Nie wychodzę z Sowy. W zeszłym tygodniu blues, dzisiaj jazz. Zdecydowanie koncert roku. Siedzisz w pierwszym rzędzie z rozdziawianą gębą i modlisz się do gigantów jazz-rocka. Ora et Labora(torium).
Kolejny zespół, który dane mi było zobaczyć pierwszy raz po wielu latach (klasyczna sytuacja – najpierw byłem za młody, potem nie istnieli, potem jakoś nie trafiali do Olsztyna, ale wreszcie są).
Marek Stryszowski – saksofon sopranowy, saksofon altowy, wokal
Oprócz tego, że świetnie gra na instrumentach dętych drewnianych i ekstatycznie śpiewa, to prowadzi konferansjerkę w stylu „śmieszy, tumani, przestrasza”. Moje ulubione – „w drugiej części coś zachrzęści”.
Janusz Grzywacz – instrumenty klawiszowe, vocoder
Równie wesoły starszy pan. Żarty o zejściu w czasie gry na scenie? Proszę bardzo!
Krzysztof Ścierański – gitara basowa
Stały bywalec Sowy. Widzę go tu chyba z dziesiąty raz. I też żartowniś (robił kolegom zdjęcia efektem gitarowym, zaskoczył wszystkich, włącznie z kolegami z zespołu, ad hoc wykonanym loopem „mało plyt”).
Marcin Ścierański – perkusja
Syn nie poszedł w instrumentalne ślady ojca, ale dzięki temu powstała rodzinna sekcja rytmiczna, która genetycznie skazana jest na sukces. Nawet jeśli latorośl się zgubi, co się młodemu człowiekowi zdarzyło, to rodzic pozwoli spróbować jeszcze raz (i po co się przyznawał, i tak byśmy nie zauważyli).
Marek Raduli – gitara elektryczna
Tydzień temu zagrał tu gościnnie z J.J. Bandem, więc można powiedzieć, że też nie wychodzi z Sowy.
„ABZ” („Nie umieliśmy wtedy grać od A do Z i to się nie zmieniło” – stwierdził Marek Stryszowski i wykrakał, bo właśnie w tym utworze Marcin Ścierański „zgubił się”)
„Szalony baca” (należy się literacki Nobel za tytuły)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz