Dobra żona jest jak dziecko. Słodka i zadręcza pytaniami. Wczorajsze było już totalnie poniżej pasa: „Gdybyś miał do wyboru koncert Hendriksa lub McCartneya, to który byś wybrał?”. Od lat marudzę, że Paul McCartney nie przyjeżdża do Polski, więc moja odpowiedź musiała ją zbulwersować. Dlaczego wybrałem Hendriksa? Bo nie żyje.
Macca cieszy się dobrym zdrowiem i, jeśli dolnośląska prasa
ma dobre źródła informacji, wystąpi na początku czerwca we Wrocławiu. Na razie
to są dywagacje i przecieki, ale mam przeczucie, że czekają mnie w tym roku
dwie wizyty na Dolnym Śląsku. W maju Karkonosze, w czerwcu Wrocław. Jakieś
gnomy komentują planowany koncert McCartneya jako nieporozumienie. Że niby
stary dziad gra w kółko to samo. Po pierwsze ostatnio zaskoczył występem z
Nirvaną. Po drugie to nasza cywilizacyjna spuścizna, coś na miarę grobowca Taj
Mahal czy „Hamleta”. Po
trzecie... A co ja będę pisał:
Już się kiedyś użalałem, przy okazji koncertu Ringo Starra, na komunę, która odebrała nam możliwość obcowania z wieloma artystami w czasach ich świetności. Uwaga ta nie dotyczy Elvisa, który nie koncertował poza Ameryką, o czym dowiedziałem się niedawno ze zdziwieniem. Podobno z powodów strachu jego managera przed deportacją (deportowany miałby być Parker, który ukrywał, że jest Holendrem z Bredy, czyli był w USA na nielegalu).
A propos komuny. Latem zawita do Olsztyna zespół Buena Vista
Social Club, czyli Kubańczycy, którym udało się przetrwać Fidela. W 2000 roku będąc
w Berlinie natknąłem się w hotelowej windzie na starszego pana. Nie, nie Castro.
Opiekunka naszej grupy zarzekała się, że to członek Buena Vista Social Club. Już
tego nie zweryfikuję. Od tamtego czasu zmarło dziewięciu muzyków
uczestniczących w tym projekcie. Zastąpili ich inni. Utalentowanych wokalistów
i instrumentalistów w podeszłym wieku na Kubie nie brakuje.
Na olsztyński koncert na pewno się wybiorę. Napaliłem się,
że w składzie będzie również Ry Cooder, ale chyba niepotrzebnie. Chciałbym się
miło rozczarować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz