Wczoraj kablowałem na kelnera, dziś zaskoczył nas taksówkarz. Facet około 35-letni. Nic mu nie powiedziały nazwy Uriah Heep, Eric Burdon, The Animals. Ani Luxtoperda. Ożywił się dopiero przy Arce Noego. – Bo ja słucham dużo radia – tłumaczył się. Świetna reklama dla naszych stacji radiowych, nie ma co...
Zanim jednak przeegzaminowaliśmy wrocławskiego szofera, odwiedziliśmy Ogród Botaniczny.Byłem tam ponad 20 lat temu i największe wrażenie zrobiły na mnie żywe banany. Teraz musiałem zadowolić się sukulentami.
Po południu diametralna zmiana nastroju. Z botaniki na rock and rolla. Trzeci mój rekord Guinnessa. W Warszawie chodziło o schody (ruchome), w Olsztynie o pląsy (harcerskie), a dziś we Wrocławiu o gitary (liczne). Słusznie postąpiłem wybierając ze swej skromnej trzygitarowej kolekcji mocno przechodzony egzemplarz enerdowski. Nie żal było wystawiać go na deszcz.
Zanim zostałem jednym z 7344 rekordzistów, mogłem zagrać „House of the Rising Sun” wraz z Erikiem Burdonem. Pomyślałby kto 30 lat temu takie cuda...
Po tej grze wstępnej pora na rekordowe „Hey Joe”:
Śpiewali Leszek Cichoński, Wojciech Korda i Chris Jagger, na gitarach m.in. Steve Vai i Leszek Cichoński, na basie Mieczysław Jurecki.
Leszek Cichoński ogłasza, że mamy rekord:
A ja mam certyfikat:
Po rekordzie pora na zasłużoną rozrywkę. Na Wyspie Słodowej oglądamy Luxtorpedę (taksówkarz nie słyszał):
"Wilki dwa" to tytuł, wobec którego nie mogę przejść obojętnie:
Chrisa Jaggera (uroda po bracie) i Leszka Cichońskiego (taksówkarza nie pytaliśmy, ale na pewno nie słyszał):
Uriah Heep (taksówkarz nie słyszał):
Zagrali wszystko, co trzeba, może oprócz "Easy Livin'":
Animalsów z Erikiem Burdonem lub, jak kto woli, Erika Burdona z Animalsami (taksówkarz nie słyszał):
Lista utworów nie różniła się prawie od tej sprzed 16 lat, gdy pierwszy raz widziałem Burdona w Sali Kongresowej:
Kącik księgowego:
I to mógłby być koniec tego dnia, ale nie... Na finał jam session w Starym Klasztorze. Zupełnie niejamowo zaczął Chris Jagger. Brat swego brata sam (prawie) się podłączył:
A następnie sam (prawie) zagrał:
Udało mi się nawet rozpoznać coś Hanka Williamsa i Boba Dylana:
Potem zjawił się Wojtek Pilichowski i wspólnie z Leszkiem Cichońskim upiekli ciasto z jamem:
Wyraźny dowód na to, że byliśmy na tym jam session, które skończyło się grubo po północy, widać na zdjęciu zamieszczonym przez Wojtka Pilichowskiego. Jak widać, Wojtek miał nas pod ręką:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz