Na przygotowanym przez Wojtka Froma sobotnim koncercie Edyty Bartosiewicz czuć było wyraźnie klimat lat 70-tych. Można go było odnaleźć nie tylko w muzyce wokalistki i jej stroju, ale również w samej atmosferze miejsca, gdzie odbywał się koncert. Ustawiona na estradzie kina „Kopernik” aparatura, słuchacze w wygodnych fotelach - dziś takie koncerty ogląda się właściwie tylko na kasetach wideo. A w Olsztynie taki występ odbył się w sobotę. I nie jest to wcale zarzut.
Przed Bartosiewicz miał wystąpić lokalny bard Radosław Ciecholewski. Niestety, zatrzymały go obowiązki w teatrze, co licznie zgromadzona (ponad 600 osób) publiczność przyjęła ze zrozumieniem.Swój pierwszy olsztyński koncert Edyta zaczęła mocnym akcentem – „Get Off of My Cloud” Stonesów, jednym z dwóch obcych utworów w swym obecnym repertuarze. Zaśpiewała większość piosenek ze swej drugiej, i jak na razie ostatniej, płyty „Sen”, poza tym kilka z pierwszego albumu „Love”. I słuchając Edyty naprawdę można było uwierzyć, że to koncert sprzed 20 lat. Wokalistka poruszała się na pograniczu amerykańskiego rocka, bluesa, a nawet rhythm and bluesa i country - w sumie tradycyjnych gatunków. Paradoksalnie najbardziej współcześnie zabrzmiała na koncercie piosenka rzeczywiście stara – „Move Over” Janis Joplin. W ciężkiej, hardrockowej wersji Bartosiewicz utwór ten brzmi jakby powstał w Seattle.
Koncert w sumie udany, choć może z przetrąconą dramaturgią - po kilku przebojach trochę mniej znanych utworów, na koniec oczywiście „Sen”, potem krótki bis, w którym ponownie „Sen”...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz