czwartek, 26 września 2019

Pięćdziesiąt lat na przejściu dla pieszych

Była jesień 1980 roku, gdy Jerzy Janiszewski prezentował w Programie Drugim Polskiego Radia dyskografię The Beatles. Pół strony każdej płyty co niedzielę. W każdy poniedziałek rano lataliśmy po szkole podnieceni, wymieniając uwagi. Szczyt emocji osiągnęliśmy przy prezentacji „Abbey Road”, bo poszła fama, że to płyta najlepsza. Po blisko czterdziestu latach potwierdzam!



11 lat. 2 miesiące. 17 dni. Tyle minęło czasu od pierwszego do ostatniego tłumaczenia z mojej ulubionej płyty Beatlesów. Jednej z 13 moich ulubionych płyt Beatlesów.

„Come Together”


„Something”


„Maxwell's Silver Hammer”


„Oh! Darling”


„Octopus’s Garden”


„I Want You (She's So Heavy)”

„Here Comes the Sun”


„Because”

„You Never Give Me Your Money”


„Sun King”

„Mean Mr. Mustard”


„Polythene Pam”


„She Came In Through the Bathroom Window”


„Golden Slumbers” / „Carry That Weight” / „The End”


„Her Majesty”


I jeszcze to zdjęcie, które mam od jakichś 37 lat. Dostałem je od Mariusza. W tamtych czasach rarytasem było nawet posiadanie czarno-białego zdjęcia okładki…


Aneks amerykański. Po drugiej stronie Atlantyku nie brakuje niczego… W nowojorskiej Hard Rock Cafe, gdzie bawiłem 15.10.2023 okładka albumu:

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

Jej ukryty majestat

Koniec wieńczy dzieło. A dzieło jest takie, że niespiesznie, w 11 lat, 2 miesiące i 17 dni przetłumaczyłem wszystkie utwory z kończącej dziś pół wieku płyty „Abbey Road”. Beatlesom napisanie i nagranie tej płyty zajęło kilkanaście tygodni.

Koniec wieńczy dzieło. A dzieło jest genialne, wspaniałe i jedyne w swoim rodzaju. Jak zawsze u Beatlesów nie zabrakło smaczków. Choćby takich, jak ukryty, nieopisany na płycie utwór. „Her Majesty” to nie jest monarsza deklaracja polityczna McCartneya, który był już wówczas z kolegami kawalerem Orderu Imperium Brytyjskiego, ale nie miał jeszcze tytułu szlacheckiego. To po prostu kolejna wariacja na temat pożądania…


Królowa ładną dziewczyną jest,
Lecz nie chce mi zbyt wiele rzec.
Królowa ładną dziewczyną jest,
Lecz się zmienia wciąż z dnia na dzień.
Powiedzieć jej chcę, że tak kocham ją,
Lecz najpierw muszę wypić wina dzban.
Królowa ładną dziewczyną jest,
Więc moją stanie się któregoś dnia,
O, tak
Więc moją stanie się któregoś dnia.
Olsztyn, 26.09.2019



Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

Zabójczo piękny plastik

Dziś co druga reklama, a banków czy samochodów to już szczególnie, udaje ekologiczną i piętnuje plastik. Beatlesi, jak zawsze, byli pierwsi i zajęli się plastikiem już 50 lat temu, gdy był on na topie i wydawał się przyszłością ludzkości.

Konkretnie zainteresowali się polietylenem. Prawdziwym jednak powodem zainteresowania Lennona tym tworzywem sztucznym była ubrana w niego Pam, z którą John nawiązał kiedyś przez kilka upojnych momentów stosunki międzyludzkie. Ot i cała piosenka „Polythene Pam”…


Zobacz, to jest w Plastikach Pam
Wygląda świetnie, ale jak jakiś pan
Zobacz, w co przebrała się, z plastiku torba na grzbiet
Tak, patrz, to jest w Plastikach Pam
Tak, tak, tak

Wysokie buty ma, włożyła kilt
Zabójczo piękna jest, gdy ubrana w tym
Więc taką dziewczyną jest, że może na wizję wejść
Tak, rzec byś mógł, nie brakuje jej nic
Tak, tak, tak
Olsztyn, 22-26.09.2019



Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

niedziela, 22 września 2019

Musztarda po piosence

„Mean Mr. Mustard” to przykład klasycznej, ale nie nadużywanej, metody na piosenkę Lennona – społeczna obserwacja (historia z gazety o facecie, który chorobliwie powstrzymywał się przed wydawaniem pieniędzy) plus pure nonsense (pieniądze chowane w nosie). No i jak facet ma na nazwisko Musztarda, to zaraz czuję się jak w powieści Charlesa Dickensa lub Lewisa Carrolla.



Pan Skąpy Musztard śpi w parku w noc
Oszczędza prąd, nawet gdy się goli
Śpi w dziurze na drodze wciąż
Ciuła ciągle, by kupić coś
Trzyma w nosie banknotów sto
Skąpy, stary człek
Skąpy, stary człek

Ma siostrę Pam, co ma swój sklep
Nie robi przerw, zawsze jest do przodu
Wyciąga go na królowej spicz
Jedyne miejsce, w którym raz był
Krzyczy rzeczy obleśne zbyt
Sprośny, stary człek
Sprośny, stary człek
Olsztyn, 21-22.09.2019



Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

piątek, 20 września 2019

Król Słońce półfabrykat

Ciekawe, jak wyglądałaby ta piosenka, gdyby Lennonowi chciało się ją dokończyć. Ale nie chciało, więc półfabrykat posłużył jako budulec czegoś dużo poważniejszego.




„Sun King” został dorzucony do składanki na drugiej stronie „Abbey Road”. Jedna z najbardziej lapidarnych piosenek Beatlesów, zwłaszcza jeśli pominąć jej drugą część, która ma tekst niebędącym tekstem a raczej latyńską onomatopeją. A prawda jest taka, że im krótsza i prostsza piosenka, tym tłumaczenie trudniejsze… O ile Lennon i McCartney w drugiej części posłużyli się hiszpańskim i włoskim, to ja przeniosłem akcję na wschód i użyłem rosyjskiego, niemieckiego, bośniackiego, chorwackiego, słowackiego, czeskiego. Tłumaczenie nie ma żadnego sensu, udało się więc doskonale.

Idzie Król Słońce
Idzie Król Słońce
Każdy się uśmiecha
Każdy jest szczęśliwy

Idzie Król Słońce

Kada za veliko meine Liebe kak do štěstí serdce hra
Svijet wsiegda szpiony meine Liebe do cholery sunca lesk
Skolko hvala lepa iz veliko naduwnoj kolotoč
Olsztyn, 19-20.09.2019



Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

poniedziałek, 16 września 2019

W jak Wilno

Trzecia wizyta w Wilnie. Poprzednia 14 lat temu. Zmieniło się na pewno wiele. I na pewno nic.



Jest Facebook (tak, w 2005 roku go w zasadzie nie było…) i można łatwo znaleźć wydarzenia, które chce się zobaczyć. Na przykład Jarmark Narodów na prospekcie Giedymina.


A na nim rekordowo dużą gitarę, która wykonał Alidas Jackunas (coś, jak nasz olsztyński megagramofon w amfiteatrze).


Albo duet akordeon plus trąbka w klasycznym repertuarze, np. „Bésame mucho” Consuelo Velázqueza.


Na pobliskim placu Katedralnym w tym samym czasie II Targi Edukacyjne Szkół Polskich w Wilnie. Obowiązkowo z repertuarem kresowym…


…ale nie tylko. Piosenka z repertuaru Edyty Górniak (a w oryginale Céline Dion) śpiewana z pięknym wileńskim akcentem.


Na targach coś dla ducha, ale i coś dla ciała. Po bezczynnych łańcuchach widać, że to wersja naziemna.


Wracając do muzyki – w planie mieliśmy dwa koncerty, ale jazz pierwszego wieczoru poległ z powodu choroby… widza. Natomiast blues się nie dał i trzeci wieczór spędziliśmy w Geltonos Sofos Klubas, czyli Klubie z Żółtą Sofą na koncercie Carvina Jonesa, który przywitał nas na scenie śpiąc na tytułowej sofie.


Ziewania jednak nie było, nawet jeśli na ścianie wisiała bałałajka, a większość publiczności mówiła po rosyjsku.


O muzykę otarliśmy się jeszcze w Republice Zarzecza.


Takie skrzyżowanie naszego Pubu From i Masarni. Plus cmentarzysko fortepianów.


Plus walka o prawa Tybetu.


Skoro już przy polityce jesteśmy, to spójrzmy na pl. Szymona Dowkonta (Simonasa Daukantasa, żeby może jednak nie polonizować nazwiska człowiekowi, który wzniecał płomień litewskiego odrodzenia narodowego w XIX wieku), gdzie znajduje się pałac prezydencki.


Bez barierek, bez zasieków? Bez tłumów agentów ochrony? Bo trudno za ochronę uznać ten patrol, idący zapewne na jakąś symboliczną wartę.


I ta kolumna wjeżdżająca (pod prąd) i wyjeżdżająca ulicą Uniwersytecką (Universiteto) do pałacu prezydenckiego też jakaś niebizantyjska (zależy, kto w środku…).


Polityka to nie tylko tu i teraz. To również tu i wtedy. Na przykład styczeń 1991 roku, gdy Armia Radziecka bohatersko zaatakowała bronioną przez mieszkańców Wilna wieżę telewizyjną. Pamiętam, jak 13 stycznia tamtego roku byłem w SHS „Perkoz” i pracujący w niej wówczas nieodżałowany Kazimierz Bogdan Schütterlỹ wpadł na zajęcia z informacją, że w Wilnie giną ludzie...


Albo, całkiem niedawno, 8 grudnia 2018 roku, gdy nagrobek z tablicą upamiętniającą postać arcybiskupa Jana Cieplaka wrócił na swoje miejsce w katedrze wileńskiej. Dwie linijki na tablicy z fragmentem mówiącym o jego prześladowaniach przez komunistów w Rosji Radzieckiej w latach 1920-1924 były, jak widać, chyba moderowane… Czemu i kiedy nie wiem.


Albo wszystko to, co wydarzyło się 80 lat temu między, powiedzmy, Pirenejami a Wołgą i spowodowało, że po kilku milionach ludzi i kilku tysiącach dzielnic zostały tylko symbole, jak w tym miejscu, które przed wojną nazywało się zaułek Szwarcowy, a dziś Švarco.


Albo cztery wieki temu, gdy Rzeczpospolita Obojga Narodów miała się dobrze, a nawet bardzo dobrze, co widać w kaplicy św. Kazimierza.


Ale może miałaby się jeszcze lepiej, gdyby wzorem trzech rąk świętego królewicza stała się Rzeczpospolitą Trojga Narodów… Wtedy tę pomyłkę malarza moglibyśmy wpisać do zestawu narodowej mitologii.


Mitologię mają narody, mają rodziny. Nasza mówi, zapewne niesłusznie, że na ścianie kościoła św. Teresy przy ul. Aušros Vartų (Ostrobramskiej) to nasz Pociej…


A od tego już krok do zainteresowania pałacem Pociejów przy ul. Dominikonų (Dominikańskiej), niegdyś z numerem 13 a obecnie 11.


Prawo do wczuwania się w Wilno mamy zresztą oboje, skoro zarówno moja babcia, jak i babcia Anity pochodziły z Nowej Wilejki. Ciekawe, czy się znały…


Skoro już padło nazwisko Pociej, to zobaczmy, co u Mickiewicza, który umieścił to nazwisko w „Panu Tadeuszu” (chodzi o Aleksandra hrabiego Pocieja).


Otóż u Mickiewicza bardzo dobrze. Liczba tablic z tym nazwiskiem utrzymuje się na wysokim poziomie, a liczne polskie wycieczki są nimi co krok epatowane. Do tego stopnia, że młode Litwinki przechodząc obok polskiego przewodnika wyszczebiotały „mićkiewić, mićkiewić”, co zapewne brzmi dla nich zabawnie, skoro wiadomo, że chodzi o Adomasa Mickevičiusa. Egzemplifikacja z ulicy Pilies 11 (inne przykłady pozwolę sobie pominąć).


Dla równowagi pod numerem 7 kamienica, w której zginął tragicznie od pioruna kulistego (zamykajcie okna!) ojczym Juliusza Słowackiego, a przy ul. Pilies 24 tablica Kraszewskiego, którego za wieszcza nie uznajemy, ale przecież moglibyśmy, choćby za pracowitość. Norwida nie odnotowano, słusznie, bo z Wilnem nie miał nic wspólnego.


Sekwencję tablic kończę Władysławem Michałem Zaleskim, którego wspomnienie wisi od prawie stu lat tuż obok Ostrej Bramy.


A ostatnie dwie postaci historyczne na dziś to Mendog oraz Giedymin, ojciec Olgierda i dziad Jagiełły. Pierwszy siedzi we własnej osobie, a drugi ma basztę swego imienia, z którą nie ma nic wspólnego, bo powstała po jego śmierci.


Naszą uwagę na powyższym zdjęciu przykuwa jednak elektryczna hulajnoga i tak przechodzimy do współczesności. Owszem, hulajnogi, zupełnie jak w Polsce, walają się po całym Wilnie.


Współczesne aż do bólu jest muzeum MO.


Osiem euro kosztowało nas zrozumienie, że to wszystko gówno prawda…


Zanim jednak nastąpią tak drastyczne skutki, trzeba się czymś posilić. „Czymś” na Litwie może oznaczać tylko cepeliny (kartacze?, pyzy?)…


…oraz placki ziemniaczane. Tak, po to tam pojechaliśmy.


Niektórzy również po to.


Aha, posłuchałem trochę Radia Znad Wilii. Mówią lepiej po polsku niż w większości polskich rozgłośni. Co mówią, to już zupełnie inna sprawa.

niedziela, 15 września 2019

Blues z bałałajką w tle

To nie był banalny koncert, pomijając nawet to, że poszliśmy w Wilnie słuchać bluesa, a nie, jak wypadałoby, polskich lub litewskich etnograficznych atrakcji znad Wilii.

Zaczęło się już przy wejściu, a byliśmy oczywiście jak zawsze pierwsi, gdy szefowa najpierw zapaliła kadzidełka, potem postawiła kawę, a na końcu obdarowała nas świeczkami, zapewniając, że są nastojaszczaje. Czyli z prawdziwego wosku, a nie z jakiejś parafiny, jak w sklepie. I w ogóle wszystko to wyglądało przedziwnie, a brzmiało przeważnie po rosyjsku.


Następnie okazało się, że na scenie w sali koncertowej stoi żółta kanapa, co nie powinno dziwić, skoro klub nazywa się Geltonos Sofos Klubas, czyli Klub Żółtej Kanapy.


To samo w sobie też nie jest jeszcze jakimś ewenementem. Natomiast tego, że na kanapie otoczonej rozstawionym sprzętem estradowym będzie smacznie spał bohater wieczoru, naprawdę się nie spodziewałem.


Carvin Jones się wyspał i zagrał koncert, na którym nikt nie ziewał!


A wraz z nim dzielna lokalna ekipa:


Gintas Litinskas z Kłajpedy na basie:


Oraz Viktoras Rubežas na perkusji, też z Kłajpedy:


Carvin, reinkarnacja Wiadomo Kogo, nie tylko efektownie zagrał, ale zastosował też szereg sztuczek, twórczo rozwijając asortyment swego mistrza, począwszy od gry jedną ręką:


Przez grę językiem (w użycie tego organu można wątpić, jeśli weźmie się pod uwagę pierwszą ze wspomnianych technik):


Grę w stylu Paganiniego:


Grę jedną ręką, ale bez trzymanki, nawet ze zmianą progów:


To wszystko jest jednak niczym wobec wspaniałego kontaktu z publicznością. I to dosłownego kontaktu:


Mnie natomiast najbardziej urzekło to, że na ścianie za Carvinem wisiała bałałajka. Niestety, nie znajdowaliśmy się w sztuce Czechowa i trójkątny instrument nie wystrzelił… Tzn. nie zagrał.


Trochę mniejsze wrażenie robiło to, że Carvin czasem się podwajał za pomocą lustra zajmującego całą ścianę (bo już byłem w zeszłym roku na takim koncercie):


To był koncert z przerwą, a jakże. Można było kupić płytę lub koszulkę, dostać autograf…


I nie uszło niczyjej uwadze, że po wypełnieniu obowiązków marketingowych artysta zmienił koszulę (?) z żółtej (?) na niebieską (?), jednakowo wszakże świecącą.


Muzycznie? Nie ma co gadać, to trzeba posłuchać (no i zobaczyć…). Trzy przykłady. Po pierwsze „Sweet Home Chicago” Roberta Johnsona:


Po drugie „All Along the Watchtower” Boba Dylana (no i przecież troszkę w tej wersji Wiadomo Kogo):


Po trzecie „La Grange” ZZ Top:


I nawet jeśli w drugiej połowie koncertu kilkakrotnie siadło Carvinowi gardło, to wybaczamy, bo zimny wrzesień w Wilnie nam też dał się we znaki…