Pierwsze starcie z kuchnią bośniacką w restauracji w okolicach Żegulja, gdzieś w górach na pograniczu Republiki Serbskiej (nie mylić z państwem Serbia) i Federacji Bośni i Hercegowiny (nie mylić z państwem Bośnia i Hercegowina). Cennik wiele obiecuje.
Z tego cennika na stół wjechała koźlęcina gotowana...
... oraz koźlęcina pieczona. Nie wiadomo, co straszniejsze. Koźlęcina przykładowo wygląda jak porąbana szablą osmańską.
Mniej ekstremalne przeżycia w Mostarze. Zupa pomidorowa w restauracji pod Starym Mostem.
Druga zupa pod mostem, czyli ćorba. Tylko z czego ta ćorba?
Na deser pod mostem baklava.
Do baklawy, ciągle pod mostem, bosanska kahva, znana też jako turska kahva.
W Sarajewie podstawa to usiąść na Baśćarśiji.
Na Baśćarśiji podstawa to znaleźć slastićarnę, czyli cukiernię.
W slastićarnej podstawa to zjeść coś słodkiego.
Na drugą nóżkę.
Nie samym słodkim żyje człowiek. Na Baśćarśiji co krok buregdżinica.
Albo ćevabdżinica.
A w buregdżinicach – bureki.
A w ćevabdżinicach – ćevapćići. Z surową cebulką.
Ewentualnie pljeskavice z kajmakiem.
Smacznego. Prijatno! Uživajte!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz