sobota, 8 października 2022

Przed, w trakcie i po

Nie wychodzę z muzeów. Tydzień temu nowe muzeum bitwy grunwaldzkiej, dziś gdańskie Muzeum II Wojny Światowej. Niby pięćset lat różnicy, ale wojna to wojna… Obie niby wygraliśmy.


Koncepcja muzeum zrozumiała nawet dla średnio rozgarniętego niedoszłego absolwenta historii. Po pierwsze – przed wojną, czyli nieuchronne przyczyny. Po drugie – wojna, czyli nic dobrego. Po trzecie – po wojnie, czyli nie tak to sobie wyobrażał rząd londyński…

W ZSRR komunizm i Stalin.

We Włoszech faszyzm i Mussolini.

W Niemczech nazizm i Hitler.

W Hiszpanii – nacjonaliści i Franco.

W Polsce… sielanka.

No, może nie do końca…

W Monachium rozbierają Czechosłowację, a my cieszymy się całym Cieszynem.

Już kilka miesięcy później Beck mówił coś o honorze…

Politykę równowagi naszego ministra spraw zagranicznych Ribbentrop i Mołotow przekreślili dwoma podpisami.

I tym sposobem znaleźliśmy się między młotem i kowadłem. Tzn. między sierpem z młotem i Hakenkreuzem.

Gazety czasu wojny rządzą się swoimi prawami, ale czy aż tak bardzo media się zmieniły? Mamy tu do czynienia z ewidentnym clickbaitem:

Uderzenie Francji i Anglii

na Niemcy

nastąpić ma po upływie terminu ultimatum



Ukraiński chłop musiał czule przywitać sowieckiego sołdata.

A Rosja i Niemcy po 20 latach wróciły prawie do tych samych pozycji wyjściowych.

„Przyjaźń” niemiecko-radziecka trwała niecałe dwa lata. Krócej niż blokada Leningradu…

W Generalnej Guberni terror…

… i Holocaust.


Na terenach nowych sowieckich republik (stosowne „wybory” odbyły się na terenach ukraińskich i białoruskich już w październiku 1939 roku) indoktrynacja…

… i Katyń.

Czy na pewno byłoby dobrze, gdyby zamach Stauffenberga się powiódł?

Mogłoby nas spotkać coś gorszego niż konferencja jałtańska. Na przykład (wymyślam) układ w Paryżu, gdzie do końcowego zdjęcia zamiast Churchilla, Roosevelta i Stalina zasiedliby jacyś inni panowie, którzy uznaliby, że granica polsko-niemiecka powinna przebiegać gdzieś na Wiśle, byle tylko pokonać tych komunistów.

Część powojenna nieco mnie rozczarowała swoją lakonicznością (wojna się skończyła, nikt na zmęczonym Zachodzie nie chciał umierać za wolność Polski, ale w końcu sami to sobie kilkadziesiąt lat później wydarliśmy).

To nie jest muzeum batalistyczne. To nie jest muzeum dat. Mocno zaakcentowane są przeżycia ludzi. No i przede wszystkim pokazuje wojnę z polskiego punktu widzenia. W końcu jesteśmy w Gdańsku. Ja wolałbym szersze spojrzenie, ale mogę sobie je poszerzać na własną rękę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz