piątek, 12 września 2014

Portugalska karma

Być w Lizbonie i nie posłuchać fado, to jak pojechać do Paryża i nie zobaczyć wieży Eiffla. No, nie da się. Widać z każdej strony. W Paryżu wieżę, w Lizbonie fado.

Sklep przy Estação Ferroviária do Rossio (dworzec kolejowy):


Z fado w Lizbonie jest ten problem, że nie wiadomo, które miejsca są turystyczną konfekcją, a które szczerym przejawem miejskiego folku. Da się ten dylemat wykorzystać do reklamy. „Nie jesteśmy turystyczny miejscem, ale zapraszamy”. Klub przy Calçada da Estrela, niedaleko portugalskiego parlamentu. Faktycznie, nie jest to typowe miejsce dla fado.


Fado słucha się na Alfamie. Wiedzą o tym turyści, wiedzą o tym miejscowi (zarówno ci, którzy przychodzą posłuchać, jak i ci, którzy z tego żyją). Plac przed Igreja de Santo Estêvão (kościół św. Szczepana):


Na Alfamie znanych miejsc jest mnóstwo. Za cholerę nie wiem, czy przereklamowane, czy godne swej marki. Np. Dragão de Alfama (Smok Alfamy).


Ale któreś trzeba było wybrać. Pierwsze z brzegu było São Miguel de Alfama. Siwa pani za mną to gwiazda tego klubu.


Gwiazda jak najbardziej zasłużona. Tego wieczora wystąpiło czworo artystów, ale ta zrobiła na nas największe wrażenie.


Młodsze panie wzbudziły nieco mniejsze emocje, fado lepiej brzmi z bagażem doświadczeń. Pani brunetka.


Pani blondynka.


Ale najlepszy kontakt z publicznością nawiązał pan z gitarą. Nawet sobie wspólnie pośpiewaliśmy „Lisboa Menina e Moça” (słowa Ary dos Santos, Joaquim Pessoa i Fernando Tordo, muzyka Paulo de Carvalho) z repertuaru Carlosa do Carmo.


Cały występ dla wytrwałych.


Przepraszam, że to zbanalizuję, ale kluby fado to przeważnie po prostu restauracje z programem artystycznym.


Typowe (o ile takie istnieje) fado to śpiew, gitara klasyczna i gitara portugalska. Oto ta ostatnia:


Żeby bardziej skomplikować – są dwie odmiany gitary portugalskiej. Jednej używają w Lizbonie, drugiej w Coimbrze. Różnią je niuanse (struny 445 mm versus 470 mm). Ta powyżej, skoro wisiała w klubie na Alfamie, zakładam, że jest odmianą lizbońską. Poniżej gruchot z Feira da Ladra (Targ Złodziei). Wygląda na bardziej smukłą, więc może to model z Coimbry. Na zwłoki fendera nie patrzymy.


Na drugie fado wpadliśmy do klubu Bartô mieszczącego się w ośrodku kultury Chapitô, tuż pod Castelo de São Jorge (zamek św. Jerzego).


Bartô to dziwne miejsce, co widać już po wystroju. Oferuje m.in. takie oto miejsca siedzące.


Artyści występują w autentycznym basenie (czy to była kiedyś willa czy szpital?).


Przed nami zatem znów typowy skład fado – śpiewa pani, akompaniuje dwóch panów.


Pani jest bardzo młodą fadistką, ale nie będziemy czekać, aż się zestarzeje, żeby nabrała wiarygodności.


Cały występ.


Z oczywistych przyczyn nie mogliśmy zobaczyć Amálii Rodrigues, spóźniliśmy się kilkanaście lat. Największa fadistka wszech czasów spoczywa w Panteão Nacional, czyli Panteonie Narodowym (Igreja de Santa Engrácia).


Pozostaje jeszcze wyjaśnić sobie, co znaczy fado. Jak to co? To samo, co karma. Każdego kiedyś dopadnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz