środa, 17 maja 2017

Czarny Pies kąsa mnie

Na ten zespół miałem ochotę od dawna. Kilka lat temu grał już chyba w Olsztynie i to w tym samym miejscu, jednak z jakichś powodów nie dotarłem do Sowy. Tym razem nie przegapiłem. Jakże można było przegapić, skoro w składzie okazjonalnej grupy, której liderem jest Leszek Winder, pojawiają się wielkie nazwiska polskiego bluesa i rocka. Jak choćby to Wielkie Nazwisko...



Publiczność nie zawiodła. Nikomu nie będę wypominał wieku, zwłaszcza sobie, ale na widowni osób poniżej pięćdziesiątki było mniej niż muzyków na ustawionej pod zamkowym murem scenie. Nie sądzę, żeby odbywająca się właśnie Kortowiada miała na to jakiś wpływ. Zaryzykuję raczej niezbyt odkrywcze stwierdzenie, że słuchanie muzyki schodzi na, nomen omen, psy... No, ale przecież nie dzisiaj i nie tutaj. Kąsała nas prześwietna wataha w składzie sześcioosobowym.


Leszek Winder – gitara. Widziałem go już co najmniej dwukrotnie. W 2009 roku w składzie Śląskiej Grupy Bluesowej świętej pamięci Jana „Kyksa” Skrzeka (to było podczas Bohema Jazz Festival w Olsztynie), a w 2011 roku jako członka zespołu Krzak podczas festiwalu Blues-Folk Meeting w Reszlu.


Jerzy Piotrowski – perkusja. Długie lata sądziłem, że nie uda się go już mi usłyszeć na żywo, ale niedawno wrócił do grania i w zeszłym roku pojawił się w Olsztynie w klasycznym składzie SBB.


Jan Gałach – skrzypce elektryczne. Najmłodszy człowiek tego wieczoru, nie tylko na scenie, ale i chyba w całej Sowie. Robi wrażenie dysonans poznawczy, jakiego doświadczamy słuchając kolejnych żywiołowych solówek i patrząc jednocześnie na niewzruszoną posągową postać, niewykonującą żadnego zbędnego gestu. Czysta praca lewej ręki, czysta praca prawej ręki. Maszyna.


Michał Kielak – harmonijka. Podziwialiśmy go w Sowie całkiem niedawno – 30 listopada 2016 roku wystąpił tu z Kasą Chorych.


Mirek Rzepa – gitara akustyczna. Przez większość utworów prawie nie było go słychać (trudno się przebić akustykiem przez elektryczny skład), ale gdy dostał kilka razy swoje pięć minut, pokazał, że też czuje bluesa. Czuł go również na wspomnianym już koncercie Śląskiej Grupy Bluesowej, gdzie widziałem go jako basistę.


Darek Ziółek – gitara basowa. Godnie dał odpór tym, którzy zawiedli się nieobecnością Krzysztofa Ścierańskiego. Pierwszy raz widziałem, drugie odkrycie wieczoru, obok Jana Gałacha.


Jak zawsze w Sowie ciepło wszystkich przywitał i godnie pożegnał Krzysztof. Dzięki za te koncerty. Do zobaczenia na Partyzancie, na Bukartyku, na...


A kto nie był, niech sobie popatrzy, posłucha i przemyśli swoją postawę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz