niedziela, 29 stycznia 2023

Stolica smaku

Po kosmopolitycznym obżarstwie w Lizbonie, Neapolu, Tajlandii, Bośni i Hercegowinie, Bolonii, Marrakeszu, że wymienię kilka przykładów, należało w końcu dać zarobić stołecznym restauratorom.

Tym bardziej, że plotka głosi, iż Warszawa kulinarnie nie ma się czego wstydzić. Nie tam zaraz, by jakieś lokalne specjały, w rodzaju archetypicznych flaków po warszawsku czy smacznie wymyślonej przez Wiecha Café „Pod Minogą”. Zaczęliśmy od pizzy z mortadelą i pistacjami w Bocca Ristorante umiejscowionej w Fabryce Norblina. Czy wcinając w latach stanu wojennego ohydną wersję peerelowskiej mortadeli mogłem przypuszczać taki rozwój wypadków? Słowa „pistacje” chyba nawet nie znałem…

Następnego dnia, pomiędzy Teatrem Polonia a Muzeum Powstania Warszawskiego, coś meksykańskiego w Senor Lucas Taquería przy ul. Poznańskiej. Jak podzielić trzy kawałki na dwoje? Miłość pokona wszystko!

Obowiązkowa wizyta u Sitarskich. Deseo przy Browarach Warszawskich: Azja 2.0 oraz pecan bomb. Chyba nie trzeba mówić, co jest co?

Na koniec długiego dnia długa kolacja w chińskiej restauracji Pańska 85 przy ulicy (nie zgadniecie) Pańskiej. Przy sąsiednich stolikach języki francuski, angielski, gruziński przeplatany z rosyjskim, niemiecki. Przy naszym – zachwyty nad mango z łososiem (te żółte ruloniki), pańskim uchem (świński szczegół anatomiczny z tą białą niteczką) oraz kwaśną sałatka z marynowanej meduzy (po prawej) wygłaszane prozaicznie po polsku.


Kociołek huo guo okazał się czymś w rodzaju chińskiego ramenu. Dla smakoszy tłustej wody ze wszystkim, co wpadnie.

Bardziej konserwatywni konsumenci wybierają kurczaka gong bao.

Nieco spóźnione (wszyscy zamawiają!) wpadły pierożki z kurczakiem. No to wystąpiły w roli deseru.

Aha, jeszcze obowiązkowa chińska wróżba. Nie pamiętam, która moja, ale obie biorę w ciemno.

A wszystko to pod Dwurnikiem.

Kolejnego dnia pięć godzin w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, więc wystarczyło czasu tylko na jedną kulinarną ekspedycję. Dobrze, że zarezerwowałem miejsce, bo do Thaisty przy placu Bankowym trudno wieczorem się dostać. Tłumy się tłoczą, by poczuć piekło w gębie przy prawie klasycznej tajskiej sałatce som tam thaisty.

Na stole ląduje gung sarong, a my czujemy się jak przy ul. Yaowarat w Bangkoku.

Muszą być oczywiście pad thaie. Jeden z krewetkami…
…a drugi z kurczakiem.

Tym razem nic się nie spóźniło, więc jeden deser jeszcze zmieściliśmy (kelner szczerze polecał). Nie było jeszcze w menu, więc powiem tylko, że nazywa się royal coś tam coś tam.

Ostatniego dnia, po wizycie w Zamku Ujazdowskim, przejściu obok kilku urzędów centralnych (powstrzymam się od komentarzy), ale jeszcze przed wieczorną wizytą w Och-Teatrze, trafiliśmy na ul. Zoli do Sytego Chmiela. Cała masa dziwactw, na początek baba z kapusty (czyli niby babka ziemniaczana, ale w roli ziemniaków wystąpiła kapusta.

Mało dziwolągów? No to babka ze śledziem (skoro można placki ziemniaczane z łososiem…).

Dziwoląg nad dziwolągi, czyli naleśniki z kaszanką (a myślałem, że po naleśniku, który w 1988 roku przy dworcu PKP w Częstochowie został poddany lewatywie, czyli wymianie niezamawianego dżemu na zamawiane pieczarki, nic mnie nie zdziwi).

W tej sytuacji wyglądający na czekoladowy deser mostek wołowy jest banałem, równie smacznym.


Wiadoma rzecz, stolica!

sobota, 28 stycznia 2023

Ballada z trupem

Za chwilę na tę scenę Och-Teatru wejdzie Krystyna Janda i znajdzie trupa. A potem go zgubi…


Nie będę zdradzał fabuły, ale sytuacja prawie jak w piosence Przybory i Wasowskiego „Ballada z trupem”, którą śmiertelnie idealnie zaśpiewał Bronisław Pawlik. Jest trup, jest romans, jest zagadka.


W Kabarecie Starszych Panów kryminalno-erotyczna intryga nie zostaje rozwiązana. W sztuce Jacka Popplewella („Busybody”, angielska premiera w 1964 roku) wszystko wyjaśnia się za sprawą rezolutnej przedstawicielki personelu pomocniczego. Znaczy się sprzątaczki (granej zresztą przez Jandę nie pierwszy raz w karierze, przypomnijmy sobie panią Wiadro w filmie „Ryś” Tyma).

Wszystko to obserwowaliśmy z pierwszego rzędu A, ja na fotelu ufundowanym przez Andrzeja Kłosińskiego, małżonka na fotelu Adama Kłosińskiego.

Zapiski ku pamięci:
- Krystyna Janda – Lily Piper (personel pomocniczy) i reżyseria,
- Krzysztof Stelmaszyk – Baxter (inspektor policji), tę rolę grał początkowo Piotr Machalica…,
- Grzegorz Daukszewicz – Goddard (detektyw),
- Mirosław Haniszewski – Richard Marshall (właściciel poważnej firmy ze swoim nazwiskiem w nazwie),
- Mateusz Damięcki – Robert Westerby (główny księgowy),
- Natalia Berardinelli – Claire Marshall (żona Marshalla),
- Magdalena Smalara – Marian Selby (sekretarka),
- Magdalena Lamparska – Vickie Reynolds (maszynistka).

Kim jest morderca? Kim jest trup? Kto z kim? Wiem, ale nie powiem.

piątek, 27 stycznia 2023

Tysiąc wspólnych lat

W lipcu 2014 roku zajechłem elegancko do stolicy, zaparkowałem przy ul. Mordechaja Anielewicza, wpadłem do Muzeum Historii Żydów Polskich i poprosiłem o dwa bilety. Panie w recepcji spojrzały na mnie jak na Hamana, bo budynek, owszem, już był otwarty, ale ekspozycje jeszcze nie były przygotowane… Dla pewności odczekałem 9 lat i jestem!



W Muzeum Historii Żydów Polskich bardzo dużo jest historii… Polski. W pierwszej chwili mnie to zdziwiło, ale przecież nie jest to historia Żydów hiszpańskich czy niemieckich, tylko polskich.

Tych pierwszych, pojawiających się nad Wisłą przejazdem już za czasów Mieszka, jak Ibrahim ibn Jakub, co uwieczniłem w swym historycznym tasiemcu:
Pierwszy władca Polski na historii karty
A niech to zaboli ogolone głowy
Tych, co swe poglądy ssali z mlekiem matki
Trafił za przyczyną Żyda spod Kordoby


Jak kupcy, którzy zjawiali się na ziemiach Słowian, by kupować niewolników i sprzedawać ich następnie w krajach muzułmańskich. Na słynnych Drzwiach Gnieźnieńskich jest scena, na której święty Wojciech udziela reprymendy czeskiemu księciu Bolesławowi II Pobożnego za tolerowanie handlu chrześcijańskimi niewolnikami (niechrześcijańskimi proszę bardzo, co nie?).

Jak kupcy nawiązujący kontakty z polskimi książętami okresu rozbicia dzielnicowego…

…którzy nawet bili w swych mennicach monety z hebrajskimi napisami, jak na przykład ten pochodzący z Kalisza brakteat z imieniem Josef.

Właśnie zresztą w Kaliszu książę wielkopolski Bolesław Pobożny wydał 16 sierpnia 1264 roku słynny przywilej, który w 1334 roku Kazimierz III Wielki potwierdził i rozszerzył jego obowiązywanie na terenie całego (już zjednoczonego przez ojca) państwa.

Kolejne fale żydowskich osadników przybywały do tego paradisus Iudaeorum z całej Europy przez kilkaset lat. Z Niemiec, Francji, Węgier, Austrii i oczywiście z Hiszpanii oraz Portugalii.

Akt konfederacji warszawskiej z 1573 roku, gwarantującej tolerancję religijną (cóż, że dla szlachty i trochę dla mieszczan) był wisienką na tym torcie.

Żeby nie było za słodko…

W następnej części wystawy przenosimy się do żydowskiego miasteczka, by zobaczyć różne archetypiczne elementy aszkenazyjskiego świata.

Kuchnię.

Karczmę.

Synagogę.

Mistycyzm (przyznaję bez bicia, że wprawdzie „Księgi Jakubowe” kupiłem kilka dni po premierze, to opowieści o Jakubie Franku ciągle nie przeczytałem w całości…).

Upadek Rzeczypospolitej był cezurą także dla ludności żydowskiej…

Powstanie styczniowe – jeszcze większą.

XIX-wieczne kształtowanie się idei narodowych nie ominęło również Żydów żyjących w Europie.

Pomyślmy, ilu znanych Amerykanów ostatniego stulecia, to potomkowie polskich, litewskich, ukraińskich, białoruskich, rosyjskich Żydów, którzy wyemigrowali półtora wieku temu do Stanów Zjednoczonych. Leonard Cohen, Bob Dylan, Scarlett Johansson, Harrison Ford, Paul Newman, Kirk Douglas, Barbra Streisand, Woody Allen, Leonard Bernstein, Steven Spielberg. I Mark Zuckerberg też.

W 1918 roku Polska odrodziła się w innych granicach niż I Rzeczpospolita, ale nadal jako państwo wielonarodowościowe. Co trzeci obywatel należał do jakiejś mniejszości narodowej. W spisie powszechnym z 1921 roku 14 proc. zadeklarowało się jako Ukraińcy, prawie 8 proc. jako Żydzi, 4 proc. jako Białorusini, 4 proc. jako Niemcy.

Wspólnie decydowaliśmy o tym, jakie będzie odrodzone wspólne państwo, np. w wyborach do Sejmu Ustawodawczego 1919 roku. Przy czym zauważmy, że nie ma w tym nic dziwnego, że skoro Polacy nie mieli jednej listy wyborczej, to czemu jedną listę mieliby mieć Żydzi. Normalna polityka. W okręgach wyborczych byłego Królestwa Polskiego (pierwsze wybory nie mogły siłą rzeczy ignorować faktu, że jeszcze niedawno różne części kraju były przez ponad 100 lat integrowane z innymi państwami) Tymczasowa Żydowska Rada Narodowa dostała 169 tys. głosów (4 mandaty), żydowscy ortodoksi 91 tys. głosów (2 mandaty), żydowscy ludowcy 56 tys. głosów (2 mandaty), Żydowska Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza „Poalej Syjon” 26 tys. głosów (0 mandatów) oraz Bund (Powszechny Żydowski Związek Robotniczy na Litwie, w Polsce i Rosji) 16 tys. głosów (0 mandatów).

Jednym z posłów, który uzyskał mandat z listy ortodoksów (konkretnie z partii Agudat Israel) był Abraham Perlmutter.

W kolejnych wyborach w 1922 roku, już do „zwykłego” sejmu i już całkiem ogólnopolskich, Żydzi też nie wystawili wspólnej listy (byli na sześciu, podobnych do tych z wyborów 1919 roku). Największe znaczenie uzyskał Blok Mniejszości Narodowych, którego inicjatorem był Izaak Grünbaum. Weszli do niego Żydzi, Ukraińcy, Białorusini i Niemcy, co było odpowiedzią na ordynację wyborczą preferującą większe ugrupowania.

Zdobycie 66 mandatów pozwoliło Blokowi Mniejszości Narodowych być języczkiem u wagi w czasie wyboru pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej…

A potem już codzienność narodowa…

…i polityczna, np. Bundu („Sprzeciwiamy się anty-marksistowskiej polityce komunistów!”).

Cukunft, młodzieżówka Bundu. Jak widać, wszystkie ówczesne organizacje młodzieżowe czerpały ze skautingu.

Kolonie letnie 1939 roku organizowane przez Stowarzyszenie „Kultur-Liga”.

Tango „Rebeka” ze słowami Andrzeja Własta i muzyką Zygmunta Białostockiego, wykonanie Adam Aston.

Film „Serce na ulicy” (Zbigniew Sawan i Nora Ney).

Odpowiedzią na rozwarstwienie językowe polskich Żydów (wynikające zarówno z okresu zaborów, jak i postępującej polonizacji), było wydawanie żydowskich gazet w języku polskim.

Ale oczywiście nie brakowało gazet w jidysz. Jedynka „Der Moment” z 7 maja 1939 roku prezentuje Józefa Becka, który dwa dni wcześniej wygłosił w sejmie słynną przemowę. Ciekawe, jak w jidysz jest „My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor!”

Tego wątku nie sposób pominąć...

O ile Obóz Narodowo-Radykalny wzywał do bojkotu ekonomicznego Żydów w sposób dosadny, to premier Felicjan Sławoj Składkowski broni Żydów, ale „walka ekonomiczna, owszem”.

Prałat Stanisław Trzeciak nie niuansuje.

ONR przed Politechniką Lwowską w ramach obchodów „dnia bez Żydów” żąda urzędowego getta (na razie ławkowego…).

„Miejsce w ławkach nie parzystych” (pisownia przedwojenna) to eufemizm…

Podsumujmy ten wątek słowami Juliana Tuwima.

Ten wątek, niestety, też musiał się pojawić.

Już nie paradisus Iudaeorum, a infernum Iudaeorum

Nie ośmielam się oceniać tej postaci, w latach 1939-1942 prezesa Judenratu w Warszawie.

Na konferencji w Wannsee nie dyskutowano o tym, co zrobić z Żydami. Dyskutowano o tym, JAK to zrobić..

Wraz z końcem wojny skończyło się piekło, ale raj nie wrócił.

Tak jak po 1918, także po 1944 roku, Żydzi włączali się w nowe życie polityczne kraju. Wielu postawiło na złego konia, podobnie jak zrobiło to wielu Polaków.

Referendum z 30 czerwca 1946 roku i tak zostało sfałszowane… Za zniesieniem senatu oficjalnie było 68 proc., a faktycznie 27 proc. Za zmianą ustroju gospodarczego oficjalnie 77 proc, a faktycznie 42 proc. Za granicami na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej oficjalnie 91 proc., a faktycznie 67 proc.

Czy powojenne pogromy (Kielce nie były jedynym przypadkiem) były na rękę komunistycznej władzy?

Już kilka lat po wojnie publicysta zauważył, że do antysemityzmu nie potrzebni są w Polsce Żydzi.

Dekadę później narodowa frakcja w kręgach władzy postanowiła pozbyć się resztki polskich Żydów. Byłoby coś na rzeczy w tym, że w 1948 roku Bierut i Berman oskarżyli kierownictwo PPR (jeszcze nie PZPR), czyli de facto Gomułkę o „odchylenie prawicowe i nacjonalistyczne”?

Stacja Warszawa Gdańska była miejscem ostatnich wielu pożegnań (przed oczami staje film „Marcowe migdały”).

Jedną z przyczyn sukcesu „Solidarności” (tamtej, już dawno historycznej) jest to, że nie dała się ponieść żadnej nienawiści, także narodowej. Antysemici byli w tamtej „Solidarności” marginesem.

Muzeum kończy opowieść o historii polskich Żydów na latach 80. XX wieku. Jest jeszcze post scriptum, czyli osobiste refleksje współczesnych Polaków o żydowskich korzeniach na temat swojej tożsamości narodowej.

Tak się złożyło (w sumie nie przypadkiem), że odwiedziliśmy muzeum w przypadającym dziś Międzynarodowym Dniu Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Warszawskie obchody odbyły się pod znajdującym się tuż obok Pomnikiem Bohaterów Getta.