W komisji wyborczej siedziała Stona, cokolwiek znudzona. Mimo że było południe, na mojej liście ze spisem wyborców złożyłem pierwszy podpis. Przepraszam, drugi. Pierwsza była Żona. Frekwencja żałosna. Ogłaszam hałas wyborczy.
Austria, Wiedeń. Kiełbaski z widokiem na austriacki parlament przy ul. Burgring:
Belgia, Antwerpia. Za pobieranie opłat można stracić rękę:
Bułgaria, Sofia. Bułgarska wdzięczność dla Rosji nie miała kiedyś granic:
Chorwacja, Imotski. Czerwone czy niebieskie?
Dania, Bornholm. Mieli szczęście:
Estonia, Haapsalu. Niechcący to można babę w czworakach zbrzuchacić, ale nie Annę Kareninę.
Francja, Paryż. Bulionizm, merkantylizm, protekcjonizm i inne brzydkie wyrazy:
Hiszpania, Barcelona. I zły wybór może przynieść ciekawe skutki:
Holandia, Haga. Nie olewajmy wyborów:
Litwa, Wilno. Gustavus obiat. Hic natus est Conradus.
Łotwa, Lipawa. Czyżby satysfakcja była zbyt prędka?
Niemcy, Berlin. Śniadanie z widokiem na Bramę Brandenburską:
Republika Czeska, Temelin. Niech moc będzie z nami! I bez dodawania „z” na końcu, bo głos będzie nieważny.
Rumunia, Fogarasze. Nisko latające wampiry:
Słowacja, Bratysława. Metyzacja architektoniczna:
Słowenia, Predjamski Grad. Jak umrzeć, to z honorem.
Węgry, Balatonudvari. Ludzie dobrego serca:
Wielka Brytania, Londyn. Czerwony autobus przez ulice nie mojego miasta mknie:
Włochy, Padania. Czy Umberto Bossi gdzieś kandyduje?
We wrześniu powiększę swą listę peregrynacji o kolejne państwo unijne, czyli Portugalię. Kiedy powiększy się lista krajów unijnych, nie wiadomo. Na pewno pierwsza nie będzie Ukraina, która dziś też wybiera. Powodzenia.
Ukraina, Jałta. Będziemy się trzymać tej wersji, że to ciągle terytorium ukraińskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz