piątek, 17 czerwca 2016

Mistrz drugiego planu

Niektórzy bohaterowie odchodzą cicho... We wtorek zmarł Henry McCullough, facet, którego nazwisko większości z Państwa nic pewnie nie mówi.

Ale jeśli przypomnimy sobie kilka najciekawszych faktów z jego bogatego życia, uświadomimy sobie, kogo straciliśmy. W 1969 roku wystąpił wraz z Joe Cockerem na Woodstocku. Jeśli ktoś będzie oglądał słynny film z tego festiwalu, niech spojrzy na gitarzystę w jaśniejszej koszuli, śpiewającego wraz z kolegą basistą dość niemęskie, ale jakże ważne chórki w „With a Little Help from My Friends”, czyli piosence Beatlesów, która dała Cockerowi popularność. Do Henry’ego McCullougha należą również charakterystyczne pierwsze dźwięki gitary, dzięki którym ta wersja jest natychmiast rozpoznawalna.
Na początku lat siedemdziesiątych Irlandczyk McCullough współpracował z Paulem McCartneyem, też przecież mającym irlandzkie korzenie. W ramach tej współpracy zagrał m.in. w utworze „Live and Let Die”, jednej z najlepszych piosenek bondowskich (na pewno lepszej niż ostatnia...).
W czasach tej współpracy przesiadując w londyńskich studiach Abbey Road dał się nagrać Pink Floydom, którzy zbierali różne wypowiedzi mające ubarwiać płytę „The Dark Side of the Moon”. W efekcie Henry przeszedł do historii jednym, może mało chwalebnym, zdaniem, które słyszymy w końcówce nagrania „Money” („Nie wiem, byłem cały czas pijany”).
Pięć lat temu Henry McCullough wystąpił ze świetnym kameralnym koncertem w Olsztynie. O ile wiem, to był jedyny, jak do tej pory artysta z Woodstock, który pojawił się w naszym mieście. Kto nie był, niech żałuje...

(mój felieton z dzisiejszej prasy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz