Chciałem tylko, żeby gdzieś przekroczyć granicę, wszystko jedno którą, bo ważny dla mnie był nie cel, nie kres, nie meta, ale sam niemal mistyczny i transcendentny akt przekroczenia granicy.
(Ryszard KAPUŚCIŃSKI, „Podróże z Herodotem”)
To jedyna autorska piosenka, jaką zespół The Yardbirds nagrał na płytę „Having a Rave Up with the Yardbirds” wydaną w listopadzie 1965 roku. Reszta to standardy i covery. Ale jaka!
„Still I’m Sad” to perełka, nawet na tle tych wszystkich świetnych piosenek z połowy lat 60. Jej autorami są Paul Samwell-Smith oraz Jim McCarty. Tekst jest dość oryginalny jak ten moment rozwoju poezji rockowej, ale o nim za chwilę. „Still I’m Sad” kochamy przede wszystkim za frapujące opracowanie muzyczne. To by się papież Grzegorz I zdziwił, gdyby usłyszał, co po prawie czternastu wiekach od opracowania przez niego zasad chorału (nazwanego później na jego cześć gregoriańskim) można wycisnąć z tej formy muzycznej. Dodatkowym smaczkiem jest udział w nagraniu Giorgia Gomelsky’ego, urodzonego w Tbilisi menadżera muzycznego, który był producentem całego albumu. Jego niski głos wpleciony w chorał to jednak mylny trop – chorał gregoriański to tradycja Kościoła zachodniego, a Gruzja to prawosławie, w którym muzyka liturgiczna poszła innymi torami.
Obiecany tekst, w moim tłumaczeniu, do którego przymierzałem się od wielu, wielu lat…
Spójrz na gwiazdy, co z nieba lecą wprost w nas Wolno gasną, całują łzy twe, gdy łkasz Spójrz na wiatr, co łagodnie tak strąca włosy twe Spójrz na deszcz, co w niełasce skrył się, smutno mi
Moje łzy obracają się ciągle w proch Dzień je suszy, a gubią się w każdą noc Dziś to wiem, że w moje serce czas dmie ten wiatr Niechaj pada, gdy wszystko dzieli nas, smutno tak Smutno mi, och, smutno tak Olsztyn, 23-27.08.2023
Jak uczcić dzisiejszą 80. rocznicę urodzin Tadeusza Nalepy? Najlepiej pójść na koncert zespołu Rita Pax, który zawitał do Olsztyna z materiałem z ubiegłorocznej płyty „Piękno. Tribute to Breakout”.
Tribute nie oznacza w tym przypadku klonowania. Osoby wrażliwe na odstępstwa od oryginałów nie powinny się do tego zbliżać. „Gdybyś kochał, hej” podane w sosie Joy Division tylko dla odważnych.
„Dziwny weekend” „Modlitwa” (dołączył Wojciech Waglewski, który zaśpiewał i zagrał, nie bez początkowych problemów technicznych, co przypomniało mi olsztyński koncert Nalepa-Urbaniak z 1994 roku, z Michałem Urbaniakiem zajętym głównie poprawianiem przystawki do skrzypiec)
„Oni zaraz przyjdą tu” (tu Wagiel „tylko” zagrał)
„Gdybyś kochał, hej” (bis)
Wystąpili dziś w składzie (od lewej): - Paweł Zalewski – gitara, śpiew - Katarzyna Piszek – instrumenty klawiszowe, śpiew - Paulina Przybysz – śpiew, wiolonczela - Piotr Zalewski – gitara basowa, śpiew - Wojciech Waglewski – gitara, śpiew - Hubert Gasiul – perkusja.
Hubert Gasiul zastąpił Jerzego Markuszewskiego, który dziś miał wystąpić na Męskim Graniu. Piszę: „miał”, bo koncert w Żywcu został przerwany z powodu załamania pogody (a u nas deszcz i burza grzecznie wystąpiły trzy godziny przed koncertem). Mieliśmy dzięki tej zmianie w składzie magiczny czynnik w postaci perkusji zmarłego w 2015 roku Józefa Hajdasza, którą Hubert kupił w tajemniczo-banalnych okolicznościach od kogoś, kto współpracował jako kierowca z muzykami Breakoutu.
To już mój czwarty koncert Piotra Bukartyka. Jak widać, nie mam dosyć.
Tak dalece mi mało słuchania syna Romana i Janiny, że wolałem pójść do Sowy na Bukartyka niż do odległego raptem o 200 metrów Amfiteatru im. Czesława Niemena na Vadera. W efekcie szatańskie wersety Petera mieszały się z „Szampańskimi wersetami” Piotra. Na szczęście tylko w chwilach, gdy nie grał towarzyszący Bukartykowi zespół Ajagore, który też potrafi przyłożyć.
Piotra od Petera wolało jakieś 200 osób, w tym m.in. przedstawiciele olsztyńskiego środowiska muzycznego, którzy zasiedli w pierwszym rzędzie. Widząc ich i rozpoznając, Bukartyk zdecydował się, że jednak nastroi Pelagię, czyli swoją nową gitarę. Miły gest z jego strony.
Ocalone dla potomności (i ewentualnie dla czynników śledzących poczynania wywrotowców dających fatalny przykład dla młodzieży) dwa fragmenty. Po pierwsze pieśń z cytatem z Jana Kaczmarka. „Bilans (44 lata później)”. Zero wątpliwości.
Po drugie „Qrwa, qrwa”. Też nie wiecie, co macie robić?
Jutro Piotr Bukartyk poprowadzi na Campusie Polska warsztaty pisania piosenek (songwritingu, jak wolicie). Niestety, nie mieszczę się w targecie wiekowym Campusu…
Utwór „The Weight” robi wrażenie, jakby był piosenką napisaną przez Boba Dylana. Jest melodia na kilka prostych chwytów, jest inspirowany Biblią tekst, jest ponadnormatywna liczba zwrotek, a całość brzmi jak rock, folk i country zarazem. Trop jest jednak mylny, bo piosenkę napisał przecież zmarły kilka dni temu Robbie Robertson…
Trop jest mylny, ale nie fałszywy – członkowie The Band mieli za sobą w chwili płytowego debiutu w 1968 roku kilka lat współpracy z Dylanem, głównie koncertowej. Na płytach Dylana pojawili się mocno incydentalnie (oddzielnym zagadnieniem są nagrania z lat 1967-1968, realizowane m.in. w Big Pink, różowym domu, który od 1967 roku zajmowali Rick Danko, Garth Hudson i Richard Manuel, czyli połowa The Band – w 1975 roku Dylan wydał to jako „The Basement Tapes”). Na „Music from Big Pink”, którego okładkę zdobi obraz autorstwa Dylana, znalazł się właśnie „The Weight”. Co by nie mówić, to pierwszy i największy przebój The Band. Singiel z nim ukazał się 8 sierpnia 1968 roku, Robbie Robertson zmarł zatem dzień po 55. rocznicy tej istotnej dla historii muzyki premiery.
Tekst wygląda jak inspirowany Nowym Testamentem, ale może to znów raczej mylne tropy… Nazaret z pierwszej linijki to miasteczko w stanie Pensylwania (rzut beretem od Nowego Jorku, gdzie już za dwa miesiące będę gwiazdorzył). Miasteczko słynie z produkcji kultowych gitar Martin. I na takiej właśnie gitarze Robertson brzdąkał pisząc piosenkę, a że w jej środku zobaczył informację, iż powstała w pensylwańskim Nazaret, to początek tekstu już miał. A dalej to już seria postaci spotkanych w tej alegorycznej podróży. I jak już wpadliśmy w biblijną interpretację, to: - Carmen i diabeł to może być kuszenie na pustyni, - Anna Lee to może być Maria Magdalena, - Luke to może być św. Łukasz (a może Lucyfer czekający na wymieniony tu dosłownie Sąd Ostateczny, bo przecież w obu imionach źródłosłowem jest światło), - szalony Chester to może być św. Paweł, - no i to zrzucanie ciężarów na kogoś innego, - o pani Mojżeszowej nie wspominając.
Do Nazaretu wpadłem więc, na wpół umarły czułem się Po prostu chciałem, żeby już położyć swoją głowę gdzieś „Hej, człowieku, czy powiesz mi, gdzie tu jakieś łóżko znajdzie się?” Z uśmiechem tylko ścisnął mi dłoń, „Nie”, to wszystko, co rzekł
Zrzuć ten ciężar, Fanny Zrzuć za darmo dziś Zrzuć ten ciężar, Fanny I… i… i… wrzuć na barki mi
Podniosłem więc torbę swą i ruszyłem, żeby znaleźć coś Wtem ujrzałem Carmen i diabła, tych dwoje obok siebie szło Więc mówię „Carmen, no chodź, do centrum razem idźmy już” Odrzekła mi „Muszę iść, lecz mój przyjaciel może zostać tu”
Zrzuć ten ciężar, Fanny Zrzuć za darmo dziś Zrzuć ten ciężar, Fanny I… i… i… wrzuć na barki mi
Więc, pani Mojżesz, spadaj już, nic nie powiesz, bo i co To po prostu stary Luke i Luke czeka na Ostateczny Sąd „Hej, Luke, druhu mój, co powiesz o młodej Annie Lee?” „Bądź tak dobry”, odrzekł mi, „I zostań, synu, z Anną kilka dni”
Zrzuć ten ciężar, Fanny Zrzuć za darmo dziś Zrzuć ten ciężar, Fanny I… i… i… wrzuć na barki mi
Ten świr Chester za mną szedł, aż dopadł mnie we mgle Mówi „Stojak twój naprawię ci, jeśli Jacka weźmiesz, to mój pies” Ja na to „Chwilę, Chester, wiesz, że spokojny ze mnie gość” On na to „OK, chłopie, jeśli będziesz mógł, rzuć mu kość”
Zrzuć ten ciężar, Fanny Zrzuć za darmo dziś Zrzuć ten ciężar, Fanny I… i… i… wrzuć na barki mi
Więc Północy Strzałę łap, byś na koniec linii mógł mnie brać Moja torba tonie wciąż, a ja wierzę, że nadszedł czas By powrócić już do Fanny, co jedyną była, wiesz Która tu wysłała mnie, bym pozdrowił wszystkich wręcz
Zrzuć ten ciężar, Fanny Zrzuć za darmo dziś Zrzuć ten ciężar, Fanny I… i… i… wrzuć na barki mi
Zrzuć ten ciężar, Fanny Zrzuć za darmo dziś Zrzuć ten ciężar, Fanny I… i… i… wrzuć na barki mi Olsztyn, 12-15.08.2023
Sam Robbie Robertson i inni członkowie The Band (poczuwający się zresztą do współautorstwa utworu) podsuwali raczej tropy wiodące do surrealistycznej twórczości filmowej Luisa Buñuela, choć zarazem wskazywali realne postaci i sytuacje z ich życia. Realny jest na przykład Cannonball, czyli prawdopodobnie lokalny pociąg jadący przez cały Long Island (startuje w pobliżu Madison Square Garden, może rzucę okiem). Idąc tropem swoich osobistych doświadczeń kolejowych, przetłumaczyłem to jako Strzałę Północy (w moim przypadku był to parowóz na trasie Korsze-Sątopy Samulewo-Reszel). Czyli, reasumując, mamy tu coś w rodzaju klasycznego snu na jawie… Utwór miał swoją filmową sławę w filmie „Easy Rider”, ale również oczywiście w „The Last Waltz”, czyli dokumencie nakręconym przez Martina Scorsese z pożegnalnego koncertu The Band, jaki odbył się 25 listopada 1976 roku:
Mogli być legendarni jeszcze oczko wyżej, gdyby ich występ na Woodstock 17 sierpnia 1969 roku trafił do kultowego filmu z festiwalu. Niestety, na drodze stanęły jakieś komplikacje prawne. Rejestracja jednak się odbyła i możemy to po latach oglądać: