Trudno będzie przebić kilkudziesięciosekundowy pobyt w Bukareszcie* w konkurencji „najkrótsza wizyta w stolicy państwa”. Drugą pozycję osiągnął Sztokholm, gdzie spędziłem jakieś 2,5 godziny, z czego połowę w autokarze.
Najpierw trzeba było się tam jednak dostać. Prom Nova Star będzie akuratny.
Płyniemy do leżącego u stóp Sztokholmu portu Nynäshamn. Nie wiem czy płynięcie do Nynäshamn wynika z logistyki (żeby skrócić podróż morską, by ostatni odcinek pokonać trzy razy szybciej autokarem i dać ludziom czas nas na szybkie zwiedzenie Sztokholmu i powrót na prom), czy z ekonomii (wpłynięcie do portu w Sztokholmie na pewno jest droższe).
Żegna nas deszczowe Westerplatte. Ba, cała Europa północna i zachodnia płacze deszczem i wyje cyklonem.
18 godzin w jedną stronę kojącego morskiego bujania i już jesteśmy w Skandynawii.
Z Nynäshamn do Sztokholmu jakaś godzinka w deszczu i już spoglądamy z punktu widokowego Fjällgatan w dzielnicy Katarina-Sofia na (nie)całą resztę miasta. Nawet nie pada.
I dalej w drogę. O, tu wręczają Nobla. O, tu został zamordowany Olof Palme. O, tu powstał syndrom sztokholmski. O, tu muzeum Abby. A tutaj Królewski Teatr Dramatyczny.
A teraz trochę pochodzimy. Wspinamy się ulicą Slottsbacken. W dole pomnik Gustawa III…
…a na górze Karol XIV Jan. Swoją drogą pierwszy król Szwecji z nadal panującej tutaj od ponad 200 lat dynastii Bernadotte (brzmienie nie myli, panująca w Szwecji dynastia wywodzi się o francuskiego mieszczanina).
Obok pałac królewski. W remoncie.
Na samej górze Slottsbacken obelisk, który Gustaw III (ten z dołu) zamówił na cześć mieszkańców broniących miasta w wojnie z Rosją 1788-1790. Zmarł jednak przed ukończeniem konstrukcji, więc na obelisku jest też nazwisko jego następcy Gustawa IV Adolfa, który dokonał odsłonięcia.
Turystyczny michałek w pobliżu, czyli mikrorzeźba autorstwa Liss Eriksson o oficjalnej nazwie Pojken som tittar pa manen (Chłopiec, który patrzy na księżyc) i nazwie potocznej Järnpojke (Żelazny chłopiec). Szwecja to kraj, w którym gotówka znika, ale zawsze znajdzie się moneta dla małego chłopca.
No to idziemy dalej, np. uliczką Trädgardsgatan.
Plac Stortorget z Muzeum Nagrody Nobla.
Stortorgsbrunnen. Zabytkowy plac bez studni byłby nieważny.
Na rogu ulic Kakbrinken i Prastgatan stajemy przy runinskrifter 53, czyli kamieniu runicznym nr 53 (ewidentnie mają swoją ewidencję). Napis mówi coś w rodzaju: „Thorsteinn i Freygunnr postawili ten kamień ku pamięci swojego syna”. Pochodzi być może z XI wieku, powstał zatem przed założeniem Sztokholmu i prawdopodobnie został tu przytachany z którejś z pobliskich wiosek, może z Uppland.
A teraz dość wąska uliczka Marten Trotzigs Grand. Mnie puścili przodem, zachodzę w głowę czemu.
Ulica Södra Dryckesgränd z widokiem na szczęśliwców, którzy promem wpłynęli do centrum miasta.
Skoro była Södra (Południowa), to dla odmiany Norra (Północna) Dryckesgränd.
Obie te uliczki prowadzą na nabrzeże Skeppsbrokajen.
Tajemnica Północnej i Południowej Dryckesgränd wyjaśnia się z tej strony, uliczki idą z obu stron budynku (tego po lwej stronie).
Södra Bankohuset (jak nic Południowy Dom Bankowy) przy placu Järntorget, czyli najstarszy budynek bankowy na świecie. To nie w Holandii?
Zaglądam jeszcze na dosłownie kilkadziesiąt sekund do pubu Engelen, gdzie odbywa się kolejny koncert z cyklu Brian Kramer International Blues Jam.
Wracamy do autokaru. Ciekawe, czy zbicie tej szybki byłoby uznane jako działanie w afekcie?
I znów 18 godzin na lekko bujającym morzu. Rano mijamy Hel.
Akompaniuje świetny pianista.
Westerplatte wita nas dużo ładniejszą pogodą niż 42 godziny wcześniej.
* No więc w Bukareszcie byłem w zasadzie trzy razy. Dwa razy na lotnisku w przesiadce do New Delhi i z powrotem. Trzeci raz dokładnie 10 lat później, gdy jadąc samochodem z Węgier do Bułgarii zabłądziliśmy i przekroczyliśmy w środku nocy rogatki rumuńskiej stolicy. Natychmiast się wycofaliśmy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz