czwartek, 31 grudnia 2020

Moja lista przebojów 2020 roku

Na miejscu 13.:
Pan Demia i Kwarant Anna

Wydarzenie, dla którego pozycja 13. wydaje się jedynie słuszna (zupełnie jak pewne zdarzenie siedem lat temu). Wydarzenie dziejowe i planetarne, które przewróciło do góry nogami to i owo, a przeważnie wszystko i miało wpływ na większość pozycji z mojej tegorocznej listy przebojów 2020.


Włączyliśmy się w różne działania charytatywne, m.in. organizowane przez Agnieszkę Kacprzyk, np. wiosenny „Obiad dla ucznia”, ale też zupełnie niezwiązane z epidemią (Marek, trzymam kciuki!).


Ulubioną olsztyńską restaurację (a jest nią Casablanca) zaczęliśmy wspierać na wynos już w marcu i kontynuowaliśmy ten smaczny i pożyteczny proceder przez cały rok. Chcemy mieć gdzie wrócić...


Kwitło życie online. Na przykład spotkanie z grupą Spare Bricks.

Na przykład posiedzenie Komisji Stopni Instruktorskich.


Na przykład udział w Gitarowym Rekordzie Świata.

Na przykład internetowe koncerty.

Skoro już jesteśmy przy muzyce, to Pan Demia z niewielką pomocą Kwarant Anny przyczynili się do powstania kilku piosenek, wśród nich czterech, jak na razie, odsłon „Kwarantanny narodowej” (z tytułem to się wygłupiłem).

Akt pierwszy z 15-17.03.2020
Akt drugi z 14-16.04.2020
Akt trzeci z 16-18.05.2020
Akt czwarty z 15-17.11.2020


Zainteresowałem się też sfrustrowanym seksualnie w wyniku kwarantanny Mickiem Jaggerem.

Na miejscu 10.:
Las jest Miejski a Jezioro jest Długie

Pozycje 12. i 11. opuszczam, bo moja lista przebojów ma tradycyjnie dziesięć pozycji (chyba że jest pandemia…). Dodam tylko, że na miejscu 12. przygody harcerskie (a raczej ich brak), a na miejscu 11. polityka (a raczej to, co ją udaje).


Nie mogąc za bardzo nigdzie wyjeżdżać, poświęciliśmy więcej uwagi miejscu zamieszkania. Do Jeziora Długiego mamy przecież jakieś 114 metrów…


…a do Lasu Miejskiego 3 minuty 27 sekund marszu (w maseczce lub bez, zależnie od aktualnych, sprawdzanych na wszelki wypadek bezpośrednio przed wyjściem, obostrzeń).

Zresztą, co by nie mówić, w Lesie Miejskim jest bezpiczniej niż w jakimś Bangkoku czy innym Sarajewie.

Nie mogąc być 10 tys. kilometrów od domu, wypatrywaliśmy co się dzieje 380 tys. kilometrów stąd. Księżyc w pełni nad Koszarami Piechoty, 9.04.2020.


Ale z bliska widać jednak lepiej. Kaczki na Jeziorze Długim, 5.09.2020.


Na miejscu 9.:
Wybieram Gazetę

Nostalgiczne spotkanie, na miesiąc przed pandemią, dawnej olsztyńskiej redakcji „Gazety Wyborczej”, z czasów, gdy miała w podtytule „Gazeta Warmii i Mazur”, a szefował jej Wacek Radziwinowicz. Czyli dawno temu. Tak z ćwierć wieku i więcej. Z niektórymi właśnie tyle się nie widziałem.

Wieczór uświetniłem wcielając się w rolę redakcyjnego trubadura i śpiewając trzy piosenki, choć przecież nie za to mnie w 1992 roku przyjęli do tej redakcji (pierwszy poważny tekst dotyczył biur podróży, ale to, w którym obecnie pracuję, powstało dopiero cztery lata później). To tłumaczenie „The Times They Are a-Changin'” Boba Dylana koresponduje z tym, czym „Gazeta Wyborcza” zawsze była i z tym, z czego byliśmy dumni w niej pracując.


Na miejscu 8.:
Bez talentu nie dostaniesz sprzętu

Jak widać nie wszystkie rymowane mądre myśli się sprawdzają, bo ja dostałem. W kwietniu na imieniny harmonijkę ustną Hohnera (w tonacji C). Sygnowaną przez Dylana, a jakże. Stelaż dokupiłem we własnym zakresie (chyba był droższy od samej harmonijki, co w niczym jej nie uwłacza).

Prezent natychmiast wykorzystałem w kilku nagraniach, np. w „You Can't Always Get What You Want” The Rolling Stones.


Kolejne wzmocnienie sprzętowe pojawiło się jak zawsze 24 grudnia. Najpierw o północy urodzinowy mikrofon Shure SM58, znawcy mówią, że niezawodny. Ze statywem, oczywiście.

Dwadzieścia godzin później takie oto ładne cacko. Podobno można już pisać „interfejs”.

Będzie czym się bawić w długie zimowe wieczory…

Na miejscu 7.:
Jak żyć bez koncertów?

Nie licząc kilku klubowych sytuacji w Bolonii, jednego nieco muzycznego wieczoru autorskiego w Gietrzwałdzie oraz musicalu w Białymstoku, byłem w tym roku tylko na dwóch „normalnych” koncertach. Za normalne trudno przecież uznać liczne występy online, które oglądałem z przyjemnością, ale się nie cieszyłem. W tej sytuacji za koncert roku uznaję (oklaski!) występ Jacka Kleyffa i Słomy w Bukwałdzie.

Ale po kolei…

Gorączka walentynkowej nocy w Bolonii. Cały szoł (tak też można już od dawna pisać) skradła kłócąca się para. Zupełnie nie we włoskim stylu, coś jak w filmie Woody'ego Allena.

Zjeść dżez? Oczywiście też w Bolonii.


Autorka zmienną jest, czyli Bożena Kraczkowska z licznymi gośćmi w Gietrzwałdzie (i to był naprawdę ostatni koncert przed zamknięciem wszystkiego na cztery spusty i zardzewiałą kłódkę z geesu).


Miesiąc później świat był naprawdę inny. 21 marca przyglądałem się występowi online Łydki Grubasa, który zakończył się nieśmiałą (pionierskie czasy pandemii) interwencją służb mundurowych i odwołaniem dyrektora, co trafiło do drugiego aktu „Kwarantanny narodowej”.

One World: Together at Home, czyli osiem godzin online… (bywało się na dłuższych koncertach na żywo). Doczekałem się Stonesów, doczekałem się Paula McCartneya.


Oglądałem (i nie tylko oglądałem) Gitarowy Rekord Guinnessa we Wrocławiu. Tzn. ja byłem w Olsztynie…


Kraków Street Band u Krzyśka na imieninach, czyli pierwszy prawdziwy koncert w tym roku (i to już połowa tegorocznych koncertów).


Miesiąc później koncert roku, czyli Jacek Kleyff i Słoma w Bukwałdzie.


I jeszcze spektakl w Białymstoku, który koncertem nie był, ale hałasowali rockandrollowo. Po lewej stronie Jezus, po prawej Judasz…


Jesienią, gdy nosa z domu znów nie wolno było wyściubić (chociaż było przecież wolno, ale nie było wolno, mimo że było wolno, aczkolwiek nie było wolno, bo było chyba wolno, to chyba zrozumiałe) wpadłem na koncert domowy Jacka. Czyli nacisnąłem co trzeba na fejsie czy innym jutubie.


A potem słuchałem i oglądałem Jacka w jednym z jego wcieleń, czyli jako basistę Pomysłów Znalezionych w Trawie. Sekcja rytmiczna pod muchami, to coś musi znaczyć…


Koncertowy rok online zacząłem z Łydką Grubasa i wczoraj wieczorem skończyłem (koncert dla medyków organizowany przez olsztyński MOK, może tym razem nikogo za to nie odwołają).


(A nie, przepraszam, przed chwilą dowiedziałem się, że sylwestrowy wieczór spędzę w filharmonii szczecińskiej słuchając jazzu. Online, jakby się ktoś głupio pytał.)

Do kompletu wymieńmy jeszcze koncert, który się nie odbył… W maju w Gliwicach miałem być na koncercie Nicka Cave’a. Został przeniesiony na 2021 rok, a niedawno zupełnie odwołany. No to czekam 180 dni na nasze 768 zł…

Na miejscu 6.:
Pcham się na afisz, a afiszu nie ma

Miałem nosa organizując w październiku 2019 roku koncert w Gietrzwałdzie, podczas którego zaspokoiłem swą żądzę występów na długie miesiące. Umawialiśmy się potem na granie Beatlesów na wiosnę, potem na jesień… Jak dobrze pójdzie, znów w pełnej sali Centrum Kulturalno-Bibliotecznego w Gietrzwałdzie spotkamy się dopiero jesienią 2021, czyli po dwóch latach.

Ale coś tam sobie jednak wyciosałem w zakażonej rzeczywistości… W styczniu, czyli jeszcze przed Narodowym Pasmem Sukcesów w Walce z Koronawirusem, wcisnąłem się na główną gwiazdę spotkania dawnych pracowników „Gazety Wyborczej”.


1 maja pobiłem Gitarowy Rekord Świata, czyli byłem jednym z 7998 gitarzystów grających „Hey Joe”. Tylko nie wiem, czy ktoś to zauważył…


Ciekawostka przyrodnicza, czyli pozdrowienia dla widzów koncertów w Centrum Kulturalno-Bibliotecznym w Gietrzwałdzie.


I szczyty perwersji intelektualnej. Występ nad rzeką dzieciństwa dla jednoosobowej widowni (tzn. był ktoś jeszcze w krzakach, ale uciekł, gdy zacząłem rozpinać futerał…). „Trzynaście srebrników” , które wyśpiewałem nad Łęgiem, odnosi się m.in. właśnie do tej rzeki, która za mną płynie.


Bladego pojęcia nie mam, czy ktoś to widział i słyszał, ale kamera i mikrofon w czasie mikrowigilii instruktorskiej też były włączone.

Aha, jako że na bezwystępiu i stanie z gitarą przy ognisku występem, dołączam do listy taką oto sytuację u Kojrysa, czyli spotkanie podsumowujące akcję „Obiad dla ucznia”.

Dyscyplina dodatkowa, czyli nie znam języka francuskiego. Nikt nie zna.

Na miejscu 5.:
Piękna nasza Polska cała

To wiedziałem i bez koronawirusa (i bez mediów narodowych). Zawsze jeden urlop spędzamy w kraju, drugi za granicą. W tym wariackim roku porzuciliśmy wszelkie założone plany długoterminowe i zaniechaliśmy planowania średnioterminowego. Po prostu, gdy pojawiało się okienko, w którym krzyżowały się możliwości zawodowe i pandemiczne, to korzystaliśmy.

Beztroski relaks w słonecznym jak zawsze Sopocie.


Beztroski relaks w pustym jak nigdy Sandomierzu.


Relaks podczas relaksu, czyli winnica św. Jakuba z widokiem na zamek królewski w Sandomierzu.


Nostalgiczna wizyta w Gorzycach (po realizacji zobowiązań z kosmosu z miejsca 6.). Tu kiedyś będzie tablica pamiątkowa informująca, że patrząc z tego okna w piątek 3 października 1980 roku napisałem katastroficzny wiersz „Delta”. Pierwszy w ogóle. Jeśli byłem pod tym oknem dokładnie 40 lat później, to przypadek czy omen na miarę czterdziestu i czterech?


Meganostalgiczna wizyta w gorzyckiej podstawówce… Tysiąclatka, która nie była dziesięciolatką (znam i ja meandry reform oświatowych).


Zupełnie niepotrzebna wizyta w Opatowie, ale skoro nie zrobiłem tego 40 lat temu…

Krótkie wahanie czy nie wejść na Święty Krzyż, ale przecież już tam byłem 40 lat temu, to nie będę się drugi raz męczył.


I myk z pogranicza podkarpacko-świętokrzyskiego na Podlasie prosto do… węgierskiej restauracji. Potem coś dla ducha, czyli „Jesus Christ Superstar” w Operze i Filharmonii Podlaskiej, a na końcu nurzamy się na drugim piętrze białostockiego hotelu z widokiem na rynek (no, prawie jak na 14. piętrze Eastin Grand Hotel Sathorn rok temu).


Dzień później przejazd podlaskimi wsiami, np. przez Ciełuszki (muzyka własna, zachodzę w głowę, czemu taka ponura).


Obowiązkowa wizyta w Tatarskiej Jurcie i obkładanie się katłamą, banashem, kołdunami, mantami i polewanie kompotem z rokitnika. Pod czujnym okiem Dżenetty oczywiście.


I na końcu świata, czyli w Ozieranach Małych, 200 metrów od białoruskiej granicy, oko w oko z przejawami twórczości Mirosława Sobańskiego.

Na miejscu 4.:
Żywot tłumacza

Tłumaczenia cztery pozycje wyżej niż rok temu. To w nagrodę, którą sam sobie przyznaję za zwiększenie wydajności z 28 do 36 przekładów. W tym skończenie dwóch całych albumów Beatlesów. „Let It Be” z okazji jego 50-lecia:


„Rubber Soul” z okazji 55-lecia:


Wydajność wydajnością, ale czy spodziewałem się rok temu, że będę tłumaczył nowego 17-minutowego Dylana, nowych covidowych Stonesów, nowego potrójnego McCartneya i nowego osiemdziesięcioletniego Starra?

Plamy mojej krwi (The White Stripes - Seven Nation Army)
Poczuj, kotku, co masz w środku (Led Zeppelin - Whole Lotta Love)
Przebił się z bluesem (The Beatles - For You Blue)
Summa Dylaniae (Bob Dylan - Murder Most Foul)
Czeka na nas Marrakesz! (Crosby, Stills & Nash - Marrakesh Express)
Pierwsze będą ostatnimi (The Beatles - One After 909)
Powracającego do portu poznam (The Beatles - Maggie Mae)
Wszystkim jesteś ty (The Beatles - Dig a Pony)
Jamniemój (The Beatles - I Me Mine)
Między nami wieśniakami (The Beatles - She's a Woman)
Brak podstaw do stanu zakochania (The Beatles - Please Mr. Postman)
Jesteś moją kokainą (The Beatles - Got to Get You into My Life)
Jagger w mieście duchów (The Rolling Stones - Living in a Ghost Town)
Całej wódki nie wypijesz (The Rolling Stones - You Can't Always Get What You Want)
Znajdę drogę na pierwsze miejsce (Jon and Vangelis - I’ll Find My Way Home)
Podwójna zasłona dymna z dziewczyną na czarno (The Beatles - Baby's in Black)
Paul i jego relacje (The Beatles - You Won't See Me)
Myślenie Harrisona nie boli (The Beatles - Think for Yourself)
Filozofia lingwistyczna (The Beatles - Word)
Nie mogę śpiewać pieśni, co nie rozumiem jej (Bob Dylan - Goodbye Jimmy Reed)
Piosenka warta jednego pensa (The Beatles - Penny Lane)
Wolałby widzieć martwą ją (The Beatles - Run For Your Life)
Znam cię na wylot (The Beatles - I'm Looking Through You)
Przeminęło z wiatrem (Kansas - Dust in the Wind)
Piosenka dla spóźnionych dziewczyn (The Beatles - If I Needed Someone)
Czekająca piosenka (The Beatles - Wait)
Bo to wychodząca z domu do miasta kobieta była… (Kenny Rogers - Ruby, Don't Take Your Love to Town)
Żal mi tej Mary Jane (The Beatles - What's the New Mary Jane)
Ringo i jego pierwszy raz (The Beatles - What Goes On)
Nowy początek mile widziany (John Lennon - (Just Like) Starting Over)
Nie mam czasu na tę miłość (Spencer Davis Group - I'm a Man)
Stary do młodego, młody do starego (Cat Stevens - Father And Son)
Francja elegancja (The Beatles - Michelle)
Inspiracja podatkiem progresywnym (The Beatles - Taxman)
Zakochani pod Gwiazdą Zaranną (Paul McCartney - Kiss of Venus)
Z wielką pomocą wielu przyjaciół (Ringo Starr - Here's to the Nights)

I jedno tłumaczenie (w związku z pozycją 2.), którego już chyba nie skończę. Więc może mały fragment większej włoskiej całości Francesco Gucciniego:

Bolonia jest jak starsza pani, co miękka jest w biodrach
I pierś ma w Nizinie Padańskiej, a tyłek na wzgórzach
Bolonia bezczelna i papieska, Bolonia czerwona i wczesna
Bolonia tak tłusta i ludzka, to już trochę Romania
I już pachnie Toskania

Na miejscu 3.:
Rok Beatlesów

Jakże to nie mógł być rok Beatlesów, skoro:
* w ósmej godzinie koncertu internetowego One World: Together at Home zobaczyłem Paula wykonującego „Lady Madonna”


* skończyłem dwie całe płyty Beatlesów po polsku
* 66,67 proc. tegorocznych tłumaczeń to Beatlesi zespołowo lub solo
* ukazała się nowa i naprawdę dobra płyta Paula McCartneya
skomentowałem półwiecze rozwiązania zespołu
* oglądałem transmisję 80. urodzin, które świętował Ringo Starr
* przyglądałem się ze zdumieniem wszystkim „Happy Birthday”, jakie 9 października kierowano do nieżyjącego od 40 lat Johna Lennona
* w sypialni nad łóżkiem na ogromnej (?) czarnej (!) ścianie zawisł plakat Johna i Yoko (War is Over)
* w mikołajkowym bucie (a raczej obok niego, a raczej po prostu w półce na buty) wylądowała świetna bogato ilustrowana historia zespołu


* A wczoraj w skrzynce znalazłem ostatnią gazetę, którą jeszcze czytam w papierze, z Paulem McCartneyem na okładce.

Na miejscu 2.:
Polonia w Bolonii

To były ostatnie chwile, by bezstresowo gdzieś polecieć, chociaż zupełnie nie dlatego wybraliśmy się do Bolonii. Ot, romantyczny spontan walentynkowy. Na lotnisku już mierzyli nam temperaturę. W razie czego można byłoby powiedzieć, że to żar miłości…


Piazza Maggiore i Piazza Nettuno


W Bolonii, jak to w Bolonii – trochę jedzenia, trochę muzyki, trochę bogatego średniowiecza.

I zdjęcie roku, czyli św. Smartfonie módl się za nami.


Na miejscu 1.:
Natchniony Horacy

Dawno nie napisałem tylu piosenek. Inspiracja covidowa? Owszem, ale nie tylko. Co poza czterema aktami „Kwarantanny narodowej”? 

Inspiracja polityczna, czyli „Cała Polska” z 30-31.10.2020


Inspiracja medialna, czyli „Dwie sprawy” z 6-7.11.2020


Inspiracja historiozoficzna, czyli „Historia Polski w 1050 wersach - część VIII (1795-1918 - vol. 1)” z 14.11.2020


Inspiracja metafizyczna, czyli „Tylko gruz” z 9-21.11.2020


Dla przypomnienia:
Moja lista przebojów 2008 roku
Moja lista przebojów 2009 roku
Moja lista przebojów 2010 roku
Moja lista przebojów 2011 roku
Moja lista przebojów 2012 roku
Moja lista przebojów 2013 roku
Moja lista przebojów 2014 roku
Moja lista przebojów 2015 roku
Moja lista przebojów 2016 roku
Moja lista przebojów 2017 roku
Moja lista przebojów 2018 roku
Moja lista przebojów 2019 roku

niedziela, 27 grudnia 2020

Z wielką pomocą wielu przyjaciół

Gdy płytę nagrywa Ringo Starr, nikt mu nie odmówi, nawet Paul McCartney (swoją drogą Ringo jest ostatnio bardzo aktywny wydawniczo).


Na razie mamy jedną piosenkę, a ja mam jej tłumaczenie. „Here's to the Nights” napisała Diane Warren, czyli Krzysztof Penderecki muzyki pop, która ma pewnie zamówienia na dziesięć lat do przodu. Ale, jak już błyskotliwie zauważyłem, każdy chce mieć w CV współpracę z Beatlesem. Któż się nie pojawia w tym utworze… Wspomniany Paul McCartney, Joe Walsh, Dave Grohl, Lenny Kravitz, Steve Lukather, Sheryl Crow, Corinne Bailey Rae, Finneas O'Connell, Ben Harper, Jenny Lewis, Chris Stapleton, Yola. Podobno także Eric Burdon, ale ani nie słyszałem, ani nie widziałem na teledysku. U mnie bez gości.

Gdy upadniesz już na twarz
To musisz powstać i wygrać ten rajd
To naprawdę jest ważna rzecz
Zawsze wiarę mieć w swych marzeń sens
Nie ma co strachu czuć
Właśnie teraz i tu

To noce te, kto je spamięta
Z ludźmi, co w pamięci tkwią
Myśleć o nich nie od święta
Jak o dniach najlepszych wciąż
Może znów pohałasować
Znów narobić niezłych psot
I już za nami to, to, to, to

To jak sięgać aż do gwiazd
Na dworze bywać lub na dworze stać
Każdy głupi popełnić móc czyn
Ruszać w bębna rytm, co szalony nam brzmi
Żyć za głośno się da
Właśnie tutaj i tak

To noce te, kto je spamięta
Z ludźmi, co w pamięci tkwią
Myśleć o nich nie od święta
Jak o dniach najlepszych wciąż
Może znów pohałasować
Znów narobić niezłych psot
I już za nami to, to, to, to

To zbieranie wspomnień i błędów też
Przestrzeganie zasad a potem już nie
Dla nas jak szalonymi być
Właśnie ja, właśnie ty

To noce te, kto je spamięta
Z ludźmi, co w pamięci tkwią
Myśleć o nich nie od święta
Jak o dniach najlepszych wciąż
Może znów pohałasować
Znów narobić niezłych psot
I już za nami to, to, to, to

To noce te, kto je spamięta
Z ludźmi, co w pamięci tkwią
Myśleć o nich nie od święta
Jak o dniach najlepszych wciąż
Może znów pohałasować
Znów narobić niezłych psot
Już za nami to, to, to, to
Za nami to
Za nami to
Za nami to

Olsztyn, 22-27.12.2020



Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

czwartek, 24 grudnia 2020

Bez talentu nie dostaniesz sprzętu

Skoro Boże Narodzenie, to od lat ta sama (nomen omen) szopka. Najpierw o północy z 23 na 24 grudnia, czyli w wigilię wigilii, w tajemniczych okolicznościach pojawia się w domu prezent urodzinowy. W tym roku niezawodny Shure SM58.



Zmierzę się z legendą (choć poczciwy, bo dokładnie 10-letni Yeti, który uczestniczył w szopce prezentowej w 2010 roku, nie musi się martwić o swoją przyszłość).

Z kronikarskiego obowiązku dodam, że Shure pewnie stoi na trzech nogach statywu, żeby prezent był kompletny. Po tej błyskotliwej uwadze przechodzę do drugiego aktu, który rozgrywa się 20 godzin później. Tym razem pod choinką takie oto ładne cacko. Czyli UR22mkII Steinberg. Czyli interfejs audio USB.

Św. Mikołaj najwyraźniej wierzy, że technologia zastąpi talent...

sobota, 19 grudnia 2020

O ile będzie...

Różne były w naszym hufcu instruktorskie spotkania wigilijne – małe i duże, wesołe i smutne, dobrze i źle zorganizowane. Dzisiejsze było mega wyjątkowe i niech w tej swej wyjątkowości przejdzie do historii raz na zawsze. Niech online będzie pierwszy i ostatni raz. Niech frekwencja… Dobra, będę udawał, że nic się nie stało.


Więc wpadłem na Teamsy, przeczytałem przepis i… nie zabrałem się za robienie pierniczków, bo musiałbym je potem zjeść.


Poprzyglądałem się poczynaniom kulinarnym Druhny Wiktorii, która stała za organizacją dzisiejszego spotkania.

Przełykałem też ślinkę przy finalnym produkcie Druhny Ani.

Z braku lepszego zajęcia zająłem się śpiewaniem kolęd. Nie jestem pewien czy wyłączyłem mikrofon, więc może pierniczki nie wyszły. Po pierwsze „Gdy śliczna Panna”.


Po drugie „Pójdźmy wszyscy do stajenki”.


Po trzecie do zobaczenia za rok. Dramatyczniej już nie będzie. O ile będzie...

piątek, 18 grudnia 2020

Do trzech McCartneyów sztuka

No i jest nowy McCartney. Sam nie wiem, czy wolę, by mógł koncertować (może tym razem w Gdańsku?), czy żeby zmuszony, z braku innych możliwości, nagrywał płyty. To nie 1964 rok, że Beatlesi dali kilkaset koncertów na całym świecie, nagrali dwie świetne płyty, o singlach nie wspominając. Jest 2020 (!) rok, Paul ma 78 lat z ogonkiem, a leniwe gwiazdy produkują (słowo bardzo adekwatne) płytę raz na kilka lat.

1. „Long Tailed Winter Bird”
Na jednym akordzie. To już znamy z twórczości Beatlesów. Z tym, że tym razem serio na jednym. Tekstowo lapidarność godna Juliusza Cezara. Albo młodszej o ponad pół wieku wersji… Paula McCartneya. Czyżby to była faktycznie piosenka o ptaszku?


2. „Find My Way”
Akordów więcej, słów też nie brak. Najbardziej urzeka mnie powracające kilkakrotnie solo na gitarze. No i jest pełnokrwisty teledysk. Czyli gdyby istniała lista przebojów pewnego zgwałconego i zamordowanego radia, to tam by miała trafić ta piosenka.


3. „Pretty Boys”
Kolejna melodia, którą chce się kochać już w połowie piosenki. Jak on to robi?! I proszę, jeszcze tekst, którego nie powstydziłby się Ciechowski czy inny Dylan – coś o konsumpcjonizmie i coś o miłości. A oba te pożądania przenikają się i nie wiadomo, co jest czym…


4. „Women and Wives”
Czyż ten nieomal moralitet nie brzmi jakby napisał go i zaśpiewał Johny Cash?


5. „Lavatory Lil”
Coś z cyklu „nie wierz nigdy kobiecie”. Podobno to o drugiej żonie. Jak widać nie wszystkie drugie żony są najsłodsze… Ulubiony moment? Gdy McCartney sam sobie robi chór wujów.


6. „Deep Deep Feeling”
Skoro sam Piotr Kaczkowski wybrał tę piosenkę jako najważniejszą z albumu (słyszałem w minioną niedzielę w audycji „Oddam płytę w dobre ręce” w radiu Rock Serwis FM), to nie będę dyskutował…


7. „Slidin'”
No nie, znów muszę porównać. Ten tekst mógłby napisać wyzwolony z Beatlesów John Lennon. A i surowość kompozycji godna momentami „John Lennon/Plastic Ono Band”.


8. „The Kiss of Venus”
Powiem bezczelnie – wykonanie McCartneya bardzo zbliżone do mojej wersji, którą przygotowałem pięć dni temu. To pierwszy i zapewne ostatni przypadek, gdy tłumaczyłem i nagrałem piosenkę PRZED usłyszeniem jej oryginału.


9. „Seize the Day”
Brzmi trochę jak odrzut (Paul, wybacz brzydkie słowo) z „Egypt Station” a może nawet z „New”. Jakże mogę nie pokochać tej piosenki, skoro jej patronem moralnym jest Horacy? Paul jest w takim wieku, że o chwytaniu dnia wie wszystko.


10. „Deep Down”
Skoro są w twórczości Beatlesów płyty najlepsze, to muszą być i najgorsze (bądź mądry i powiedz które). Skoro są na płycie utwory najlepsze, to muszą być i takie sobie. Właśnie. Paradoks polega na że, piosenka „taka sobie” jest i tak świetna. Druga raz się pytam – jak on to robi?! Najlepszy moment, gdy Paul przypomina sobie, że nagrał kiedyś „She’s a Woman”.


11. „Winter Bird” / „When Winter Comes”
Czegóż my tu nie mam! Powraca ptaszek z pierwszego utworu. Powraca głos Paula McCartneya z 1992 roku, gdy nagrał tę nieopublikowaną dotąd piosenkę. Powraca duch George’a Martina, który był wówczas producentem.


Czekam na ciąg dalszy. Może być płyta, może być koncert. Może być w Gdańsku.

Kącik historyczny, czyli wywiad z Paulem, jaki przeczytałem w „Świecie Młodych” 2 sierpnia 1980 roku. Dotyczył wydanej świeżo płyty „McCartney II”. Nie żeby zaraz McCartney rozmawiał z młodzieżową prasą peerelu, to przedruk:

niedziela, 13 grudnia 2020

Zakochani pod Gwiazdą Zaranną

Premiera płyty „McCartney III” dopiero za pięć dni, a już można słuchać coverów z niej… Jeśli to wymyślił jakiś geniusz marketingu, to chylę czoło – gdy płyta wreszcie się ukaże i posłuchamy, jak Paul McCartney śpiewa znane nam już piosenki, będziemy mieli upragniony efekt Mamonia. Co tam efekt Mamonia – poważna gazeta muzyczna umieściła kilka dni temu ciągle niewydany album na liście najlepszych płyt 2020 roku. No nie jest to typowy rok…

Korzystając z tych przecieków (i dając jednocześnie wiarę, że „The Kiss of Venus” to prawdziwa piosenka Paula, co przecież słychać), przygotowałem swoją wersję. Oczywiście po polsku. Paul spać rano nie może, zrywa się przed świtem, by obcować z planetą Wenus. Przy okazji ciąga po nocy swoją Nancy. Zakochani dają radę! Jedyne, co niepokoi, to eschatologiczne odniesienia związane z Gwiazdą Zaranną...


Całus od Wenus do wyjścia dziś mnie pchnął
Trafiła w samo sedno, rankiem wczesny ton
Rankiem wczesny ton

Nasz świat iluzji odwrócił właśnie się
Ten złoty okrąg jest jak tej harmonii dźwięk
Harmonii dźwięk

I teraz w słońcu, gdzie stoimy wciąż
Przyszliśmy razem i sekrety stąd
Sekrety stąd

Ruszamy wolno, by plac dokoła przejść
Jak dwie planety w letnim wietrze miną się
Wietrze miną się

I teraz w słońcu, gdzie stoimy wciąż
Przyszliśmy razem i sekrety stąd
Sekrety stąd

W jezioro góry patrzą się
I jak to wszystko znieść?
Czy jawa to czy sen?
I gdy już świat swój zacznie bieg
Czy może pójść coś źle?
Niech nas nie zmorzy sen

Nasz świat iluzji odwrócił właśnie się
Ten złoty okrąg jest jak tej harmonii dźwięk
Harmonii dźwięk
I teraz w słońcu, gdzie stoimy wciąż
Przyszliśmy razem i sekrety stąd
Sekrety stąd

Całus od Wenus do wyjścia dziś mnie pchnął
Trafiła w samo sedno, rankiem wczesny ton
Rankiem wczesny ton

Całus od Wenus do wyjścia dziś mnie pchnął

Olsztyn, 11-13.12.2020

Póki nie ma nagrań Paula, musi wystarczyć udana podróbka:


Aneks z 18.12.2020 - jest oryginał! Nawet podobny do mojej wersji :)

sobota, 5 grudnia 2020

Inspiracja podatkiem progresywnym

Jak wiadomo dwie rzeczy są w życiu nieuniknione, z tym że podatki bardziej. Gdybym płacił 95 proc. ze swych dochodów, też bym napisał piosenkę…



Dwa dni po ukończeniu tłumaczenia „Rubber Soul” zabieram się za kolejny album Beatlesów. Z „Revolver” będzie trudniej. Jakże ma nie być trudno, skoro nawet autor piosenki nie dał rady zagrać solówki we własnym utworze… Warstwa muzyczna „Taxman” jest fascynująca, ale tekst musiał w 1966 roku robić jeszcze większe wrażenie. George (za podszeptem Johna) wystąpił jako symetrysta i w jednej linijce przywołał szefa rządu Jej Królewskiej Mości (Harold Wilson), a w drugiej szefa oficjalnej opozycji Jej Królewskiej Mości (Edward Heath, który został premierem półtora miesiąca po rozpadzie Beatlesów). Jak widać na tym kadrze z filmu „Powiększenie” miłość do premiera Harolda w 1966 roku była legendarna.

Owszem, Dylan (którego też zresztą widać na plakacie umieszczonym na drzwiach klubu) już od czterech lat śpiewał swe mocne protest songi, ale po pierwsze raczej bez nazwisk, a po drugie ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwano wówczas od najpopularniejszego zespołu świata, było politykowanie.


Posłuchaj, powiem, jak ma być
Dla ciebie jeden, dziewiętnaście mi
Bo jestem fiskus, tak, jestem fiskus

I gdy pięć procent mało, to
Podziękuj, bo bym wszystko wziął
Bo jestem fiskus, tak, jestem fiskus

Jeśli autem gnasz, to PIT od dróg
Jeśli usiąść chcesz, to PIT od puf
Jeśli zimno ci, to PIT od kłód
Jeśli spacer masz, to PIT od nóg
Fiskus!

Bo jestem fiskus, tak, jestem fiskus

Nie pytaj, na co zbieram to (tak, tak, Morawiecki)
Bo możesz ponieść większy koszt (tak, tak, Borys Budka)
Bo jestem fiskus, tak, jestem fiskus

I radzę ci, gdy czas na śmierć (fiskus!)
Obole wpisz do PIT-u też (fiskus!)
Bo jestem fiskus, tak, jestem fiskus
A twa praca tylko dla mnie jest

Olsztyn, 5.12.2020

W czasie japońskiej trasy w 1991 roku (u boku przyjaciel Eric Clapton) George trochę pozmieniał tekst, dodając m.in. Clintona, Busha, Jelcyna i podatek VAT. Czasy się zmieniają, podatki są wieczne.


Nie tylko Beatlesów irytowały wysokie podatki. Dokładnie w tym samym czasie ukazał się singel The Kinks „Sunny Afternoon” zaczynający się od słów:
The taxman's taken all my dough.

Ten wers tak długo chodził za mną, aż go w końcu sobie zacząłem nucić po polsku:
Podatki płacę cały rok

I to było moje pierwsze tłumaczenie, jakiego dokonałem 6.07.2008. Taka jest siła progresji podatkowej!

Oficjalny miesięcznik Beatlesów 07/1967 (siara z tym olewaniem Harrisona jako autora):

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

czwartek, 3 grudnia 2020

Robert Soul

W każdym albumie The Beatles znajdziemy coś przełomowego, ale ten był przełomowy naprawdę. Właśnie na „Rubber Soul” Beatlesi wyszli ostatecznie z Liverpoolu, wyszli z Hamburga, wyszli wreszcie sami z siebie (tych „siebie”, jakich świat chciałby widzieć petryfikowanych od wiosny 1963 roku). Nie wyszli wprawdzie jeszcze z amerykańskich stadionów, ale zrobili krok ku szatni. Poszerzyli zarówno tematykę tekstów, jak i instrumentarium. Harrison utrwalił uzyskaną na „Help!” pozycję kompozytorską, nawet Ringo zadebiutował jako autor. I to wszystko w 34 dni, bo tyle zajęło nagranie albumu. I jeszcze zdążyli w tym czasie nagrać singla „Day Tripper”/„We Can Work It Out”. I jeśli coś można byłoby poprawić (wiem, że bredzę), to właśnie „Day Tripper” powinno otwierać „Rubber Soul”, by już po pierwszym utworze wiadomo było, kto tu rządzi…


Przetłumaczyłem cały album i dziś, w 55. rocznicę jego ukazania się, stawiam kropkę nad i. Zajęło mi to dokładnie 9 lat, bo pierwsze było „Norwegian Wood” z 3 grudnia 2011 roku.

„Drive My Car”


Seks, jak wiadomo, można porównać do wszystkiego. Mistrzostwo Torunia i okolic osiągnął Grzegorz Ciechowski, znajdując wspólny mianownik pożądania i imperializmu. Beatlesowska metafora z samochodem nie wydaje się przy tym szczególnie wyrafinowana, ale nie mówcie, że nie lubicie prowadzić... A zwłaszcza źle się prowadzić.

„Norwegian Wood (This Bird Has Flown)”


Facet przychodzi do dziewczyny, ta ma w chacie obciachową boazerię, ale nie z tego powodu przecież ją odwiedza. I nie ma wprawdzie krzeseł, ale nie o ten mebel przecież chodzi. Bajeruje ją do drugiej w nocy i gdy dziewczyna w końcu ogłasza pójście do łóżka, okazuje się, że chodzi tylko i wyłącznie o sen. Skrzywdzony samiec zamyka się w łazience, a rano podpala boazerię. Daleko się Beatlesi posunęli w refleksji nad światem przez trzy lata od czasów „Love Me Do”... Moja ulubiona piosenka z tego albumu.

„You Won't See Me”


Paul McCartney zawdzięcza Jane Asher dużo emocji, a muzyka zawdzięcza tym emocjom kilka fajnych piosenek. „You Won’t See Me” to dość dosłowny reportaż z trudnych relacji Paula z Jane, chociaż widać nie były jeszcze aż tak trudne, skoro związek przetrwał kolejne trzy lata, aż zakończył się w 1968 roku zerwaniem zaręczyn przez Jane.

„Nowhere Man”


Beatlesi mieli wiele przełomowych piosenek, w zasadzie większość w jakiś sposób coś otwierała. Już na wcześniejszych płytach zdarzały się piosenki wykraczające poza obowiązkową tematykę miłosną, ale w dalszym ciągu mieściły się w nurcie przeżyć młodego człowieka. „Nowhere Man” to chyba pierwszy utwór Lennona (i trochę McCartneya), w którym pojawia się refleksja na temat kondycji moralnej człowieka. Człowieka znikąd.

„Think for Yourself”


George wchodzi na poważnie do akcji. Miał już na płytach Beatlesów kilka utworów, ale tu zawiesza sobie poprzeczkę wysoko, podobnie jak w tym czasie bardziej uzdolnieni (bardziej przebojowi?) starsi koledzy z zespołu. „Think for Yourself” to nie kolejna piosenka z cyklu „ja ją kocham, a ona mnie nie”, ale wieloznaczny interpretacyjnie kawałek, ocierający się o filozofię, może nawet zahaczający o Dylana. Znawcy twierdzą, że inspiracja szła od „Positively 4th Street”, co jest o tyle prawdopodobne, że utwór ten zrobił zamieszanie kilka miesięcy przed ukazaniem się „Rubber Soul”. Muzycznie jest równie ciekawie. Klimat utworu robi sfuzowany bas McCartneya, też pionierska rzecz.

„The Word”


Czy wypowiedziane słowo może zmienić rzeczywistość? Może trzy przykłady z całkiem różnych beczek:
1. Ona i on. „Tak”. Jedno słowo zmienia wszystko w ich życiu.
2. Maksymilian Paradys. „Kurwa”. I winda w znanym filmie rusza!
3. Na początku było Słowo...
Słowo „miłość” z piosenki „The Word” Beatlesów koresponduje w jakiś sposób z każdym z tych trzech przypadków. Całkiem serio mówiąc, mamy do czynienia z jedną z pierwszych piosenek The Beatles ocierającej się o abstrakt a może nawet o Absolut. Taka wczesna zapowiedź „All You Need is Love”, czyli Beatlesi sami siebie wyprzedzili o dwa lata. Siebie i Lato Miłości.

„Michelle”


Zabierając się do tłumaczenia „Michelle”, stanąłem przed dylematem czy zabierać się za francuskie słowa w niej występujące, czy też zostawić je w oryginale. A jeśli jednak je tłumaczyć, to na jaki język, by sytuacja była porównywalna? Anglikom nie przeszkadza (a może pomaga?) ani Wilhelm Zdobywca, ani wojna stuletnia, ani nawet kardynał Richelieu czy inny Bonaparte w tym, że ich język jest mocno podszyty francuskim słownictwem. Co bardziej dumni synowie Albionu twierdzą, że to słowa pochodzące z łaciny, co jest oczywiście prawdą, ale prawdą jest również to, że po drodze z Rzymu do Londynu zatrzymały się na długo w Paryżu i Lyonie. Ogólnie Anglicy nie mają jednak chyba oporów, by używać francuskich słów lub zwrotów, gdy chcą się wyrazić szczególnie wykwitnie (ménage à trois, żeby sięgnąć po smakowity przykład).
Jak się okazuje, pod koniec lat 50. młodzi Anglicy fascynowali się nie tylko amerykańskim rock and rollem. W 1959 roku Paul McCartney, próbując naśladować Sachę Diestela, zaczął pisać piosenkę, do której ładował przypadkowo znane mu francuskie słowa. Rwać laski na francuszczyznę? Metoda dobra jak każda inna… Piosenki wówczas nie skończył, ale po sześciu latach przypomniał mu o tej melodii John Lennon, gdy pracowali nad „Rubber Soul”. Skoro piosenka miała mieć francuski sznyt, Paul sięgnął po fachową pomoc. Zapewniła ją Jan Vaughan, żona Ivana Vaughana, którego Paul znał z czasów The Quarrymen, gdzie Ivan grał na instrumencie o nazwie tea chest bass. Fachowa pomoc co się zowie, bo Jan była nauczycielką języka francuskiego. To ona podrzuciła Paulowi Sont des mots qui vont très bien ensemble, czyli to, co po angielsku leci jako These are words that go together well, a po naszemu pozwoliłem sobie wcisnąć w polskie ramy jako Słowa dobrze wciąż brzmią razem te.
Te przydługie rozważania są po to, by odwlec decyzję w sprawie tłumaczenia francuskiego fragmentu. Który język jest dla polskiego tym czym francuski dla angielskiego? W kontekście stosunków bilateralnych chyba niemiecki… Ale chyba w naszych uszach nie jest to język miłości (Ich spritze to nie był najlepszy przykład). Może włoski (Sono parole che stanno bene insieme)? Przecież nie rosyjski (Это слова, которые идут вместе хорошо). Prawdę mówiąc najlepszy byłby po prostu… angielski. W końcu nawet olsztyńscy Ukraińcy śpiewają, że dali dziewczynie kamień z napisem LOVE.
Podsumowując – zostanę przy francuskim oryginale. W końcu Jan III Sobieski pisząc do Marysieńki siedemnastowieczną polszczyzną wplatał dużo francuskich paroles.

„What Goes On”


Ringo, eufemistycznie mówiąc, nie napisał zbyt wielu piosenek dla Beatlesów. Tej zresztą też nie napisał. Nie za to go jednak kochamy. Oprócz tego, że był najlepszym perkusistą w zespole (a jednak!), był nieustającym źródłem inspiracji dla bardziej utalentowanych kolegów. Choćby jego powiedzonka, dzięki którym mamy „A Hard Day’s Night” czy „Tomorrow Never Knows”. Z „What Goes On” jest nieco inaczej. John napisał prototyp tej piosenki jeszcze w czasach The Quarrymen. Potem w 1963 roku nagrał z Paulem jej próbną, ciągle niedokończoną wersję. Aż w czasie pracy nad „Rubber Soul” wyciągnął ją ponownie, coś tam dołożył Paul, coś Ringo (w efekcie pierwszy raz zaistniał na płycie jako autor) i mamy piosenkę o niewiernej dziewczynie.

„Girl”


W ramach poczucia, że naprawdę mogą zrobić, co tylko chcą, Beatlesi na przykład nagrali piosenkę z lekką nutą sadomasochizmu. I jeszcze z odgłosami zaciągania się jointem. Niby ckliwa ballada, a bohater daje sobą pomiatać i zapracowuje się na śmierć. Piosenkę „Girl” ewidentnie napisał John Lennon. 15 lat później zamknął temat utworem „Woman”. Pozmieniało mu się.

„I'm Looking Through You”


Do zakończenia związku Paula McCartneya z Jane Asher miało upłynąć jeszcze wiele wody w Tamizie, ale w czasie tworzenia „Rubber Soul” miał już na koncie kilka piosenek rozliczeniowych… W „We Can Work It Out” apelował (akurat ta piosenka nie weszła na album, była tylko na singlu), w „You Won't See Me” groził, a w „I'm Looking Through You” kwestionował sens tej miłości…

„In My Life”


W jakim wieku mężczyzna przeżywa kryzys wieku średniego? Podobno przez całe życie. Przychodzą do niego wówczas różne postaci z przeszłości, ma różne zwidy. A kiedy mija facetowi kryzys wieku średniego? Jak się zakocha.

„Wait”


Ta piosenka, nomen omen, musiała pół roku poczekać. Miała zresztą trochę szczęścia, bo równie dobrze mogła podzielić los całkiem sporej liczby utworów, które odpadły na etapie pisania, nagrywania czy ostatecznego wyboru. Finalnie „Wait” zamiast na „Help!” trafiło na „Rubber Soul”. Beatlesi rozwijali się w takim tempie, że zarejestrowana w czerwcu 1965 roku piosenka mogła już nie pasować brzmieniem do wydawanego w grudniu albumu, więc w listopadzie dograno to i owo. Skutek jest taki, że jedną nogą „Wait” stoi na zamykającym epokę wczesnych Beatlesów albumie „Help!”, a drugą maszeruje nową ścieżką, na początku której pojawiło się „Rubber Soul”.

„If I Needed Someone”


Gdy w 1964 roku Roger McGuinn, Gene Clark i David Crosby formowali w Los Angeles swój zespół, który ostatecznie przyjął nazwę The Byrds, Ameryka leżała na łopatkach po ciosie, jaki zadali jej w lutym Beatlesi. W sierpniu poprawili filmem „A Hard Day’s Night”, na którym McGuinn wypatrzył 12-strunowego Rickenbackera, a na pewno usłyszał solówkę Harrisona w tytułowej piosence. I właśnie na brzmieniu tej 12-strunowej gitary The Byrds zbudowali swój charakterystyczny muzyczny wizerunek. Brzęczące brzmienie zawojowało Amerykę w połowie lat 60. i Beatlesi nie mogli tego nie zauważyć. Inspiracja zatoczyła koło, gdy jesienią 1965 roku nagrali utwór „If I Needed Someone” autorstwa George’a Harrisona.

„Run for Your Life”


John Lennon przeszedł daleką drogę w swej twórczości, również mentalnie. Zestawmy choćby feministyczne wyznanie w „Woman Is the Nigger of the World” z wcześniejszym o siedem lat seksistowskim tekstem zazdrośnika w „Run for Your Life”. W czasach konwencji stambulskiej (pod którą podpisuję się obiema rękami) taki tekst w mainstreamowym zespole chyba by nie powstał… Ja wiem, że to tylko licentia poetica, ale zawsze warto uważać na to, co inni mogą sobie wyczytać w tekście.

No to może wszystko jeszcze raz, razem:


Inne moje tłumaczenia całych albumów The Beatles:
„Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band”
„Abbey Road”
„Let It Be”

Kącik zaoceaniczny. W nowojorskiej Hard Rock Cafe 15.10.2023:

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek