niedziela, 16 lutego 2020

Bolońskie przypadki muzyczne

Muzyki w Bolonii nie brakuje. Nie mieliśmy problemu z wyborem muzycznych wieczorów w piątek i sobotę (niedzielę sobie odpuściliśmy). Było sporo ciekawych koncertów, ale wybraliśmy imprezy w lokalach. Dlaczego? Na regularne koncerty w klubach muzycznych obowiązują nie tylko bilety (co zrozumiałe), ale również roczne karty wstępu do tych miejsc, co w efekcie podwaja i tak nietanie koszty. Oczywiście jeśli ktoś chce wejść tylko na jeden koncert.

Umówmy się, że do Bolonii pewnie już nie trafię, więc wydanie dodatkowych kilkunastu euro na jeden bilet byłoby rozrzutnością (a przecież jest na co w Bolonii tracić pieniądze). Skutek jest taki, że turysta czy inny przypadkowy przybysz raczej nie skorzysta z tej oferty. I pewnie o to chodzi bolończykom, szczęśliwym, że nie są jeszcze wenecjanami…


Oprócz wspomnianych dwóch wieczorów, mieliśmy jeszcze kilka muzycznych przygód. Duet gitarowy na Piazza di Porta Ravegnana, czyli pod słynnymi dwoma wieżami, z których jedna jest krzywa, a druga za to wysoka.


Chłopcy ewidentnie nasłuchali się Django Reinhardta, co absolutnie nie jest zarzutem.


Pan pianista w Santuario di Santa Maria della Vita, który wszedł, zagrał jeden utwór i wyszedł.


Powiedziałbym, że nasłuchał się Chopina, ale nie rozpoznaję w tej etiudzie żadnego z utworów naszego Frycka (Django też nie rozpoznałem, to tylko skojarzenie stylu).


Dużo dzieje się na Piazza Maggiore. Banalna sytuacja na starówce zachodniego miasta. Odnoszę wrażenie, że na występy na placu ktoś prowadzi zapisy i jest jakaś oficjalna kolejka.
Duet mieszany gitarowo-wokalny.


Metyzacja kultur.


Jednoosobowe belcanto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz