niedziela, 19 kwietnia 2020

Świat jeden, godzin osiem

Skończony dziś w nocy polskiego czasu koncert One World: Together at Home to bardziej Woodstock czy Live Aid naszych czasów? Chyba jednak „tylko” Live Aid. Nie stanie się ani przełomem muzycznym, ani przełomem socjologicznym. To żaden zarzut, to tylko fakty. Muzycznie nic nowego nie wnosi, bo wszystko, co usłyszeliśmy, jest już na popkulturowym stole od roku, pięciu, dziesięciu, trzydziestu czy sześćdziesięciu. Co do zmian społecznych, odbywają się w świecie realnym, niezależnie od tego czy innego koncertu online, i to w dużo większym zakresie. To wszystko nie zmienia faktu, że mieliśmy do czynienia z wydarzeniem historycznym.



Wydarzenie historyczne trwało ponad 8 godzin. Wystąpiła setka mniej lub bardziej mi znanych wykonawców plus kilkudziesięciu mniej lub bardziej mi znanych celebrytów (aktorów, prezenterów, działaczy, biznesmenów, polityków). Koncert organizowany przez Lady Gagę, niech w końcu padnie to nazwisko, zdominowali artyści amerykańscy, w drugiej kolejności angielscy, potem (nie)cała reszta świata, czyli Kanada, Niemcy, Chiny, Kolumbia, Francja, Indie, Irlandia, Australia, Belgia, Hongkong, Włochy, Nigeria, Portoryko, RPA, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Korea Południowa.


Uwaga, poniżej mój popkulturowy coming out. Zaznaczę plusem artystów, których znałem przed tym koncertem. Przy czym „znałem” oznacza, że byłbym w stanie wymienić spontanicznie nazwę lub nazwisko. Ciekawe, jaki współczynnik „aggiornamento” wyjdzie mi na końcu…

Podane kraje niekoniecznie oznaczają pochodzenie artysty. To jego aktualna lokalizacja, czyli MOK (Miejsce Odbywania Kwarantanny).

Andra Day - „Rise Up” - USA. Na każdym zebraniu jest tak, że ktoś musi zacząć.
Niall Horan - „Black and White” - Anglia. Fajna gitara, fajny głos.
Vishal Mishra - „Aaj Bhi” - Indie. Uwielbiam ten indyjski akcent.
Sofi Tukker - „Purple Hat” - USA. Świeże.
Maren Morris i Hozier - „The Bones” - USA i Irlandia. Kto jest skąd, nie mam pojęcia…
+Adam Lambert - „Mad World” - USA. Pewnie nie znałbym gościa, gdyby Freddie nadal żył.
Rita Ora - „I Will Never Let You Down” - Anglia. Wtedy zrozumiałem, że występy nie są bynajmniej na żywo.
Hussain Al Jassmi - „Bahebek Wahashteni” i „Mohem Jedan” - Zjednoczone Emiraty Arabskie. Uwielbiam te melizmaty.
Kesha - „Rainbow” - USA. Ryzykowny żart o pięćsetnym dniu kwarantanny. Przepowiednie lubią się sprawdzać…
Lang Lang i Gina Alice Redlinger - „Four Hands” - Chiny i Niemcy. Zapachniało Chopinem (innych, nawet tak naciąganych, poloniców chyba nie będzie).
Virtual Orchestra - „The Carnival of the Animals” (Camille Saint-Saëns) - różne kraje. O, i to jest znak czasów takie granie na odległość.
Luis Fonsi - „No Me Doy por Vencido” - Portoryko. Czterech w jednym pomieszczeniu. Mandacik?
Jennifer Hudson - „Memory” - USA. Chociaż utwór rozpoznałem. To z „Kotów” Andrew Lloyda Webbera jest.
Liam Payne - „Midnight” - Anglia. Duecik męsko-męski na odległość.
Black Coffee i Delilah Montagu - „Drive” - RPA. Duecik damsko-męski na odległość. Kto jest kim, chyba się domyślam.
The Killers - „Mr. Brightside” - USA. Przyszła mi do głowy taka refleksja, że ograniczanie składów i wymuszona asceza wykonawcza działa na korzyść współczesnej muzyki.
Eason Chan - „I Have Nothing” - Chiny (Hongkong). Zapowiedź po chińsku i po angielsku, czyli dba o wszystkie widownie.
Lisa Mishra - „Sanja Ve” - Indie. Ukryta w domu dziadka. Gdzie ten mój ulubiony akcent?
Milky Chance - „Stolen Dance” - Niemcy. Duecik męsko-męski na gitarę, bas i wokal.
Charlie Puth - „See You Again” - USA. Całe show skradło niezasłane łóżko..
Jessie Reyez - „Coffin” - USA. I znów odkrywcza refleksja, że te gwiazdeczki w razie potrzeby potrafią sobie nawet zagrać na gitarze.
Picture This - „Troublemaker” - Irlandia. Znów czterech panów w niehigienicznym zbliżeniu. Wybaczam, bo fajnie to brzmi, no i zdezynfekowali na koniec dłonie.
Jessie J - „Flashlight” - USA. Pomysł z półplaybackiem nie przypadł mi do gustu.
Common - „The Light” - USA. Znów półplayback. Nie brzmi.
Jacky Cheung - „Touch of Love” - Chiny (Hongkong). No i znów nie brzmi ten półplayback. Nauczta się grać na czymś.
Sebastián Yatra - „Robarte un Beso” - Kolumbia. E, takie granie z domu to nie granie z domu. W latach 80. uznalibyśmy, że to teledysk.
Ben Platt - „I Want To Hold Your Hand” - USA. Nareszcie Beatlesi!
Delta Goodrem - „Together We Are One” - Australia. Już po niektórych tytułach widać, że wszyscy powyciągali piosenki adekwatne do sytuacji.
+Annie Lennox - „I Saved the World Today” - USA. I znów adekwatny tytuł.
+Sheryl Crow - „I Shall Believe” - USA. Kolejna pani z fortepianem. Umie w białe i czarne.
Juanes - „Mas Futuro Que Pasado” - USA. Latynizacja Ameryki postępuje.
Ellie Goulding - „Love Me Like You Do” - Anglia. Zapraszamy na ognisko.
Christine and the Queens - „People, I've Been Sad” - Francja. Już pisałem, że wersje z półplaybackiem mnie nie kręcą?
+Zucchero - „Everybody's Got to Learn Sometime” - Włochy. Sentymentalny naród, co wnoszę po niewyrzuconym telewizorze kineskopowym.
Jack Johnson - „Better Together” - USA. No, w takich warunkach to można się izolować. Znów pokrzepiający tytuł.
Kesha - „Praying” - USA. Niektóry dostali dwie szanse na występ (czemu nie McCartney?).
Cassper Nyovest - „Malome” - RPA. Zaczynało się jak rap, ale okazało się, że to nie Bronx, a Johannesburg.
+Adam Lambert - „Superpower” - USA. Znów druga szansa. I znów półplayback.
Sofi Tukker - „Drinkee” - USA. Kolejni do powtórki. I znów dają radę grać naprawdę na żywo (no dobra, wspierani elektroniką).
Finneas - „Let's Fall in Love for the Night” - USA. Chłopak z gitarą zawsze na propsie.
The Killers - „Caution” - USA. I znów drugie wejście. Pierwsze podobało mi się bardziej.
Jess Glynne - „I'll Be There” - Anglia. Już pisałem, że w tej konwencji koncertu nie podoba mi się używanie gotowych podkładów?
Sho Madjozi - „Good Over Here” - RPA. Układ taneczny odwraca uwagę od tego, że mamy tu kolejny gotowy podkład.
+Michael Bublé - „God Only Knows” - Kanada. Michael, nie umiesz na niczym zagrać?
Liam Payne i Rita Ora - „For You” - Anglia. Druga szansa, ale do dueciku męsko-męskiego dołącza Rita.
Common - „God is Love” - USA. Nic się zmieniło od pierwszego występu.
Christine and the Queens - „Mountains We Met” - Francja. Nie będę się powtarzał.
Ben Platt - „Bad Habit” - USA. Nienawidzi mówić, że tęskni za nią…
Picture This - „Winona Ryder” - Irlandia. Z twarzą Winony Ryder…
Juanes - „Es Por Ti” - USA. Za drugim razem pooglądałem sobie gitary.
Eason Chan - „Love” - Chiny (Hongkong). Jak się okazuje, umie też grać na pianinie. W końcu jakiś utwór Johna Lennona!
Charlie Puth - „Attention” - USA. Bałagan na łóżku bez zmian.
Leslie Odom Jr. i Nicolette Robinson - „Brown Skin Girl” - USA. Małżeństwo, nie muszą mieć pozwolenia Głównego Architekta Warszawy na siedzenie obok siebie.
Billy Ray Cyrus - „Sunshine Girl” - USA. Gitarę! Pokaż gitarę!
Ellie Goulding - „Burn” - Anglia. Nadal zapraszamy na ognisko.
+Sheryl Crow - „Everyday Is a Winding Road” - USA. Zawsze kojarzyła mi się z dziewczyną z gitarą.
Hozier - „Take Me to Church” - Irlandia. Oni te utwory naprawdę dobierają tendencyjnie.
Angèle - „Balance ton Quoi” - Belgia. Nareszcie coś po francusku, więc nie marudzę, że w zasadzie półplayback.
Sebastián Yatra - „Un Año” - Kolumbia. Drugi grzyb w ten sam barszcz.
SuperM - „With You” - Korea Południowa. I tak dziwne, że tylko jeden przedstawiciel K-popu się pojawił…
Luis Fonsi - „Despacito” - Portoryko. Jaka jest tajemnica tego gniota?
Jessie J - „Bang Bang” - USA. A ja na to pif-paf!
Lady Antebellum - „What I’m Leaving For” - USA. Trójgłos na trzy ekrany. I o to chodziło!
+Annie Lennox i Lola Lennox - „There Must Be an Angel (Playing with My Heart)” - USA. Nigdy nie jest zła pora, by lansować córkę.
Niall Horan - „Slow Hands” - Anglia. Facetów też zapraszamy na ognisko.
John Legend - „Bigger Love” - USA. No nie, to jest w zasadzie teledysk, tylko nakręcony w domu. To nie ta idea.
Jennifer Hudson - „Hallelujah” - USA. W końcu jakiś Cohen! Ostatni występ w części prezentowanej tylko w internecie, na rozgrzewkę.


W Ameryce była 20:00 (w Polsce już 2:00), gdy trzy wielkie amerykańskie stacje telewizyjne rozpoczęły wspólną transmisję. Mistrzowie ceremonii, stawiam sobie dwa plusy (nie będę ich liczył): +Jimmy Fallon (NBC), Jimmy Kimmel (ABC) i +Stephen Colbert (CBS).


W tej części liczę na dużo plusów…

+Lady Gaga - „Smile” - USA. Kolejna ambitna Amerykanka włoskiego pochodzenia, która dopiero po kilku latach kariery ujawnia, że potrafi również śpiewać, a nie tylko wzbudzać na różne sposoby zainteresowanie. Nie można było tak od razu?
+Stevie Wonder - „Lean On Me” (zmarłego niedawno Billa Withersa) / „Love's in Need of Love Today” - USA. Oczywiście bez żadnego głupiego playbacku i oczywiście genialne.
+Paul McCartney - „Lady Madonna” - Anglia. Na to czekałem, na to czekaliśmy! Jimmy Fallon chyba specjalnie się zatrudnił w NBC, by po latach móc zapowiedzieć „jedną z największych gwiazd w historii muzyki”…
Paul wybrał utwór bardzo dobrze i dedykował go pielęgniarkom i lekarzom, wspominając swoją matkę, która była pielęgniarką i położną podczas wojny.


Kacey Musgraves - „Rainbow” - USA. O, minusik sobie stawiam. Rozumiem, że jakaś nowa nośna gwiazda, skoro pojawiła się między Paulem i Eltonem…
+Elton John - „I'm Still Standing” - Anglia. Elton miał ostatnio problemy z głosem, ale jak słychać, wszystko OK!
The Roots i Jimmy Fallon - „Safety Dance” - USA. Ten to się zawsze wkręci…
Maluma - „Carnaval” - Kolumbia. No i znów poetyka teledysku, zamiast po prostu usiąść z gitarą, zagrać i zaśpiewać dla ludzi.
Chris Martin - „Yellow” - Anglia. Żona znała. Ja znam zespół (konkretnie tylko jego nazwę…) Wcześniejsze wykonanie na żywo na Instagramie, czyli umie uderzać w białe i czarne.
+Shawn Mendes i Camilla Cabello - „What a Wonderful World” - USA. Żeby było jasne – nie wiem, skąd znam to nazwisko. Może mi się myli… Podwyżka dla producenta za wybór utworu.
+Eddie Vedder - „River Cross” - USA. Spróbowałbym nie znać.
Lizzo - „A Change Is Gonna Come” - USA. Za oknem łażą ludzie...
+The Rolling Stones - „You Can't Always Get What You Want” - Anglia. Na to czekałem (w drugiej kolejności…). Mick jak zawsze profesjonalny. Keith jak zawsze wyluzowany (przecież w tej szklaneczce nie jest cola). Ronnie jak zawsze beztroski. Charlie jak zawsze skoncentrowany (tym razem na niewidocznej perkusji - jak widać musiał być jakiś podkład, trudno zapewne nagłośnić bębny do transmisji internetowej). Basista nie załapał się na wizję (bo przecież go słychać). Dzięki za inspirację, będę tłumaczył.
No i znów wspaniały wybór utworu. Nie zawsze masz to, czego chcesz... Takie anty „Satisfaction”...


Keith Urban - „Higher Love” - USA. Brawa za roztrojenie (nie mylić z rozstrojeniem).
Burna Boy - „African Giant” i „Hallelujah” - Nigeria. Rozczarowanie kolejnym półplaybackiem.
+Jennifer Lopez - „People” - USA. O, chyba umie śpiewać. Pewność miałbym, gdyby to nie było opracowane w postprodukcji.
John Legend i Sam Smith - „Stand by Me” - USA i Anglia. Wreszcie jakaś prawdziwie domowa robota na dwa kontynenty.
Billie Joe Armstrong - „Wake Me Up When September Ends” - USA. Zespół znam… Utwór znam (nawet w grudniu słuchałem w Tajlandii). Wybaczcie, nazwisk członków Green Day nie znam. Obudźcie nas wszystkich za pół roku.
Billie Eilish i Finneas - „Sunny” - USA. Postawiłbym sobie pół plusika, ale będę grał honorowo. Za utwór postawiłbym sobie ze dwa, ale nie zmienia się zasad w czasie gry (a miałem nie pisać o wyborach).
Taylor Swift - „Soon You'll Get Better” - USA. No, mam nadzieję...
+Lady Gaga, +Celine Dion, John Legend, +Andrea Bocelli i Lang Lang - „The Prayer” - USA, Kanada, USA, Włochy i Chiny. Myślałem, że napiszą coś specjalnie na finał. Ale mający ponad dwadzieścia lat utwór z adekwatnym tytułem musiał wystarczyć.


Podsumowanie? Mydlcie się…

Aha, miał być współczynnik aggiornamento. Wyszło mi 19 proc. Siara czy powód do dumy? Pewnie miałbym lepszy wynik, gdybym uwzględnił wszystkich gości specjalnych. Postawiłbym sobie na przykład plusik za Jacka Blacka. Myślałem, że zaśpiewa i coś zagra… A on się gimnastykował...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz