Ekscytujący koniec ekscytującego dnia... Jednego z najważniejszych w moim życiu. Przecież nie codziennie kończy się pracę po 17 latach w jednej firmie.
Nie sądzę, żeby taki wynik udało mi się już kiedykolwiek powtórzyć. I to niezależnie od decyzji tych czy innych wybawców narodu w sprawie wieku emerytalnego. Skoro już wszedłem na ten grząski grunt, to chciałem zauważyć, że Kasa Chorych, mimo że nie nazywa się Narodowy Fundusz Zdrowia, kończy w tym roku działalność i odbywa właśnie pożegnalną trasę po Polsce. Byliśmy więc świadkami ostatniego koncertu białostockiej grupy w Olsztynie...
Kwadrans spóźnienia to nic, jeśli uświadomimy sobie, że Michał Kielak przyleciał na koncert prosto z Ameryki... W oczekiwaniu na dojeżdżającego do Sowy harmonijkarza, zespół zaczął jako kwartet od utworu „Historia o ptaku, który odleciał do Boga”.
W czasie pierwszego lub drugiego utworu byłem świadkiem tego, jak Michał Kielak wmaszerował na kameralną scenę z podróżną walizką, prześlizgnął się pod ramieniem basisty, zanurkował w garderobie, w której zabawił minutkę czy dwie, wyszedł na scenę i dołączył do zespołu, rozpoczynając koncert na dobre. Kapitalna sytuacja :)
Zespół dał składający się z dwóch kilkudziesięciominutowych części świetny koncert i aż żal, że taka legenda żegna się z Olsztynem przy zaledwie kilkudziesięcioosobowej widowni. No, ale skoro byłem na tej widowni ja, to uznajmy, że liczy się jakość :) Pod koniec zespół zabawił się schodząc ze sceny i wracając na nią (jakaś ukryta symbolika?) w czasie jednego utworu. Najpierw opuścił ją Michał, potem gitarzysta Włodek Dudek, w efekcie czego mieliśmy na scenie trio z solowym popisem basisty.
Potem zostało tylko dwóch muzyków i mieliśmy solo na perkusji.
I to był ten moment, kiedy obiecałem Żonie, że wyjdziemy do domu. Więc wyszliśmy :)
Kwadrans spóźnienia to nic, jeśli uświadomimy sobie, że Michał Kielak przyleciał na koncert prosto z Ameryki... W oczekiwaniu na dojeżdżającego do Sowy harmonijkarza, zespół zaczął jako kwartet od utworu „Historia o ptaku, który odleciał do Boga”.
W czasie pierwszego lub drugiego utworu byłem świadkiem tego, jak Michał Kielak wmaszerował na kameralną scenę z podróżną walizką, prześlizgnął się pod ramieniem basisty, zanurkował w garderobie, w której zabawił minutkę czy dwie, wyszedł na scenę i dołączył do zespołu, rozpoczynając koncert na dobre. Kapitalna sytuacja :)
Zespół dał składający się z dwóch kilkudziesięciominutowych części świetny koncert i aż żal, że taka legenda żegna się z Olsztynem przy zaledwie kilkudziesięcioosobowej widowni. No, ale skoro byłem na tej widowni ja, to uznajmy, że liczy się jakość :) Pod koniec zespół zabawił się schodząc ze sceny i wracając na nią (jakaś ukryta symbolika?) w czasie jednego utworu. Najpierw opuścił ją Michał, potem gitarzysta Włodek Dudek, w efekcie czego mieliśmy na scenie trio z solowym popisem basisty.
Potem zostało tylko dwóch muzyków i mieliśmy solo na perkusji.
I to był ten moment, kiedy obiecałem Żonie, że wyjdziemy do domu. Więc wyszliśmy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz