piątek, 13 maja 2016

W knajpie dla braw

Wyrazowi „klezmer” wiele krzywdy uczynił, z pewnością nieświadomie, zespół Perfect, który słowami Bogdana Olewicza („w knajpie dla braw klezmer kazał mi grać takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd”) wyśpiewanymi w „Autobiografii” nacechował to słowo mocno negatywnie, przynajmniej dla mojego pokolenia.

Musiały minąć ze dwie dziesiątki lat i musiałem być na kilku koncertach muzyki żydowskiej, bym sobie w głowie odczarował klezmera. I teraz, gdy mówię lub słyszę „klezmer”, to przychodzi mi na myśl krakowski Kazimierz (a od niedawna również Raphael Rogiński). Od dzisiaj również lubelska restauracja Mandragora, gdzie trafiliśmy na występ świetnego Berberys Klezmer Band.


A muzykom grającym kiepskie chałtury zostawiam po prostu „chałturnika”. Chociaż i z tym ostrożnie, bo im bardziej zagłębiam się osobiście w muzykowanie, tym większego szacunku nabieram dla wszelkich przejawów twórczości (a niechby i odtwórczości).


Do żydowskiej restauracji Mandragora nie mieliśmy daleko. Ot, wystarczyło przejść z naszej świetnej kwatery w Caffe Trybunalska na drugą stronę lubelskiego Rynku, mijając po drodze Trybunał Koronny. Jak się potem okazało, z Trybunalskiej do Mandragory tego wieczora udaliśmy się nie tylko my, ale i nasi sąsiedzi (Pani Ewa i Pan Tomasz, z którymi wymieniliśmy się na koniec koncertu uwagami na temat... kaczki).


Muzyka klezmerska nie zaczyna i nie kończy się na Kresach. Odbyliśmy dziś podróż przez ładny kawałek środkowo-wschodniej Europy – Polskę, Grecję, Rosję, Rumunię, Bośnię i Hercegowinę, Niemcy... I oczywiście Izrael, a nawet Hiszpanię (skoro pojawił się utwór z tradycji sefardyjskiej). Wszystkie utwory zanurzone w kulturze żydowskiej. A czasem w tragicznej historii. Gdy Agata Królikowska zaśpiewała „Miasteczko Bełz” ze wstrząsającym tekstem Agnieszki Osieckiej („Dziś, kiedy dym, to po prostu dym”) pomyślałem, że choćby dla tych pięciu minut warto było przyjechać do Lublina...
Pozwalam sobie załączyć skrót koncertu, a na prawdziwe przeżycia zapraszam na żywo (w każdy piątek, gdy zaczyna się szabas, grają w Mandragorze):


Przedstawmy zespół, bo każdy zasłużył, by go zauważyć. Skład Berberys Klezmer Band otwiera Zbyszek Smagowski – lider, akordeon (żałuję, że moje półtoraroczne zmagania z tym instrumentem zakończyły się porażką):


Agata Królikowska – śpiew:


Marian Pędzisz – skrzypce, altówka, piano:


Krzysztof Pachla – klarnet:


Oraz gościnnie Krzysztof Kukawski – kontrabas (jak rozumiem stałym kontrabasistą jest Stanisław Błach):


Było coś dla ducha, ale skoro jesteśmy w restauracji, to znalazło się i coś dla ciała. Nasze przystawki to oczywiście żydowski kawior z chałką i chrupiące kulki z ciecierzycy z sosem oraz izraelska herbata z przyprawami korzennymi i kawa z cynamonem i kardamonem. W roli głównej wystąpił rozczulający czulent z gęsiną i cymesem oraz kruchutka kaczka z przesłodkim sosem purimowym.


A na bis, czyli deser, pojawiła się pascha oraz kugiel (przekładaniec makaronowy z jabłkiem).


To wszystko jest smaczne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz