niedziela, 22 marca 2015

Jeszcze ciemniejsza strona Olsztyna

Po wysłuchaniu w ciągu dwóch wieczorów czterech wykonań „The Dark Side of the Moon”, poleciałem czym prędzej do domu, gdzie włączyłem jeszcze raz „Ciemną stronę”. Żeby sobie utrwalić te emocje.



Może zacznę inaczej – po wysłuchaniu w ciągu dwóch wieczorów czterech wykonań „The Dark Side of the Moon”, czuję się jak Martha Argerich i Đặng Thái Sơn w jednym, gdy na Konkursie Chopinowskim wymieniają uwagi na temat różnic między poszczególnymi wykonaniami koncertu fortepianowego e-moll naszego romantycznego gruźlika.


Albo inaczej – po wysłuchaniu tysiąc razy „The Dark Side of the Moon” z radia, winylu, kompaktu, komputera i z głowy (też!), przyszła pora na skonsumowanie tej płyty na żywo. Spełniło się wczoraj i dziś. Pink Floydzi już tego na żywo nie zagrają, ale mają godnych następców. Wśród nich perła w koronie, jak stwierdził Darek na ostatnim występie, czyli Spare Bricks.


Nie minął rok od pierwszego koncertu Spare Bricks w naszym regionie, a zagrali ich już w sumie siedem. I byłem na wszystkich. Ba, sześć razy władowałem się na scenę, żeby zanudzać ludzi swoim gadaniem. Tym razem dostałem poważne zadanie, które przełożyłem sobie na język pisany, w nadziei, że nauczę się na pamięć i jakoś to będzie. Oryginał był następujący (a wykonanie za każdym razem inne, niech żyje improwizacja...):

Wszystko, co dziś
Co było już
Co będzie znów
I przepiękne pod Słońcem tak wszystko jest
Lecz Księżyc na Słońce rzuca cień

Tymi słowami Roger Waters zakończył płytę „The Dark Side of the Moon”, której przed chwilą wysłuchaliśmy w świetnym wykonaniu dolnośląskiej grupy Spare Bricks. We wtorek, gdy już wrócimy do pracy, gdzie „w rajdzie aż po wczesny grób”, że znów podeprę się Watersem, będziemy zarabiać „money”, minie 42, zupełnie nieokrągła, rocznica wydania tej genialnej płyty. Genialnej muzycznie i genialnej tekstowo. Mam nadzieję, że nihilistyczne, nie bójmy się tego słowa, przesłanie płyty, przybliża państwu moje tłumaczenie znajdujące się w folderze, który trzymacie w rękach. W tej naszej floydowskiej układance jest też i rocznica okrągła – właśnie w tym roku mija 50 lat od powstania naszego ulubionego zespołu.
Spare Bricks to skromni ludzie, lansujący, jak mówią, nie siebie, a muzykę Pink Floydów. W ciągu trzech lat istnienia grupa zagrała ponad 20 koncertów, w tym trzy w naszym regionie, dzisiejszych i jutrzejszych nie licząc. W planie są kolejne, choćby 9 maja w Kętrzynie, a za ich organizacją stoi Darek Naworski, który już w szkole średniej organizował spektakle muzyczne do „The Wall”.
Spare Bricks występuje w Olsztynie już drugi raz i znów w ciekawych okolicznościach. Listopadowy koncert w Filharmonii zbiegł się co do dnia z premierą pierwszej od dwudziestu lat studyjnej płyty Pink Floydów. Płyta wzbudziła ogromne kontrowersje, ale koncert z pewnością został przyjęty pozytywnie, skoro znów zabrakło biletów na występy Spare Bricks.
Cztery spektakle, jakie mamy szczęście oglądać w ten weekend, poprzedził wspaniały, chociaż zupełnie niezamawiany, spektakl na niebie, jakim było piątkowe zaćmienie Słońca. Dzisiejszy koncert jest wyjątkowy z jeszcze jednego powodu. Kilka tygodni temu mieszkańcom Olsztyna zadano słynne pytania, jakie Roger Waters postawił znajomym w studiach Abbey Road w czasie nagrywania płyty. Odpowiedzi na te kwestie, zupełnie jak na oryginalnym albumie, usłyszeliśmy przed chwilą wplecione w muzykę. Zrobiony w ten sposób pierwszy krok w spolszczenie płyty, będzie, mam nadzieję, kontynuowany. Być może usłyszymy kiedyś całą „Ciemną stronę Księżyca” po polsku. Tłumaczenie już jest, rozmowy z zespołem trwają. Póki to jednak nastąpi, zapraszam do wysłuchania po polsku utworu z innej, równie słynnej, płyty. Przed państwem „Hey You” z moim tłumaczeniem, a potem jeszcze pewna suita, ale to już w oryginale. Dziękuję.


Największa niewiadoma koncertu – czy Agnieszka da radę z wokalizą? Z TĄ wokalizą... Wszyscy o to pytali, ja sam się zastanawiałem, czy podejmie to wyzwanie. Gdy w piątkowy wieczór Paweł powiedział mi, że Agnieszka w to wchodzi, byłem już pewien, że każdy z koncertów będzie wyjątkowy. Spontaniczne brawa po zakończeniu „The Great Gig in the Sky” (brawa w trakcie wykonywania całej płyty to było coś, jak brawa w teatrze w czasie aktu) świadczą, że dała radę. I to czterokrotnie, bo czterokrotnie uwznioślona przepełnioną dramatyzmem wokalizą publiczność zrywała się do braw. Tzn. za trzecim razem spontaniczność podkręcał gorący fan, który zrywał się do braw nie tylko po każdym utworze, ale wręcz po każdej zwrotce.


Pora porównać cztery występy. Czyli wejść w skórę Marthy Argerich i Đặng Thái Sơna...

Spektakl pierwszy – sobota, 21.03.2015, godz. 18.00.
NÓW
Z taką pewną nieśmiałością...


Spektakl drugi – sobota, 21.03.2015, godz. 20.30.
PIERWSZA KWADRA
Solidnie i bez problemów.


Spektakl trzeci – niedziela, 22.03.2015, godz. 18.00.
PEŁNIA
Awaria oprogramowania oraz rozentuzjazmowany fan sprawią, że tego koncertu nigdy nie zapomnimy.


Spektakl czwarty – niedziela, 22.03.2015, godz. 20.30.
OSTATNIA KWADRA
Ten występ zespół uznaje chyba za najlepszy. Ze świadomością, że to już koniec, gra się na luzie...


Jakieś 35 lat temu w audycji Piotra Kaczkowskiego usłyszałem taką opinię, że publiczność Pink Floyd jest najlepszą rockową publicznością na świecie – przychodzi, siada, słucha i wychodzi. Zupełnie jak nasza publiczność wczoraj i dziś (trzeciego koncertu nie licząc). Wytęż wzrok i znajdź Darka Naworskiego, czyli naszego dobrodzieja, który nam organizuje te wspaniałe koncerty.


Dla ułatwienia list gończy:


Co ludzkość sądzi o koncertach? Ludzkość jest chyba na kolanach... Nie tylko pan z trzeciego występu. Po drugim ktoś podszedł do mnie i zachwycał się perkusistą i jego opanowaniem instrumentu, mimo tak młodego wieku. Przy okazji – będę sobie wmawiał, że to za moją sugestią wyrażoną po listopadowym koncercie Michał kupił sobie rototomy, jakże niezbędne do „Time”.


Koleżanka Ela zeznała na piśmie: Jestem wniebowzięta, bo usłyszałam również sławną wokalizę, a wokalistka ją udźwignęła, mimo że dysponuje daleko innym głosem niż oryginał (rodzaj barwy). Zespół widziałam na koncercie po raz trzeci. Bardzo mi się podoba śpiewanie po polsku, dlatego że to pięknie brzmi i podkreśla oryginalność. Floydzi po polsku – byłoby to także hitem.


Ludzkość jest też syntetyczna: – Coś dla oka i dla ucha – stwierdziła pani po zakończeniu pierwszego spektaklu.


Ludzkość bywa też zdezorientowana. – Czy to będzie w całości po polsku? – zapytała niepewnie pani trzymając w ręku czarny folder. – Czy to będzie zespół grał na żywo? – zapytała inna słuchaczko-widzka. Mrągowskiego zapytania o to, czy zagrają prawdziwi Floydzi, chyba nikt nie przebije...


Ludzkość też mogłaby się czepiać, ale się nie czepiała, że zespół był praktycznie nieoświetlony. Najważniejsza była muzyka i wielki spektakl na niebie przygotowany przez pracowników Olsztyńskiego Planetarium. W końcu to przecież skromni ludzie ze (z)dolnego Śląska.


Miałem i ja swój skromny udział. Można nawet powiedzieć, że miałem cztery miniwieczorki autorskie. Cóż z tego, że ograniczone do przeczytania czterech linijek tłumaczenia. I tak za każdym razem zapomniałem dodawać, że to moje... Skromność jest zaraźliwa. Ale skoro cztery razy wezwałem zespół do nagrania „Ciemnej strony Księżyca” po polsku z moimi tłumaczeniami, to może w końcu ulegną... Na zachętę:


Spare Bricks i Darek Naworski nie pozwalają sobie na żadną amatorkę. Cały piątkowy wieczór spędzili na szukaniu przyczyn brumienia. Na zdjęciu z piątkowych prób tego nie widać, ale zbuntowane obecnością szarpidrutów Planetarium ewidentnie burczy.


W piątek podejrzałem też tracklistę. Kto był na dwóch koncertach, miał pełen repertuar:


Koncert miał akcent olsztyński i to nie byle jaki.


26 lutego na olsztyńskim zamku nagrano odpowiedzi na słynne pytania Watersa:
* Jaki jest twój ulubiony kolor? (to dla rozluźnienia atmosfery przed trudniejszymi pytaniami...)
* Dlaczego zespoły rockowe się dzielą?
* Kiedy ostatnio kogoś uderzyłeś?
* Dlaczego to zrobiłeś?
* Czy uważałeś, że miałeś prawo?
* Czy nadal uważasz, że miałeś prawo?
* Czy boisz się śmierci?
* Dlaczego boisz się śmierci?
* Czy myślałeś kiedyś o ciemnej stronie księżyca?
* Czy myślisz, że kiedyś oszalejesz?
* Jeśli tak, to z jakiego powodu?
* Co sądzisz o The Dark Side Of The Moon?
Jacek już wiedział, jaki zrobić z tego użytek. Jego słynna maszyna do sampli.


Skoro już jesteśmy przy maszynach, to niemniej słynne urządzenie Tomka:


Jak już wspomniałem, warunki oświetleniowe nie były sprzyjające, ale coś się udało uchwycić aparatem w chwilach, gdy kopułę rozświetlały efekty przygotowane przez pracowników Planetarium.


Uwaga na nisko latające zegary. Zresztą to bez znaczenia, bo i tak wszyscy kiedyś umrzemy. W odpowiednim czasie.


Olsztyński akcent, czyli św. Nepomucen na moście św. Jana Nepomucena.


Zespół skryty za ustrojstwem z 1973 roku. No proszę, jeszcze jedna zbieżność – Olsztyńskie Planetarium ma dokładnie tyle samo lat, co „The Dark Side of the Moon”.


Prawie do nieba wzięli nas...


Dom, w domu znów
Gdy tylko mogę, jestem tu
Prawdę mówiąc, przerażają mnie te domki...


A teraz wszyscy patrzymy na prawą dłoń Jacka i obserwujemy słynny palec basisty.


Co do mnie, to ręce mam szczęśliwie schowane w kieszeniach i nie dowiecie się, co sądzę o niektórych innych zespołach.


A na koniec dowód na to, że Spare Bricks to kwintet, czyli od lewej: Michał Słupski – perkusja, Paweł Wrocławski - gitary, Tomasz Gadzina - klawisze, Jacek Aumüller - śpiew, bas i Agnieszka Szpargała - śpiew, saksofon.


I widzimy się 9 maja w Kętrzynie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz