Powiedzieliśmy sobie, że jedno flamenco na jeden raz w Hiszpanii wystarczy (zupełnie jak poprzednio), ale nie przewidzieliśmy, że dopadnie nas podstępnie na ulicy. Konkretnie na Puerta de Jerez w Sewilli.
Warto było się zatrzymać, bo przedstawienie z oczywistych przyczyn nie było tak dopieszczone, jak to, które widzieliśmy trzy dni wcześniej. Co nie znaczy, że amatorskie. Po prostu dobry uliczny poziom.
W składzie dwie tańczące dziewczyny.
Jedna śpiewająca i chłopak na gitarze. Gitarzyście trudno coś zarzucić, a wokalistka ma tragedię losu ludzkiego wpisaną w głos od urodzenia, jak wszyscy tutaj.
Główna solistka co chwila zmieniała stroje, nie przejmując się brakiem garderoby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz