niedziela, 8 grudnia 1985

Wiadro herbaty w Marwałdzie

To wszystko odbywało się pod szyldem... Właśnie, jakim? Zaproszenie na spotkanie w Marwałdzie tylko pogłębia chaos poznawczy.


Zaprasza Wydział Starszoharcerski Chorągwianej Szkoły Instruktorskiej „Matecznik”. A przecież Wydział Starszoharcerski był jednostką organizacyjno-programową Komendy Chorągwi. To strukturalne pomieszanie pojęć, zapewne nieświadome.
W każdym razie w Marwałdzie robiliśmy to wszystko, co było w zaproszeniu, czyli właściwości, planowanie, znaki… Chyba może na pewno. No przecież widać, że pracujemy. Załapały się moje gołe nogi (grudzień nie jest ŻADNĄ przeszkodą dla niespełna 18-latka w noszeniu krótkich spodenek).

Na dowód, że jednak naprawdę byłem, zdjęcie z Jackiem z morąskich „Kangurów” i z druhnami z Lubawy. Zwraca uwagę nowy mundur (poprzedni poległ tydzień wcześniej).


No i musiała być jakaś impreza muzyczna, skoro Gałąz przytargał swoje słynne Altusy 110. Zapewne coś w rodzaju spóźnionych andrzejek, zupełnie jak przed rokiem.

I to chyba w Marwałdzie, w wyniku przegranej w złośliwego marynarza, musiałem wypić wiadro herbaty.
Z rzeczy merytorycznych - przygotowałem kuźnicę starszoharcerską „Drużynowy - ojcem czy bratem?”. Na pewno w 17. minucie zaczęliśmy rozmawiać o Prawie Harcerskim, a w minucie 23. o jego 10. punkcie.
Kto był? Misiek i Radas, Niedźwiedź oraz inne osoby z 37 ODH, Jacek i Paweł, Gałąz i Bóła, Majka i WC, druhny z Lubawy i druhny z Ostródy, Sławka i Krystyna, Wróbel i Anach, Jolka i in.
 
8-6.12.1985
spotkanie Matecznika
Marwałd

niedziela, 1 grudnia 1985

Jeden dzień w życiu Harcerza Orlego

Tytuł swojego debiutanckiego artykułu prasowego zapożyczyłem z piosenki Beatlesów.

Czy faktycznie to był jeden dzień w życiu Harcerza Orlego? Stopień HO miałem już od marca, więc druga część tytułu na pewno się zgadza. A czy to wszystko, co opisałem, zdarzyło się jednego dnia? Sam w to nie wierzę, ale tak.

grudzień 1985
Jeden dzień w życiu Harcerza Orlego
„Na Tropie”

Dobrze wybrana trasa

Ciągle jeszcze poznawałem Warmię, więc nazwa Biesal, skąd wyruszaliśmy na naszą trasę kolejnego rajdu andrzejkowego, wydała mi się niesamowicie intrygująca. Żadnego jednak biesa po drodze nie napotkaliśmy, w czym zapewne pomogła wizyta w Gietrzwałdzie.

Cóż, Komuś świeczkę, a komuś ogarek… Jeszcze rano dzielnie walczyłem w szkolnym finale Olimpiady Wiedzy o Polsce i Świecie Współczesnym (taka koincydencja w lutowym, czyli post factum, „Na Tropie”.


Pytania na pewno były tendencyjne, bo nie wygrałem. Może gdyby mi rano w szatni nie pękł mundur na plecach (lichy był ten materiał...) i nie ukryłbym tego faktu sweterkiem, wyniki byłyby inne.


Nie wygrawszy olimpiady, mogłem z czystym sumieniem wyruszyć na VI Ogólnopolski Rajd Andrzejkowy „Swobodnego Elektrona”. Zaczęliśmy od stacji Biesal, skąd ciemną nocą listopadową przewędrowaliśmy na nocleg do Gietrzwałdu (5 km, jak obiecywał informator rajdowy).

Wpatrując się po latach w informator (w personalia konkretnie), zastanawiam się, co by zmieniło się w moim życiu, gdybym poszedł na trasę I. (Godki) a nie II. (Biesal). Godki lub Biesal… Niezła alternatywa. 
Informator zawiera zresztą wiele innych smaczków. Np. taką oto imponującą listę współorganizatorów:

Albo równie rozbudowaną sekcję konkursów:

Wracając na trasę… Rano napiliśmy się lodowatej wody z cudownego źródełka w Sanktuarium Maryjnym i po przejściu na drugą stronę ulicy stanęliśmy (tzn. ja gdzieś się zapodziałem, zapewne siedząc już na gorącej herbacie w karczmie) przed historyczną księgarnią Andrzeja Samulowskiego, jednego z pomysłodawców znanej mi skądinąd „Gazety Olsztyńskiej”.

A potem zaśnieżonymi drogami przez Łajsy, Sząbruk, Siłę, Naterki, Kudypy i Łupstych (wówczas jeszcze Łupsztych) aż do II LO w Olsztynie, gdzie czekały nas finały tych wszystkich konkursów...


Pełny regulamin:












Oficjalne zaproszenie oficjalnym zaproszeniem, ale liścik od Gałąza przekonał mnie ostatecznie.


29.11-1.12.1985
VI Ogólnopolski Rajd Andrzejkowy „Swobodnego Elektrona”
Biesal-Gietrzwałd-Łajsy-Sząbruk-Siła-Naterki-Kudypy-Łupsztych-Olsztyn

Lamkowo zuchowo

Na tym kursie nie byłem z dwóch powodów.


Po pierwsze w tym czasie byłem na Rajdzie Andrzejkowym (minęliśmy się na dworcu PKP - rajd jechał na zachód, kurs na wschód). Po drugie nigdy nie byłem instruktorem zuchowym. Ciekawe, może bym został, skoro kurs prowadził m.in. Bóła…

29.11-1.12.1985
Kurs Instruktorów Zuchowych
Lamkowo
(nie byłem, ale się wypowiem)