Od kilkudziesięciu minut mamy nowego naczelnika ZHP. Ostatnio na serio przeżywałem wybory naczelnika w marcu 1989 roku, czego finałem była mało subtelna refleksja (już nie pamiętam czyja, chyba nie moja): „Czy Druh Grzebyk uczesze harcerstwo?”. Idąc tym tropem, można by równie mało śmiesznie zapytać: „W którą stronę zawiezie nas Druh Woźniak?”
Ale nie uprzedzajmy faktów. Najpierw była wczorajsza debata kandydatów. Debaty w Polsce mają tę tradycję, że nie wszyscy w nich uczestniczą. Harcerstwo, dziecko godne swej ojczyzny, sięga coraz głębiej po te wszystkie zwyczaje. Więc pod bezstronnym okiem hm. Marcina Bednarskiego debatowali hm. Lucjan Brudzyński „Cyryl” oraz hm. Piotr Kowalski „Kowlak”. Gdybym miał czynne prawo wyborcze w tej elekcji (szczęśliwie członkiem Rady Naczelnej byłem ponad 10 lat temu), już wiedziałbym, na którego konia postawić…Następnie były, jak w prawdziwej telewizji, komentarze. Tym razem niekontrowersyjne.
Dzisiejsza Rada Naczelna zebrała się online. Tu już żaden kandydat nie mógł się nie stawić. Więc zaprezentowali się kolejno hm. Lucjan Brudzyński:
Hm. Piotr Kowalski:
Hm. Grzegorz Woźniak:
Przed debatą nie uciekniesz. Wszyscy trzej kandydaci musieli odpowiedzieć na pytania zadawane przez członków Rady Naczelnej.
Było też ciekawe pytanie z naszej chorągwi.
Co sądzę o kandydatach? Prosto z mostu o personaliach to ja waliłem na Konferencji Sprawozdawczo-Wyborczej Hufca Kętrzyn im. Wojsk Ochrony Pogranicza w 1984 roku. Teraz kolejność refleksji dla niepoznaki przypadkowa (podobnie jak przypadkowe są nawiązania do polskiej rzeczywistości politycznej):
- kandydat X, niczym Szymon Hołownia, twierdzi, że jest nową niefrakcyjną jakością,
- kandydat Y, niczym Władysław Kosiniak-Kamysz, mówi, że on to wszystko po gospodarsku ogarnie, pamiętając o wartościach,
- kandydat Z, niczym Grzegorz Schetyna, umie tak gładko powiedzieć, by każdy był przekonany, że się z nim zgadza.
Te moje refleksje nie mają znaczenia, bo przecież wybory władz centralnych w ZHP (jak w większości stowarzyszeń) są pośrednie. Ogłoszenie wyników głosowania Rady Naczelnej:
Wyniki jak w polskiej polityce – ktoś musi wygrać, ktoś musi przegrać, ktoś musi być outsiderem:
- Lucjan Brudzyński – 14,
- Piotr Kowalski – 0,
- Grzegorz Woźniak – 18,
- wstrzymało się – 1.
Ten wstrzymujący się, to pewnie druh, który pytał, jak zagłosować, by nie poprzeć żadnego z kandydatów (czemu nie wystartował?).
Zatem habemus naczelnikam:
Sznur przypiął przewodniczący ZHP hm. Dariusz Supeł.
Wracając do początkowej analogii… Hm. Krzysztof Grzebyk był naczelnikiem na przejściowe czasy (kilkanaście miesięcy 1989/1990), po nim na 10 lat nastąpił hm. Ryszard Pacławski. Wszyscy (?) dzisiejsi kandydaci zapewniali, że chcą być takimi chwilowymi naczelnikami do zjazdu, który zgodnie ze statutową kadencją odbędzie się w tym roku. Tym sposobem 2021 będzie Rokiem Trzech Naczelników. Czy na pewno? A może dwóch? A może, po reakcjach na wybór sądząc, czterech?
Nie jestem czynnie związany z ZHP, jednak jak mogę tak wspieram...
OdpowiedzUsuńPrawdziwe harcerstwo jest w zastępach, załogach (wodniacy),drużynach. Im wyżej tym większa pokusa sprawowania władzy i pycha, która kroczy przed upadkiem. Nikt nie jest idealny, lecz przecież trzeba podążać do ideału. Tym ideałem jest wszak SBS (Służba, Braterstwo, Samorealizacja). Jak obecnie rozwija ruch harcerski? Na jakie stawia ideały? Czy braterstwo i współpraca będzie celem nadrzędnym? Jak dalej będą wspierani drużynowi, przede wszystkim Ci co mają werwę i pociągają swoich rówieśników (często niewiele młodszych). Czy będą rozwijane (na masową skalę w ruchu harcerskim) kompetencje kluczowe, zwłaszcza te miękkie?
Takie zadawałbym pytania obecnemu i przyszłym Naczelnikom oraz instruktorom, którzy będą wybierać "władzę".
I czy ruch wróci do źródła...?
Odwieczny problem ruchu i organizacji ("bazy i nadbudowy", że odwołam się do dialektyki). Niektórzy działają w stowarzyszeniu (ZHP, ZHR, PCK, WSFGiJk, jakimkolwiek) z powodu chęci uczestniczenia w przygodzie lub służbie, inni podniecają się porządkowaniem rzeczywistości organizacyjnej. Wszystko jest dobrze do czasu, gdy nadbudowa służy bazie, wspiera ją, ułatwia działanie. Gdy nadbudowa staje się celem samym dla siebie, mamy do czynienia z oczywistą patologią (z taką może refleksją na marginesie, że uczestnicy tworzący nadbudowę zdobywają bezcenne doświadczenia organizacyjne, które mogą wykorzystać z pożytkiem w strukturach prywatnych lub publicznych, więc może nie wszystko idzie w piach...).
Usuń