Gdzie najlepiej skonsumować wyniki zakończonych kilka godzin temu wyników wyborów? Padło na Hard Rock Cafe przy Times Square (formalnie przy ulicy Broadway, którą można napotkać od samego dołu do samej góry Manhattanu i jeszcze wiele kilometrów dalej na północ).
To już nasza trzecia lokalizacja tej kultowej (?) sieciówki. Było fajnie w Gdańsku, było fajnie w Krakowie (i nie było zupełnie nijak w Lizbonie, bo się nie dostaliśmy z powodu braku miejsc), będzie fajnie w Nowym Jorku! Będzie fajnie, bo wcześniej przezornie zarezerwowałem miejsce.
Trzeba przyznać, że mają to wszystko obcykane. Bez sprawnej organizacji i przy tych tłumach, polegliby organizacyjnie (mówię tu o całym Nowym Jorku, chociaż są wyjątki, np. stanie w kilkudziesięciominutowej kolejce w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej po odbiór biletu kupionego online, co adekwatnie nastawiło mnie do tego przybytku…). A tu proszę – przybyliśmy o 7:42 (19:42), czyli 3 minuty przed czasem, obsługuje nas Kerisha i siedzimy tam, gdzie prosiliśmy, czyli na high top. Wszystko wiadomo.
Równie sprawnie idzie wystawianie rachunków, z punktu widzenia biznesu najważniejszego przecież elementu wizyty w knajpie. Żadne tam godotowskie oczekiwanie aż kelner przestanie hamletyzować. Ten rachunek został przygotowany o 7:54, czyli 12 minut od wejścia do Hard Rock Cafe! Osoby o słabych nerwach niech nie patrzą na kwotę, do której trzeba doliczyć obowiązkowy napiwek. Tak, upominają się. Ale wcześniej piszą odręcznie „Thank You”, co jest formą nacisku, której nie powstydziłby się Robert Cialdini.
OK, za tyle kasy trzeba nie tylko dobrze zjeść, ale i pozwiedzać. W muzycznej stolicy Wszechświata i okolic gadżetów nie zabraknie.
To na tej perkusji Mickey Jones akompaniował Bobowi Dylanowi podczas słynnej trasy w 1966 roku, gdy Dylan się zelektryfikował, ku rozpaczy fanów folkowego bożyszcza. W czasie koncertu 17 maja 1966 r. w Manchesterze ktoś wyzwał go od Judasza (wiadomo, Zimmerman). Dylan odpowiedział „Nie wierzę ci” i „Jesteś kłamcą”, a następnie kazał zespołowi zagrać „kurewsko głośno” (to było „Like A Rolling Stones”).
Spożywanym tu hamburgerom przyglądają się spodnie pamiętające, że opinały kształty Janis Joplin.
Tę gitarę Bo Diddley własnoręcznie zrobił sobie w 1945 roku (pomyślcie, w Europie kończyła się wojna, a oni kładli podwaliny pod rock and roll).
Na tej (nietypowej, jak dla siebie) gitarze grał Jimi Hedrix w programie Dick Cavett Show kilka tygodni po słynnym występie w Woodstock.
Ten gustowny kaftan wdziewał Noel Redding, gdy był członkiem The Jimi Hendrix Experience.
Elvis… Co my tu mamy? Po pierwsze gitarę, którą Presley kupił sobie w 1957 roku, a potem ofiarował Barbarze Pittman, sąsiadce z dzieciństwa. Też została wokalistką, nawet nagrywającą dla The Sun Records, ale sława nie ta… Po drugie zdjęcie z 16.11.1956 roku z premiery „Love Me Tender”, pierwszego filmu Elvisa, jaka odbyła się w Paramount Theatre, czyli sąsiednim budynku. No i czarny smoking (co za siara dla rockandrollowca), w jakim wystąpił w programie „Witaj w domu, Elvis”, którego gospodarzem był Frank Sinatra. Był rok 1960, chodziło oczywiście o powrót Presleya z Niemiec, gdzie służył w amerykańskim wojsku.
Akcent Stonesowski. Gitara Keitha Richardsa z 1978 roku, z czasów rejestracji płyty „Some Girls”. Czyli to na tym wiosełku zagrał „Miss You”.
No i Beatlesi. Dużo tu związanych z nimi artefaktów, chyba wszystkie albumy z podpisami, np. „Help!”.
Specjalne wydanie „Daily Mirror” z 10 grudnia 1980 roku informujące o śmierci Johna Lennona (gazeta jest angielska, więc ten poślizg wynika m.in. z różnicy czasu).
Klasyczny bass Höfner 500/1 używany przez Paula McCartneya z jego podpisem. Na pewno nie jest to egzemplarz kupiony w 1961 roku przez Paula za 30 funtów, na którym to grał w Hamburgu, w Cavern i na pierwszych sesjach w Abbey Road, który to zaginął w 1969 roku po sesji „Let It Be” i a którego to szuka oficjalnie i intensywnie od 2022 roku. Nie, to nie ten.
Gitara, na której George Harrison zagrał „My Sweet Lord” na koncertach na rzecz Bangladeszu 1 sierpnia 1971 roku (odbyły się dwa, w nieodległym Madison Square Garden).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz