Koncert w nieco tajemniczych okolicznościach. Adres dostaliśmy dopiero po zakupie biletu, co miało zapewne budować poczucie ekskluzywności. Nawet jeśli to poczucie wyjątkowości w sobie wywołaliśmy, bo przecież nie z nami te sztuczki marketingowe, to po przekroczeniu bramy przy Calle Regina w Sewilli ta świadomość została nieco zweryfikowana.
Albo może wręcz przeciwnie – została wzmocniona, bo trafiliśmy do miejsca wyglądająca na coś pomiędzy dawnym nieistniejącym olsztyńskim klubem Masarnia i równie dawnym, równie nieistniejącym i równie olsztyńskim klubem Wojtka Froma. Czyli miejsce niespecjalnie wymuskane od strony estetycznej, ale z wyczuwalnym w powietrzu napięciem twórczym.
W tych okolicznościach artystycznych wystąpiła Dolores Berg z zespołem, czyli Dolores Berg Project.
Koncert rozpoczął się z niewielkim opóźnieniem, bo z niejasnych dla mnie przyczyn frekwencja nie była oszałamiająca. Odnoszę wrażenie, że większość widowni stanowili krewni i znajomi artystów. Będąc prawdopodobnie jedynymi prawdziwymi widzami z ulicy, dopiero teraz poczuliśmy się ekskluzywnie…
Pomijając te didaskalia, można było posmoktać z zachwytu nad muzykami. Miła dla ucha i oka Dolores Berg.
Efektowny Enrique Mengual na basie, czasem wspomagający w śpiewaniu Dolores.
Sympatyczny Miquel na fajnie brzmiącej gitarze, kilka razy przejmujący rolę głównego wokalisty.
I perkusista o nieznanym mi imieniu.
Repertuar koncertu to mniej lub bardziej klasyczne różne hiszpańskojęzyczne standardy (również kubańskie i meksykańskie). Ale nie jakieś światowe, bo żadnego nie znałem wcześniej. Albo nie jestem z tego (hiszpańskojęzycznego) świata.
„Toda Una Vida”. Utwór z 1943 roku, który skomponował Kubańczyk Osvaldo Farrésm, a którego pierwszym wykonawcą był Meksykanin Pedro Vargas.
„Llego Llego”.
„La Bien Pagá”. Tę piosenkę napisali jeszcze przed wojną Ramón Perelló (słowa) i Juan Mostazo (muzyka).
„Cada Vez Que Te Miro”. Utwór, który miał w swoim repertuarze Rocío Jurado.
„Llueve”. Śpiewa Miquel, Dolores głównie tańczy.
„Idea Feliz”. Śpiewają wszyscy, poza perkusistą.
„Con la Musica”. Żart. Chyba z tytułu utworu.
„Fiebre De Ti”. Gitarzysta i perkusista schodzą ze sceny, zostaje tylko Dolores z basistą. Tę piosenkę śpiewał dawno temu kubański piosenkarz Benny More (właściwie Bartolomé Maximiliano Moré Gutiérrez), jeszcze przed rewolucją kubańską.
„Volver”. Znów tylko bas i wokal. Tytuł brzmi znajomo i to jest dobry trop. Tango o tym tytule, które skomponował w 1934 roku Carlos Gardel do słów Alfredo Le Pery, wykorzystał w swym filmie „Volver” z 2006 roku Pedro Almodóvar. W filmie utwór śpiewa Estrella Morente, ale nie ją widzimy na ekranie, lecz Penélope Cruz.
„Rojo”. I ostatni fragment w duecie bas i wokal. Pod koniec Dolores wyciąga kastaniety, bo z prawdziwej Hiszpanki flamenco nigdy nie wychodzi…
„La Flor de Estambul”. Trio bez perkusisty. Utwór z 2005 roku repertuaru hiszpańskiej piosenkarki Pastory Soler (kompozycja Javiera Ruibala).
„Lucia”. Zespół znów w pełnym składzie.
„Sentido”.
„Sin Guia”. Nieco psychodelii w tym flamenco (ale umówmy się, że wczorajszy Quentin Gas nie do przebicia).
„La leyenda del tiempo”. Na koniec prawdziwa legenda. Utwór pochodzi z albumu o tym samym tytule, który Camarón de la Isla, wielka gwiazda flamenco, wydał w 1979 roku. Słowa zaczerpnięte od samego Federika Garcíi Lorki, muzyka Ricardo Pachón.
W tych okolicznościach artystycznych wystąpiła Dolores Berg z zespołem, czyli Dolores Berg Project.
Koncert rozpoczął się z niewielkim opóźnieniem, bo z niejasnych dla mnie przyczyn frekwencja nie była oszałamiająca. Odnoszę wrażenie, że większość widowni stanowili krewni i znajomi artystów. Będąc prawdopodobnie jedynymi prawdziwymi widzami z ulicy, dopiero teraz poczuliśmy się ekskluzywnie…
Pomijając te didaskalia, można było posmoktać z zachwytu nad muzykami. Miła dla ucha i oka Dolores Berg.
Efektowny Enrique Mengual na basie, czasem wspomagający w śpiewaniu Dolores.
Sympatyczny Miquel na fajnie brzmiącej gitarze, kilka razy przejmujący rolę głównego wokalisty.
I perkusista o nieznanym mi imieniu.
Repertuar koncertu to mniej lub bardziej klasyczne różne hiszpańskojęzyczne standardy (również kubańskie i meksykańskie). Ale nie jakieś światowe, bo żadnego nie znałem wcześniej. Albo nie jestem z tego (hiszpańskojęzycznego) świata.
„Toda Una Vida”. Utwór z 1943 roku, który skomponował Kubańczyk Osvaldo Farrésm, a którego pierwszym wykonawcą był Meksykanin Pedro Vargas.
„Llego Llego”.
„La Bien Pagá”. Tę piosenkę napisali jeszcze przed wojną Ramón Perelló (słowa) i Juan Mostazo (muzyka).
„Cada Vez Que Te Miro”. Utwór, który miał w swoim repertuarze Rocío Jurado.
„Llueve”. Śpiewa Miquel, Dolores głównie tańczy.
„Idea Feliz”. Śpiewają wszyscy, poza perkusistą.
„Con la Musica”. Żart. Chyba z tytułu utworu.
„Fiebre De Ti”. Gitarzysta i perkusista schodzą ze sceny, zostaje tylko Dolores z basistą. Tę piosenkę śpiewał dawno temu kubański piosenkarz Benny More (właściwie Bartolomé Maximiliano Moré Gutiérrez), jeszcze przed rewolucją kubańską.
„Volver”. Znów tylko bas i wokal. Tytuł brzmi znajomo i to jest dobry trop. Tango o tym tytule, które skomponował w 1934 roku Carlos Gardel do słów Alfredo Le Pery, wykorzystał w swym filmie „Volver” z 2006 roku Pedro Almodóvar. W filmie utwór śpiewa Estrella Morente, ale nie ją widzimy na ekranie, lecz Penélope Cruz.
„Rojo”. I ostatni fragment w duecie bas i wokal. Pod koniec Dolores wyciąga kastaniety, bo z prawdziwej Hiszpanki flamenco nigdy nie wychodzi…
„La Flor de Estambul”. Trio bez perkusisty. Utwór z 2005 roku repertuaru hiszpańskiej piosenkarki Pastory Soler (kompozycja Javiera Ruibala).
„Lucia”. Zespół znów w pełnym składzie.
„Sentido”.
„Sin Guia”. Nieco psychodelii w tym flamenco (ale umówmy się, że wczorajszy Quentin Gas nie do przebicia).
„La leyenda del tiempo”. Na koniec prawdziwa legenda. Utwór pochodzi z albumu o tym samym tytule, który Camarón de la Isla, wielka gwiazda flamenco, wydał w 1979 roku. Słowa zaczerpnięte od samego Federika Garcíi Lorki, muzyka Ricardo Pachón.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz