sobota, 20 listopada 1993

Zaraza raz

Zaraza zadebiutowała 1 września 1993 roku, ale kto to wiedział, że trzeba było przy tym być... Kilkadziesiąt godzin wcześniej wróciłem z PZHS w Strącznie i odsypiałem kilka dni, więc jestem (?) usprawiedliwiony.

Co się odwlecze, to nie uciecze. Pierwszy raz przyglądałem się Zarazie w sobotę 20 listopada 1993 roku w hali Klubu Sportowego „Start” w Parku im. Janusza Kusocińskiego, gdy poprzedzała występ T. Love (który nagrywał płytę live). Bilety były po 50 tys. zł (w dniu koncertu 70 tys. zł), ale ja wchodziłem przecież za darmo, by przygotować dla potomności taką oto właśnie relację do olsztyńskiej „Gazety Wyborczej”… (archeologia komputerowa mówi mi, że to była dokładnie 172 publikacja po roku pracy w tej redakcji).

***

Przed kilkusetosobową widownią wystąpił w sobotę w Olsztynie zespół T. Love. Na koncercie trzeba było być z co najmniej trzech powodów: grupa grała dla chorej Patrycji, rejestrowała płytę live oraz żegnała się z gitarzystą Janem Benedkiem. Do tej wyliczanki można też dołączyć występ Zarazy, która rozpoczęła koncert. Zdaniem wielu olsztyńska Zaraza gra coraz lepiej.

„Śmierć leszczom”, czyli dwa grzyby w barszcz
Fani T. Love mieli w sobotę nie lada problem. W czasie, gdy odbywał się koncert, telewizja prezentowała program o zespole pt. „Śmierć leszczom”. W ruch poszły zapewne magnetowidy i stąd spora frekwencja na koncercie.

Przegląd mód
Hala „Startu” zapełnia się wbrew TV już kilkadziesiąt minut przed występem. Służba porządkowa nie dopuszcza jeszcze ludzi do sceny, gdzie przygotowuje się Zaraza. Ludzi podnieca nawet granie na próbę, więc tańczą. Jest też silna grupa fanów Stomilu, którzy okrzykami gnębią nieobecną Jagiellonię. Przez cały koncert nie było na szczęście żadnej zadymy, porządkowi nie interweniowali.
Porządkowi puszczają ludzi pod scenę, tłum radośnie rusza w kierunku estrady. Przeważają nastoletnie dziewczyny. Ubiory tworzą barwny przegląd mód kontestacyjnych z ostatnich trzydziestu lat.

„Zarazie!”
O godz. 17:03 zaczyna Zaraza. Tłum przed sceną rytmicznie faluje. Piotr Szymański, gitarzysta grupy, określił graną przez grupę muzykę jako „lekki thrash”. Hm, na pewno jest to muzyka amerykańska. Słychać tam Pearl Jam oraz Doorsów (jak u „wszystkich” dzisiaj). Wokalista Piotr Sikorski przypomina Jima Morrisona trochę śpiewem, trochę zachowaniem na scenie. Wyróżnić też trzeba Cezarego Ozgę, gitarzystę. Zaraza została ciepło przyjęta przez publiczność, mimo że występuje w niej dwóch członków nielubianego powszechnie w Olsztynie nieistniejącego już zespołu I Want You. Grupa stawia pierwsze kroki, ale gra już bardzo sprawnie ostrą, dynamiczną muzykę. Zatem „Zarazie!”, jak zakończył występ grupy Piotr Sikorski.

Dwa starty w „Starcie”
- Witajcie w Olsztynie, witajcie na Warmii! Lubię tu przyjeżdżać na wakacje! - przywitał publiczność Muniek Staszczyk, po zagraniu na początek tytułowego utworu „King” z ostatniej płyty T. Love. Następnie grają starszy przebój „Pocisk miłości”. Publiczność rozgrzewa się do białości w czasie utworu „Nabrani”, gdy nagle Muniek przerywa występ z powodu braku odsłuchów. - Panowie zróbcie coś z tą techniką! To są jaja! - krzyczy do technicznych i schodzi ze sceny.
Wraca po kilku minutach. - Zaczynamy od nowa! - woła Muniek. Publiczność przyjmuje to z entuzjazmem. Zatem jeszcze raz „King”, „Pocisk miłości”, „Nabrani”. Z najnowszej płyty T. Love gra jeszcze „X”, „Dzikość serca”, „Stany” (- O kraju mlekiem i miodem płynącym - mówi z ironią Staszczyk), „He Was Born To Be A Taxi Driver” oraz „Pani z dołu” o trudnej starości kobiety, która walczyła w Powstaniu Warszawskim. Entuzjazm widowni wzbudzają także stare utwory: „Warszawa", „IV Liceum”, „(Wolny jak) taczanka na stepie”, „Kovalski (Autobusy i tramwaje)”.
To ostatnia trasa z gitarzystą Jankiem Benedkiem. Opinie, że stał się on twórcą stonesowskiego repertuaru grupy, potwierdzają się na estradzie. Benedek nie tylko gra riffy godne Keitha Richardsa, ale i porusza się jak gitarzysta The Rolling Stones. Gdy lekko przygarbiony i z papierosem w ustach sadzi richardsowskie akordy, podobieństwo jest prawie zupełne. No, może Benedek jest trochę przystojniejszy.
Koncert kończy rozbudowana wersja „Wychowania” z udanym udziałem publiczności, która razem z Muńkiem śpiewa:
Ojczyznę kochać trzeba i szanować
Nie deptać flagi i nie pluć na godło
Należy też w coś wierzyć i ufać
Ojczyznę kochać i nie pluć na godło.

Szkoda, że ta wersja pewnie nie trafi na powstającą właśnie płytę live zespołu, bo Muniek kilka razy się sypnął.
Na bis Muniek wychodzi sam i śpiewa razem z widownią „Karuzelę”. Utwór ten pochodzi z czasów starego, bardziej punkowego T. Love i zapewne obecnie grupa nie ma go nawet w repertuarze, dlatego Muniek śpiewał go bez zespołu.
Na drugi i ostatni bis wychodzi cały zespół i gra trzy obce kawałki: „No Woman, No Cry” Boba Marleya, „People Are Strange” The Doors oraz „Play With Fire” The Rolling Stones. Jeszcze pięć lat temu taki numer by nie przeszedł, dzisiaj młodzież nie tylko zna, ale i szanuje rockową tradycję.

Kącik okładkowy, czyli miałem tę kasetę, która w większości powstała na tym koncercie (a „Wychowanie” jednak na nią weszło właśnie z Olsztyna):

środa, 8 września 1993

Koniec udanej kadencji

Nową komendantką Hufca ZHP „Rodło” w Olsztynie została w środę wybrana przewodnik Jolanta Rodziewicz. Zjazd udzielił absolutorium podharcmistrzowi Mariuszowi Bółkowskiemu, ustępującemu komendantowi oraz przyjął uchwałę programową na nadchodzącą roczną kadencję.

Hufiec ZHP „Rodło" obchodził w ubiegłym roku 25-lecie nadania imienia. Jego siłą jest młoda, aktywna i niepokorna kadra. Obecnie hufiec liczy 17 drużyn. Jak twierdzą druhowie z „Rodła" nie jest to mało, gdyż „liczy się jakość, a nie ilość". Mniejsza liczba drużyn wynika m.in. z tego, że część z nich odeszła w latach 1990-91 do Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. ZHR powstał tuż przez rozpoczęciem obrad Okrągłego Stołu i miał być wyzwaniem rzuconym aparatowi partyjnemu, który rządził w ówczesnym ZHP.
Od dwóch lat nikt nie opuścił już szeregów ZHP w Olsztynie, co, jak tłumaczą harcerze z „Rodła”, świadczy o tym, że ZHP ma się coraz lepiej.
W czasie minionej kadencji władz Hufca ZHP „Rodło” sporo się wydarzyło. „Rodło” zostało wytypowane przez Główną Kwaterę ZHP do wizytacji przeprowadzonej w grudniu ubiegłego roku przez przedstawicieli Światowych Biur Skautowych (żeńskiego i męskiego).
Harcerze z Hufca „Rodło” wyjechali również na kolejną wyprawę międzynarodową. Drużyna „Szarpie” zorganizowała dziesięcioosobową eskapadę do Izraela i Egiptu.
Druhny z referatu żeńskiego Hufca „Rodło” zorganizowały żeński biwak podczas mającej miejsce w województwie pilskim XI. Polowej Zbiórki Harcerstwa Polskiego, w której uczestniczyło ponad 2,5 tys. harcerzy z całej Polski. Biwak druhen z „Rodła” odwiedził m.in. prezydent Lech Wałęsa, który w czasie wizyty na XI. PZHS objął honorowy protektorat nad Związkiem Harcerstwa Polskiego. Tradycja obejmowania przez głowę państwa protektoratu nad ZHP sięga grudnia 1920 r., kiedy to protektorem ZHP został Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. Następnie 10.03.1924 r. protektoratem objął ZHP prezydent RP Stanisław Wojciechowski, a 13.12.1926 Ignacy Mościcki. Podczas wizyty prezydenta druhny z Olsztyna rozmawiały krótko z głową państwa, trochę dłużej z jego żoną. Po spotkaniu zostały druhnom pamiątkowe zdjęcia.

środa, 18 sierpnia 1993

Harcerze pod piramidami

18 sierpnia dziesięciu olsztyńskich harcerzy wyruszy na swą czwartą zagraniczną wyprawę. Byli już w Austrii, ZSRR (przeżyli pucz sierpniowy), na Mont Blanc. W tym roku odwiedzą Izrael i Egipt.

2 Olsztyńska Męska Drużyna Harcerska „Szarpie” powstała siedem lat temu. Od kilku lat organizuje letnie wyprawy zagraniczne. Zaczynali skromnie. W 1990 r. uczestniczyli w międzynarodowym zlocie skautowym w Austrii. Rok później wyjechali na Ural, gdzie brali udział w spływie katamaranami. W sierpniu 1992 r. już samodzielnie zorganizowali trzytygodniową wyprawę po zachodniej Europie. Jej kulminacyjnym punktem było zdobycie najwyższego szczytu w Europie. Wprawdzie w drodze powrotnej samochód odmówił posłuszeństwa pod Wiedniem i ściągał ich własnym samochodem komendant Hufca ZHP „Rodło” phm. Mariusz Bółkowski, ale nie zraziło to jednak olsztyńskich harcerzy do podjęcia kolejnego wyzwania. Już w kilka dni po pechowym powrocie z Austrii zapadła decyzja o wyjeździe do Egiptu.


O trudnych i ciekawych przygotowaniach do wyprawy rozmawiam z przewodnikiem Wojciechem Śmieszkiem, drużynowym „Szarpii”.
- Jak powstał plan wyprawy?
- Zamierzaliśmy przejechać własnymi samochodami cały Bliski Wschód. Niestety, nie udało się nam zgromadzić potrzebnej kwoty. Popełniliśmy kilka błędów, wydawało się nam, że Egipt jest tak blisko. Okazuje się, że taniej wypadłaby podróż do Indii. Myśleliśmy nawet o zmianie kierunku wyprawy, ale powstrzymały nas przed tym zobowiązania wobec sponsorów.
- Właśnie, skąd pieniądze na wyjazd?
- Pieniądze mamy z kilku źródeł. Sponsorów uzyskaliśmy już podczas organizowania zeszłorocznej wyprawy na Mont Blanc. Udało się nam podtrzymać te kontakty. Stomil Olsztyn SA dał nam w tym roku 10 milionów złotych oraz wyposażył nas w materiały reklamowe. W zamian mamy dotrzeć do dealera Stomilu w Kairze, pozdrowić go od dyrekcji. Zrobimy także rozeznanie rynku opon w Izraelu oraz wykonamy zdjęcia reklamowe.
Stomil pomagał nam też w inny sposób. Sfinansował nasz pobyt na Targach Poznańskich. Szukaliśmy tam kontaktów z firmami samochodowymi. Niestety, ich kondycja finansowa nie jest zbyt dobra i nie były one zainteresowane reklamowym wypożyczeniem nam samochodu.
Dużą pomocą służył nam Jerzy Kawa, szef marketingu Stomilu. Podsunął nam m.in. pomysł kolorowego folderu reklamowego. Wydaliśmy go w nakładzie 1000 sztuk.
Kolejnym naszym sponsorem były Zakłady Mięsne „Morliny”. Dostaliśmy od nich 5 milionów złotych. Od Banku Rozwoju Eksportu otrzymaliśmy 1,5 mln złotych. Bank Gdański dał nam milion złotych, zaś Bank Gospodarki Żywieniowej - reklamowe souveniry.
Największą kwotę uzyskaliśmy z Urzędu Rady Ministrów. Przeznaczył on dla nas 60 mln zł. Pieniądze te otrzymaliśmy w ramach dofinansowania wymiany młodzieży między Polską i Izraelem.
Dużo też pracowaliśmy. Zarabialiśmy m.in. przy komputerowym sprawdzaniu numerów dowodów osobistych w „Miliarderze”. Oprócz tego każdy uczestnik wyprawy musiał wpłacić po dwa miliony. Całkowity koszt wyprawy wyniesie ok. 160 mln zł.
- Jak wyglądały przygotowania do wyprawy? Co robiliście, żeby zrealizować Wasze marzenia?
- Po zdobyciu Mont Blanc nabraliśmy śmiałości. Chcieliśmy zwiedzić cały Bliski Wschód. Jednak w związku z trwającym od lat konfliktem bliskowschodnim dotarcie drogą lądową do Izraela od wschodu okazało się niemożliwe. Z żadnego kraju arabskiego, oprócz Egiptu, nie można wjechać do Izraela. Samochodami do Egiptu mogliśmy dostać się tylko promem z Grecji. W związku z tym, że nie udało się nam zdobyć pojazdów, zrezygnowaliśmy z tego sposobu dotarcia do Izraela. W maju zdecydowaliśmy się ostatecznie na podróż samolotem do Tel Awiwu. Ograniczyliśmy nasze plany do Izraela i Delty Nilu.
W minionym roku promowaliśmy drużynę. Ekipa z telewizyjnego programu „5-10-15” gościła u nas w harcówce, gdzie zrealizowała program o naszej drużynie. Zorganizowaliśmy spotkanie ze sponsorami naszej ubiegłorocznej wyprawy, podczas którego prezentowaliśmy slajdy oraz film wideo. W Agencji Wydawniczo-Fotograficznej „Mazury” prezentowaliśmy zdjęcia z wyprawy na Mont Blanc. Podczas otwarcia tej wystawy była Telewizja Gdańska.


- Jedziecie do dwóch bardzo różnych krajów. Są one także dość odległe kulturowo od Polski. Skąd czerpaliście informacje o nich?
- Początkowo, gdy zakładaliśmy zwiedzenie większej liczby krajów, każdy z nas zbierał informację na temat wybranego państwa. Z Głównej Kwatery ZHP uzyskaliśmy adresy organizacji skautowych w interesujących nas krajach. Na nasze listy z prośbą o pomoc odpowiedzieli tylko skauci izraelscy. Uzyskaliśmy od nich wiele informacji, załatwili nam noclegi, pomogli opracować trasę.
- Będzie, jak sądzę, dość standardowa. Jakie miejsca odwiedzicie?
- W Izraelu zwiedzimy Jerozolimę, Tel Awiw, Nazaret. Będziemy też nad Morzem Martwym i jeziorem Genezaret. Do Egiptu pojedziemy z Izraela zwykłym autobusem kursowym. W państwie faraonów będziemy improwizować. Tony Halik podpowiedział nam, że na lotnisku w Kairze możemy wypożyczyć samochody. Nie sądzę, żeby udało się nam zobaczyć w Egipcie więcej, niż Deltę Nilu.


- Wspomniałeś o Tony Haliku. Jak nawiązaliście z nim kontakt?
- Tony Halik był dla nas źródłem wielu cennych informacji. Napisaliśmy do niego w styczniu list prosząc o spotkanie. Wyjeżdżał właśnie na wyprawę do Kenii, gdzie m.in. kręcił film o lwach. Zaprosił nas na spotkanie dopiero w maju, po swoim powrocie z Afryki. Zarówno dom, jak i jego gospodarz, wywarli na nas duże wrażenie. W mieszkaniu znajduje się niezliczona liczba pamiątek, które Halik przywiózł ze swych licznych wojaży. W piwnicy swego domu Tony Halik ma studio, gdzie są nagrywane jego programy „Pieprz i wanilia”. Zaprosił nas tam i opowiadał długo o tym, czego możemy oczekiwać w Egipcie. Przede wszystkim jako turyści musimy być przygotowani na to, że wszędzie będą nas oblegały tłumy oczekujących darów dzieci. Pozbyć się ich można tylko dając im jakąś drobną monetę lub cukierki. W innym przypadku mogą obrzucać kamieniami lub wybić szyby w samochodzie.
Na ulicach Kairu i innych miast egipskich obowiązuje, ostrzegał nas Halik, prawo silniejszego. Ten, który jest silniejszy, jedzie.
Poważnym problemem jest również woda. Nie można jej pić całkowicie bezpiecznie nawet z miejskich wodociągów. Zaopatrzyliśmy się w tabletki chlorowe, którymi będziemy dezynfekować wodę przed piciem. Zaszczepiliśmy się również na cholerę.
Dużo lepiej powinniśmy czuć się w Izraelu. Jest to, jak nam powiedział Halik, państwo o zbliżonym do zachodniego stylu i poziomie życia.
Tony Halik ma duże wpływy z robienia filmów. W czasie swej ostatniej wyprawy do Kenii kręcił film o lwach. Telewizja zwraca mu 30 procent kosztów realizacji. Produkcje Tony Halika są prostsze i tańsze w porównaniu z filmami kręconymi przez stacje zachodnie. Powiedział nam, że podobny film o lwach kręciła niedawno BBC. Ekipa telewizji brytyjskiej liczyła trzydzieści osób, mieli kilka samochodów i kilka kamer, a całość zajęła im dwa lata. Środki Halika były nieporównywalnie skromniejsze, ale i tak, jak twierdził, zrobił lepszy film.
My nie mamy oczywiście ambicji sprzedaży naszego filmu stacjom zachodnim, ale zamierzamy nakręcić amatorski dokument z naszej podróży na Bliski Wschód. Prawdopodobnie uda się nam go pokazać w Telewizji Gdańskiej. Na zyski możemy liczyć jedynie ze sprzedaży kalendarza Ziemia Święta, do którego zdjęcia będziemy robili w Izraelu.
- Jedzie Was dziesięciu. Czy wyjazd jest formą nagrody?
- Drużyna liczy ponad trzydzieści osób. Nie wszyscy więc mogli pojechać. Część jest zresztą za młoda. Postawiliśmy przed chcącymi wziąć udział w wyprawie wiele wymagań. Oprócz tych wynikających z pracy w drużynie, podstawowym zadaniem była nauka języków obcych i udział w przygotowaniach do wyjazdu. Zwracaliśmy również uwagę na to, czy harcerze nie zaniedbywali swych obowiązków domowych i szkolnych. Ostatecznie jedzie nas dziesięciu i jest to minimalna liczba osób, która musiała pojechać. Gdyby zabrakło pieniędzy dla choćby jednego, odwołalibyśmy wyprawę.