gdy kilka tygodni temu nasze miasto nie znalazło się na liście kin, w których wyświetlano najnowszą wersję słynnego filmu, napisałem bezkompromisowy list do „Agory”!
Najpierw odpisali , że decyzje repertuarowe wynikają z… (bla, bla, bla). Na co ja im to i owo, a nawet tamto. No to oni po paru dniach, że jest nowa lista miast i że Olsztyn na niej jest!Film pierwszy raz, jak większość zainteresowanych tematem Polaków w moim wieku, obejrzałem w Telewizji Polskiej na telewizorze Rubin w 1987 roku (ale wcześniej, chyba w 1981 roku, musiałem widzieć fragment umieszczony w puszczanym w telewizji serialu o polskim tytule „Historia muzyki rozrywkowej”, a który oryginalnie nazywał się „All You Need Is Love: The Story of Popular Music”). Potem miałem jakąś piracką kasetę audio, a potem pojawił się YT i można było upajać się do woli ujęciami z Pompejów (ale też Paryża i Londynu).
Na koncert Davida Gilmoura w Pompejach w 2016 roku nie pojechałem, wszak widziałem go dwa tygodnie wcześniej we Wrocławiu. Ale gdy w 2022 roku poleciałem do Neapolu, odwiedziłem Pompeje, w tym oczywiście amfiteatr. TEN amfiteatr!
Planowałem sobie nawet pośpiewać, pozostałem jednak tylko przy podkładzie instrumentalnym swego autorstwa:
Ale fragment z Kaczmarskiego musiał być:
Może coś w końcu o filmie? Po pierwsze znowu ta sama refleksja przy filmach muzycznych puszczanych w kinach – za cicho. Po drugie – jakość obrazu poprawna, ale na kolana nie rzuca. Ja wiem, że to kręcone pół wieku temu, ale przecież na taśmie 35 mm. Peter Jackson z materiałami z sesji „Let It Be” zrobił cuda, ogląda się to jak na żywo! (swoją drogą Pink Floydzi zrealizowali w 1971 roku pomysł, który w 1969 roku dyskutowali Beatlesi, a mianowicie, by wystąpić w zabytkowych ruinach w Libii). Zresztą widziałem na YT wersję „Pink Floyd at Pompeii”, którą ktoś amatorsko poprawił przy użyciu zapewne sztucznej inteligencji (i to kilka lat temu) i robi to na mnie większe wrażenie, niż to, co widziałem dziś w kinie. Rzecz zapewne w sztucznie podniesionej liczbie klatek na sekundę. Najwyraźniej (i chyba na szczęście) nie jesteśmy jeszcze na takim etapie ingerencji w oryginalne dzieła.
Dzisiejszy seans miał oczywiście swoje zalety. Spokojne i uważne obejrzenie filmu od pierwszej do ostatniej sekundy pozwoliło uświadomić sobie coś, na co, przyznam, nie zwracałem wcześniej uwagi – że niektóre utwory są zmontowane z kilku wersji (na pewno w przypadku obrazu, ale w „Echoes” chyba również dźwięku). I wpatrując się w długie ujęcia spod Wezuwiusza, miałem też taką refleksję, że w zasadzie ten film jest jak sałatka jarzynowa – wrzucono do niego (w nieco przypadkowych okolicznościach) ujęcia z Pompejów, sceny ze studiów Abbey Road i z telewizyjnego studia w Paryżu. Gdyby ktoś z tym poszedł na egzamin w szkole filmowej, to by pewnie go wywalili na zbity pysk za niespójność formy i brak pomysłu dramaturgicznego. Ale, jak to sałatka, smakuje świetnie!
Dla porządku:
1. Echoes - Part 1
- cudowny najazd kamery
2. Careful with That Axe, Eugene
- gustowna plomba Watersa
3. A Saucerful of Secrets
- przyprawiające o dreszcz walenie w gong
4. One of These Days
- kultowe zgubienie pałeczki przez Masona
5. Set the Controls for the Heart of the Sun
- świetne przebitki na freski i obrazy z Muzeum Archeologicznego w Neapolu
6. Mademoiselle Nobs
- nie mam psa, bo by mi dośpiewywał
7. Echoes - Part 2
- cudowny odjazd kamery.
Aha, ten rok fajnie wygląda w kinach:
Stop Making Sense
A Complete Unknown
Becoming Led Zeppelin
No to teraz czekam na cztery filmy Sama Mendesa o Beatlesach (za trzy lata...).