czwartek, 24 grudnia 2009

Poezja liczb

Indyjski urzędnik spisujący na granicy nepalskiej dane z mojego paszportu zaśmiał się serdecznie, gdy zobaczył, że urodziłem się 24 grudnia. – Zupełnie jak mój kolega, on jest taki śmieszny... – ucieszył się. Sytuacja na przejściu i tak była napięta, więc nie podjąłem się tłumaczenia, że data ta ma w dalekiej Polsce wielkie znaczenie nie z powodu urodzin kolegi pana oficera granicznego.

Jak to jest urodzić się w wigilię? Z merkantylnego punktu widzenia średnio, nie opłaca się. Ale nie samymi prezentami człowiek żyje. Polubiłem swoją datę urodzin, gdy jakieś 30 lat temu odkryłem, że to było dokładnie trzynaście do kwadratu lat po Adamie Mickiewiczu.
Kilka lat temu zadręczałem zagadką na temat daty moich urodzin kandydatów do pracy w zawodzie dziennikarza (już jej nie zadam, spalona). Mając do dyspozycji komputer z Internetem i powyższą informację mieli podać datę moich urodzin. Wszystkowiedzący absolwenci filologii polskiej z „biegłą znajomością obsługi komputera i Internetu” padali jak muchy na tej średnio trudnej i średnio śmiesznej zagadce. Ej tam, na uczelniach, nauczajta jakoś...

Jako niespełna trzynastolatek pod krakowskim pomnikiem Mickiewicza.


Dużo starszy w wileńskiej celi, gdzie umiera Gustaw i rodzi się Konrad. Tej sali już nie ma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz