O co zakład, że doczekamy się nowej roli Marlona Brando, nowej piosenki Elvisa Presleya, a może nawet nowej powieści Henryka Sienkiewicza?
I nie będzie to jakiś montaż starych filmów, remix archiwalnej taśmy ani cudownie odnaleziony rękopis zagubiony w Ameryce czy pozostawiony w Szwajcarii. Nie. Zobaczymy pełnokrwistą kreację aktorską w filmie traktującym o ostatnich dniach Mu’ammara al-Kaddafiego, mimo że Brando zmarł siedem lat przed upadkiem libijskiego tyrana. Usłyszymy płytę króla rock and rolla z nowymi wersjami utworów Nirvany i na przeszkodzie temu nie stanie fakt, że zespół Kurta Cobaina powstał dziesięć lat po śmierci Elvisa. A kto będzie miał ochotę, przeczyta pełną opisów bliskowschodniej przyrody najnowszą powieść Sienkiewicza, przedstawiającą perypetie niewielkiego wzrostem pułkownika z armii Andersa, oczywiście na tle skomplikowanej sytuacji geopolitycznej Polski w czasie II wojny światowej. I mniejsza o to, że w chwili śmierci naszego pierwszego literackiego noblisty Władysław Anders służył jeszcze pod carem w czasie zupełnie innej wojny.
Wszystko to jest oczywiście kwestia technologii. A ta robi co może, by nas zadziwić. Przyjdzie czas, że zacznie nas straszyć, gdy zadzwoni telefon i ktoś zacznie z nami rozmawiać głosem Mieczysława Fogga. Kto się boi, niech się dobrze zastanowi, czy chodzić na koncerty. Michael Jackson nie żyje od pięciu lat, ale właśnie wystąpił jako hologram na scenie. Z nową piosenką, a jakże.
(mój felieton z dzisiejszej prasy)
Wszystko to jest oczywiście kwestia technologii. A ta robi co może, by nas zadziwić. Przyjdzie czas, że zacznie nas straszyć, gdy zadzwoni telefon i ktoś zacznie z nami rozmawiać głosem Mieczysława Fogga. Kto się boi, niech się dobrze zastanowi, czy chodzić na koncerty. Michael Jackson nie żyje od pięciu lat, ale właśnie wystąpił jako hologram na scenie. Z nową piosenką, a jakże.
(mój felieton z dzisiejszej prasy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz