Horacy Nelson. Pierwszy raz usłyszałem o tej postaci czytając książkę „Dzika Mrówka i tam-tamy” Andrzeja Perepeczki (nie mylić z Markiem). Ojciec Dzikiej Mrówki lubił się wymądrzać (skąd ja to znam?), więc w czasie morskiego rejsu wyjaśnił synowi paradoks Nelsona, który wygrał swą najważniejszą bitwę, choć podczas niej zginął...
22 lata później sam stanąłem na Trafalgar Square. Wiem, żadna rewelacja. W Londynie wszyscy już byli. Trzy razy.
Kolumna Nelsona ma 55 metrów. Zimową porą pomnikowi usiłuje dorównać choinka, ale oczywiście nikt nie śmie postawić wyższej niż obelisk.
Wystawiona w latach 40. XIX. wieku kolumna podobno dlatego jest taka wysoka, by lorda Nelsona nie dopadli wierzyciele.
Spoczywające u stop kolumny lwy odlano podobno ze zdobytych pod Trafalgarem francuskich armat.
Na Trafalgar Square stoi nie tylko pomnik Horatio Nelsona, ale również Jerzego IV oraz dwóch generałów. Największe wrażenie i tak robi czerwony autobus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz