Pierwsze wspomnienie związane ze świętowaniem rocznicy odzyskania niepodległości jest... cudze. Opowiadał mi kiedyś sporo starszy krakowski druh harcmistrz, doktor habilitowany i harcerz Rzeczypospolitej w jednej osobie, jak w 1968 roku w wawelskiej katedrze kardynał Karol Wojtyła odprawiał uroczystą mszę świętą z okazji 50-lecia Niepodległości. W czasie jednej z wizyt znalazłem nawet okolicznościową tablicę w krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów.
Drugie wspomnienie jest osobiste i mgliste, bo sprzed 40 lat. To była sobota 11 listopada 1978 roku. Gierkowska telewizja prezentowała wieczorem jakiś koncert (chyba) poprzedzony (na pewno) życzeniami z okazji 60-lecia odzyskania niepodległości, jakie składali nam przedstawiciele wszystkich krajów demokracji (?) ludowej. Więc jednak w peerelu się o tej dacie czasem pamiętało… Oczywiście wszystko zależy od postawienia akcentów. Nie pamiętam ich, ale można się domyślać, że nie marszałek Piłsudski był bohaterem wieczoru.
Właśnie, Piłsudski… W 1988 roku, gdy zakładaliśmy krąg instruktorski, wybraliśmy go na bohatera. Komendant hufca chodził w tej sprawie po zgodę do Komitetu Miejskiego PZPR. To było jeszcze przed rozmową Wałęsa-Miodowicz, to było jeszcze długo przed Okrągłym Stołem. 11 listopada 1988 roku to był piątek. Działalność naszego kręgu zainaugurowaliśmy uroczyście w SHS „Perkoz” wystawiając widowisko historyczne pełne pieśni i wierszy patriotycznych. Moim numerem popisowym w czasie tej wieczornicy był wiersz Edwarda Słońskiego „Ta, co nie zginęła” z 1914 roku, zaczynający się od słów:
Rozdzielił nas, mój bracie,
zły los i trzyma straż
w dwóch wrogich sobie szańcach
patrzymy śmierci w twarz.
Interpretowałem wzorując się na Irenie Telesz-Burczyk, która kilka dni wcześniej wygłosiła te dramatyczne strofy w czasie spotkania z historykiem Andrzejem Garlickim z okazji zbliżającej się 70. rocznicy niepodległości. Spotkanie miało miejsce w auli ówczesnej WSP przy ul. Żołnierskiej, Garlicki mówił oczywiście o dniach listopadowych 1918 roku.
Rok później Polska była już w zupełnie innym miejscu, co pokazuje choćby to zdjęcie, jakie zrobiłem w sobotę 11 listopada 1989 roku na placu Zwycięstwa (ostatni rok nosił tę nazwę, w 1990 roku został placem Marszałka Józefa Piłsudskiego).
Prezydent Wojciech Jaruzelski i premier Tadeusz Mazowiecki ręka w rękę. Wnioski mądre lub głupie wyciąga sobie każdy sam.
11 listopada 1995 roku była sobota. Spotkaliśmy się z okazji 10. rocznicy powstania 2 Olsztyńskiej Męskiej Drużyny Harcerskiej „Szarpie”. 11 listopada, a nie 7 listopada! Nie chwaląc się, jam uratował tę sytuację w 1986 roku, gdy zbliżała się pierwsza rocznica założenia drużyny, ale nikt nie pamiętał, czy pierwsza zbiórka była 7 czy 11. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale w tamtych czasach można było przegapić znaczenie 11 listopada…
Może gdybyśmy byli krakusami, świadomość historyczna byłaby większa. Gdy studiowałem w Krakowie, często chodziłem ulicą Manifestu Lipcowego. Gdybym był pół wieku starszy, mógłbym chadzać Universität Straße, a może i ulicą Wolską. Gdybym urodził się ze dwadzieścia lat później, moje studenckie ścieżki przebiegałyby ulicą Marszałka Józefa Piłsudskiego. To jedna i ta sama ulica. Od dziesięciu lat stoi przy niej pomnik Józefa Piłsudskiego i Legionistów.
11 listopada 2017 roku była sobota. Co jest bardziej wymowne – czy to, że w dniu Narodowego Święta Niepodległości wybrałem się w Lizbonie na koncert zespołu Gaiteiros de Lisboa (czyli Dudziarze Lizbony, żeby nie powiedzieć Lizbońskie Dudy), czy też to, że muzycy śpiewali w języku galicyjskim?
Na koniec odwrócę kota ogonem. Od pięciu lat pracuję nad zestawem pieśni syntetyzujących dzieje Polski. Powstało już 7 z 13 części. Całość chciałem zakończyć na 100-lecie Niepodległości. Ale jakoś mi się odechciało… Poczekam na nawrót entuzjazmu w lepszych okolicznościach politycznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz