Kiedy już byłeś 1410 razy na Polach Grunwaldzkich i myślisz, że nihil novi, nagle otwierają nowe muzeum. No trzeba jechać.
Starą tradycją, sięgającą jeszcze średniowiecza, jest wydanie kilkudziesięciu milionów złotych a następnie przytwierdzenie taśmą klejącą kartki A-4 z kluczową informacją. W wersjach de luxe w foliowej koszulce (tu bez).
Dwie osoby w kasie, dwie osoby przy wejściu. Pracy w gminie Gruwald nie zabraknie.
Koniec tych uszczypliwości (no, będzie jeszcze jedna). To naprawdę świetnie wyglądające, nowoczesne, warte odwiedzenia muzeum. Jest dużo multimediów i, co cieszy mnie najbardziej, forma nie pożarła treści. Historia bitwy została pokazana w kilkusetletniej perspektywie, bez prymitywnych uproszczeń w rodzaju „bij krzyżaka”.
Można zwiedzać z przewodnikiem, ale lepiej chyba samodzielnie, bo wtedy można spokojnie przejrzeć wszystkie interaktywne tablice. A jak będziesz się wnikliwie przyglądać, to zobaczysz błąd ortograficzny (widziałem jeden, to obiecana ostatnia złośliwość).
Słynny Marcin z Wrocimowic, opisany przez Długosza oraz Sienkiewicza, namalowany przez Matejkę i sfilmowany przez Forda.
Nieco przypomina mi to „Pochód na Wawel” Wacława Szymanowskiego. I przypominam sobie pomysł, jaki kilkanaście lat temu zgłosił doradca Andrzeja Leppera (budowa największego w Europie pomnika, a raczej kompleksu pomników – kilkuset kolosalnych rycerzy i 100-metrowe dwa nagie miecze z windami w środku).
Nowoczesne prezentacje nowoczesnymi prezentacjami, ale muzeum bitwy jest nieważne bez makiety.
Już poza główną ekspozycją wpadam na tablicę o harcerskiej tradycji Grunwaldu. Same znajome twarze!
To zdjęcie pochodzi z 1985 roku i nie powstałoby, gdybym nie zarządził marszobiegu z obozu w Szerokim Ostrowie nad Śniardwami do miejscowości Zdory, skąd zabrał nas PKS do Pisza, skąd zabrał nas pociąg do Olsztyna, skąd zabrał nas kolejny PKS do Stębarka, skąd już na piechotę na Pola Grunwaldzkie na Zlot Grunwaldzki.
Rozpoznaję, że to rok 1988, czas słynnego Zlotu ZHP z okazji 70. rocznicy powstania ZHP. A bohaterem jest druh Bakcyl, szef „Szperaczy”.
21 lipca 1988. Tego dnia też byłem na Polach Grunwaldzkich. Na kulminacyjny moment zlotu przyjechaliśmy aż spod Częstochowy (a konkretnie z Załęcza Wielkiego, gdzie byliśmy w Centralnej Szkole Instruktorów Harcerskich ZHP „Nadwarciański Gród” na obozie o nazwie Harcerska Akademia Wiedzy). I kogóż tu mamy? Gen. Florian Siwicki (minister obrony narodowej), gen. Wojciech Jaruzelski (przewodniczący Rady Państwa), hm. PL Ryszard Wosiński (naczelnik ZHP), Jan Dobraczyński (przewodniczący Rady Krajowej Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego), Kazimierz Barcikowski (wiceprzewodniczący Rady Państwa i przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Grunwaldzkiego), Jerzy Szmajdziński (przewodniczący Zarządu Głównego Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej), Alfred Miodowicz (przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych).
Słynny w Olsztynie druh Zeus (nie, nie ten Zeus, inny Zeus).
No i jeszcze jeden taki druh, który uczył mojego brata, przyznał mi stopień przewodnika a ja mu pomagałem pisać kartę próby na stopień harcmistrza, który liczył na karierę grunwaldzką i który zamknął mi gazetę. Średniowiecze…
Skoro już mowa o średniowieczu, to mam tu bilet z 1985 roku nr 18356:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz