środa, 11 listopada 1981

Wizyta Ponurego Magazyniera

W śp. Zakładowym Domu Kultury w Gorzycach widziałem przedziwnych artystów.

11 listopada 1981 roku NSZZ „Solidarność” zaprosiła tu Macieja Zembatego. Okazją oczywiście była rocznica odzyskania niepodległości, święto zasadniczo w peerelu nie obchodzone. Występ Ponurego Magazyniera zrobił na mnie spore wrażenie. Nie do końca wiedziałem wprawdzie o co chodzi, gdy wyśmiewał wypowiedź jakiegoś generała, który w TV wyjaśniał solidarnościowej ekstremie, że „musimy sobie zdawać sprawę, iż jesteśmy OTOCZENI przez zaprzyjaźnione, sojusznicze państwa”, ale gdy Zembaty powiedział, że gdyby było cieplej, to wystąpiłby w podkoszulku z napisem „pełzający kontrrewolucjonista”, byłem jego na wieki! Wspominał też o utrwalaczach władzy ludowej i ich wizytach w szkołach zaczynających się od nieśmiertelnego „jajakobyły”...
Wcześniej w sali ZDK widziałem jeszcze dziwniejsze gwiazdy, które wzbudzały entuzjazm starszych pań (jakimi były w mojej ówczesnej skali 30-latki), jak na przykład Zdzisława Sośnicka czy Halina Kunicka. Nie, na Sośnicką biletów nie kupowałem. Dzieciaki wchodziły przez okno...

Ahistoryczny kącik okładkowy, czyli miałem taką kasetę, ale wiele lat później:

wtorek, 1 września 1981

Mój pierwszy raz...

Nie miałem wtedy jeszcze 14 lat. A ona była z Łodzi. Zdarzyło się to w Gorzycach pod Sandomierzem, jesienią 1981 roku. W sali śp. Zakładowego Domu Kultury należącego do Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego Gorzyce (obecnie Federal-Mogul).


Ona, czyli kapela Anex z Łodzi. Mój pierwszy koncert rockowy!

Bilety były chyba po 20 zł. Chleb był po 8 zł, to pamiętam na pewno. Jeśli ktoś myśli, że bilety imienne to wymysł wolnego rynku nękanego przez koników, to się myli. Prekursorzy byli w ZDK w Gorzycach. Otóż kupując bilet należało okazać legitymację szkolną i dać się wpisać do specjalnego zeszytu. Nie ma się co dziwić. Pierwszy koncert hardrockowego zespołu w chłoporobotniczej wsi, a w prasie przerażające informacje o ekscesach na różnych rockowiskach...
Anex grał głośno i równo, to pamiętam. Pamiętam również tytuł jednego utworu: „Pan Wołek, czyli elektryka prąd nie tyka”. Ciekawe czy Jan Wołek wie, że był bohaterem instrumentalnego utworu łódzkich rockmanów...
Były też oczekiwane ekscesy. Mariusz B. wbiegł pod scenę (już tylko od tego posiwiała instruktorka kulturalno-oświatowa) i z ewidentnie przygotowaną choreografią podarł i zmiął plakat zapowiadający koncert, co miało być oczywiście wyrazem największego zachwytu.
Tak to mniej więcej wyglądało i brzmiało:

środa, 18 marca 1981

Wnioski wyciągnięte po latach

Nie pamiętam, czy w marcu 1981 roku wczytywałem się jakoś szczególnie intensywnie w informacje na temat VII Zjazdu ZHP.


Oczywiście w moim podstawowym wówczas źródle informacji, jakim był wówczas, jeszcze przez jakiś rok, „Świat Młodych”.

Na pewno wczytywałem się w nie, już w bardziej merytorycznych periodykach, trzy-cztery lata później (na warsztat krytyczny młodego instruktora brałem też z rozbawieniem zapiski z VI Zjazdu ZHP). I wyciągałem wnioski…

Szczególnie na temat harcerstwa starszego.


15-18.03.1981
VII Zjazd ZHP
Warszawa
(nie byłem, ale się wypowiem)