środa, 25 maja 2016

Nic nie musi, wszystko może

Gdyby ten artysta zakończył karierę przed urodzeniem większości z nas, i tak przeszedłby do historii muzyki i kultury XX wieku. Bob Dylan, o nim mowa, obchodził we wtorek 75. urodziny.

Jadąc ponad dwadzieścia lat temu do Warszawy na jeden z dwóch pierwszych polskich koncertów Dylana (prawdziwie pierwszy odbył się dwa dni wcześniej w Krakowie, zresztą przerwany przez gwałtowną burzę), miałem obawy, czy nie będę świadkiem jakiegoś odcinania kuponów od dawnej sławy. W końcu wszystkie najważniejsze płyty już nagrał, większość w latach 60., tak się przynajmniej wtedy wydawało. Dylan jednak jest zbyt wielki, by zadowolić się tym, że kiedyś nagrał kilkadziesiąt piosenek, które przyniosły mu sławę. Ciągle pisze, ciągle nagrywa, ciągle koncertuje. Jest tak wielki, że nawet będąc przede wszystkich autorem niezwykłych tekstów, mógł sobie pozwolić na nagranie płyty zawierającej same obce utwory. On, twórca protest songów, piosenek będących symbolami całych pokoleń, wydał kilka dni temu płytę, na której zredukował się do roli wykonawcy popowych piosenek sprzed pięćdziesięciu, sześćdziesięciu a nawet dziewięćdziesięciu lat. Nic nie musi, wszystko może.
Nic już nie musiał w połowie lat 60., gdy, mając ledwie dwadzieścia cztery lata, był ubóstwianym artystą folkowym. Po spotkaniu z Beatlesami, do którego doszło 28 sierpnia 1964 roku w czasie amerykańskiego tournée Brytyjczyków, inspiracja popłynęła w obie strony. Lennon i McCartney zaczęli pisać poważniejsze piosenki, a Dylan postanowił się zelektryfikować. W efekcie w 1965 roku doszło do słynnego incydentu na festiwalu w Newport, gdy publiczność wygwizdała Dylana, który pojawił się na scenie w otoczeniu rockowych muzyków, zamiast wyjść, jak na folkowego barda przystało, samotnie i ze skromną gitarą akustyczną. Obecny na występie Pete Seeger, o pokolenie starszy od Dylana nestor folkowców, był tak wściekły, że zaczął się rozglądać za siekierą, którą zamierzał przeciąć kable zasilające estradę.
W następnych latach Dylan jeszcze nie raz drażnił i zaskakiwał. Mimo wielkiego wpływu, jaki miał i ma przez blisko sześć dekad na kulturę, nie tylko masową, ciągle nie doczekał się Literackiej Nagrody Nobla, chociaż regularnie pojawia się jako kandydat do niej. Połowa literackich Nobli w ostatnich latach przypadła pisarzom po osiemdziesiątce. Dylan młody, ma jeszcze czas...

(mój felieton z dzisiejszej prasy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz