sobota, 30 września 1995

Czarne okulary w Uranii

To nie był Blues Brothers, ale zabawa była udana. Soultrain's Blues Brothers Band, czyli druga albo trzecia pochodna oryginału.



Zagrali dokładnie to, czego mogliśmy się spodziewać, bo film o braciach Blues znamy na pamięć.

Zlot 50-lecia Chorągwi

Olsztyńscy harcerze obchodzą 50-lecie Chorągwi Warmińsko-Mazurskiej ZHP im. Grunwaldu. Wczoraj rozbili swe namioty w Parku im. Janusza Kusocińskiego, gdzie odbywa się jubileuszowy zlot.

W 1945 r. powstały w Olsztynie dwie chorągwie ZHP - męska i żeńska (tradycje harcerstwa na Warmii i Mazurach sięgają lat 20, jednym z animatorów harcerstwa był Seweryn Pieniężny junior). W odrodzonym po przerwie lat 1949-56 ZHP nie było już rozdziału na męską i żeńską organizację i powołano wówczas jedną Chorągiew Warmińsko-Mazurską. W 1966 r. chorągiew otrzymała sztandar i przyjęła imię Grunwaldu.


Chorągiew Warmińsko-Mazurska ZHP im. Grunwaldu liczy dziś 25 tys. zuchów, harcerzy i harcerzy starszych oraz instruktorów. Działa w 30 hufcach w Olsztyńskiem i Suwalskiem oraz części Elbląskiego i Ciechanowskiego. Od czterech lat jej komendantem jest harcmistrz Wojciech Franusz.
Na jubileuszowym zlocie zjawiło się 600 uczestników. Wczoraj wieczorem odbył się turniej wiedzy o historii Chorągwi Warmińsko-Mazurskiej. Dziś o godz. 9.00 harcerze stanęli na placu przed WSP przy ul. Głowackiego na uroczystym apelu.


O 10.00 w Planetarium rozpoczęła się sesja historyczna „Dzieje Chorągwi Warmińsko-Mazurskiej ZHP”. Tematy referatów: „ZHP w dobie przemian 1990-1995”, „Początki harcerstwa na Warmii i Mazurach do roku 1939”, „Dzieje harcerstwa na Warmii i Mazurach w latach 1939-1945”, „Harcerstwo w latach 1956-90” oraz „Tradycja Grunwaldzka ZHP”. Będzie też mowa o Wojennym Pogotowiu Harcerzy, akcjach programowych chorągwi („Bezdroża”, „Kormoran”, „Perkoz”, „Agroregion”, „Frombork”).
W planie zlotu są również regaty żeglarskie na Jeziorze Krzywym, gra terenowa, koncert w Urzędzie Wojewódzkim. Zlot zakończy w niedzielę msza i apel.

wtorek, 19 września 1995

Scyzoryk otworzył się w Uranii

Kielecki raper Liroy zaśpiewał w Olsztynie dla największej publiczności na swej trwającej od trzech tygodni trasie koncertowej. Scyzoryk wprowadził w niebezpieczny trans ponad 3000 młodych ludzi, którzy zapełnili we wtorek całą Uranię. Tak dużego koncertu rockowego w Olsztynie nie było od wielu lat.

- To pan jest Liroy? - pyta z błyskiem w oku dziesięciolatek, który zobaczył na zapleczu Uranii Bogu ducha winnego Adama z „Gazety Olsztyńskiej” (pomyłkę spowodowała bródka).
Tak, Liroy, najbardziej kontrowersyjny i kasowy zarazem idol ostatnich miesięcy, odbiera młodym ludziom zdolność trzeźwego myślenia. Można śmiało mówić o histerii, jaka ogarnęła kilka tysięcy przeważnie bardzo młodych widzów w luźnych koszulach, czapkach z daszkiem do tyłu i wiecznie opadających spodniach, którzy oglądali koncert Liroya. Wystarczyło, że na scenę wyszedł kolejny ubrany na raperską modłę młody człowiek, tym razem prezenter z radia Wa-Ma (które organizowało koncert), aby fani Scyzoryka zawyli z radości, sądząc, że to ich idol.


Zmieniają się gusty młodzieży. Na scenie obok Liroya widać tylko obsługującego dwa gramofony i magnetofon didżeja oraz dwóch wspierających wokalnie Liroya młodych chłopaków. Oszałamiających świateł też nie ma. To wszystko wystarczy, żeby doprowadzić do prawdziwego amoku kilka tysięcy ludzi. No, potrzebny jest jeszcze hipnotyczny rytm i proste, obrazoburcze teksty.
Publiczność strasznie napiera na scenę, w pewnym momencie nawet ją troszeczkę przestawia, ale agresji nie ma. Liroy lubi publiczność na scenie. W czasie jednego utworu zaprasza nawet kilka dziewczyn, żeby potańczyły razem z nim. Panny są wniebowzięte.
Ale to jeszcze nic. Za kilka minut Liroy wpuszcza na scenę chętnych do rapowania. Olsztyńscy raperzy nie stają niestety na wysokości zadania, bardziej wykazują talent do tańca, niż do skandowania własnych tekstów. - W każdym mieście sprawdzam w ten sposób raperski poziom - mówił po koncercie Liroy.
Koncert jest niedługi, trwa ok. godziny, ale wystarczy, by raperzy się zmęczyli, a nawet potracili głosy. Wyjaśniali potem, że poprzedniego dnia śpiewali na otwartym powietrzu.

piątek, 8 września 1995

Na całym placu młodzież

Piątkowy wieczór na beton-placu przed WSP. Największy od niepamiętnych czasów rockowy spęd w Olsztynie. Impreza nie tylko największa, ale i... najkrótsza. Doskonała zabawa zakończyła się po 1,5 godzinie.



Występ olsztyńskich zespołów – znanego Big Daya i mniej znanej, ale równie dobrej Zarazy, uświetnił zakończenie konkursu Radia Olsztyn „Na całych jeziorach my...”. Wśród kilku tysięcy specjalnych pocztówek, które nadesłali słuchacze radia, Ania Zalewska-Ciurapińska – wokalistka Big Daya, wylosowała jedenaście. Za pierwszą była główna nagroda – 5 tys. zł. Za dziesięć następnych – nagroda pocieszenia. Niestety, na placu nie było żadnej z jedenastu nagrodzonych osób. Główna nagroda trafiła zresztą poza Olsztyn, podobnie jak większość nagród pocieszenia.
Wcześniej jednak zagrała Zaraza. Koncert rozpoczął się punktualnie (w Olsztynie – ewenement), nic zresztą dziwnego, gdyż był jednocześnie transmitowany w Radiu Olsztyn. Ok. 2 tys. widzów przyjęło występ Zarazy życzliwie, choć bez wielkiego entuzjazmu. Sporo było młodych osób, którym bardziej widać przypada do gustu muzyka Big Daya. Grająca ok. 30 minut Zaraza potrafiła jednak w końcu rozgrzać publiczność, a nawet „zmusić” do tańczenia. Zespół swe największe hity (ma już ich sporo), łącznie z „Jestem radio, jestem telewizja”, tym razem wykonane w stylu reggae jako „Jestem radio Jamajka”.
Jeszcze w trakcie występu Zarazy z tyłu sceny pojawiła się Ania Zalewska i rozdawała autografy. Publiczność nie miała kłopotów z dostaniem się do niej, gdyż barierki zasłaniały tylko sam przód sceny. Ochroniarzy nie było prawie widać, było więc naprawdę sympatycznie.
Członkowie Big Daya byli bardzo zadowoleni, że mogli w końcu zagrać w Olsztynie i to dla tak dużej publiczności. Zaczęli od swego pierwszego przeboju – „Mam ich wszystkich”, potem był kolejny utwór z debiutanckiej płyty „W świetle i we mgle” – „Jestem jak wiatr”. Zagrali też sporo piosenek z drugiej płyty „Kalejdoskop” (m.in. „Gdy kiedyś znów zawołam cię”, „C-4” czy „Przestrzeń”).
Gdy pod koniec zagrali „Wild Thing” The Troggs, przypomniał mi się koncert, który przed pięciu laty dawał zespół o nikomu niemówiącej pewnie dziś nazwie The Yahoo. Było to niedaleko – po przeciwnej stronie ulicy, przed planetarium, a koncert oglądało kilkadziesiąt osób. The Yahoo grali wówczas też same standardy („Summer in the City” Lovin' Spoonful, „Light My Fire” The Doors). W The Yahoo grał wówczas prawie cały skład dzisiejszego Big Daya. Kto by pomyślał, że po pięciu latach będą grali w prawie tym samym miejscu dla dwóch tysięcy osób.
Na bis Big Day zagrał jeszcze „Mózgowca” z „Kalejdoskopu” oraz napisaną kilka dni temu piosenkę „Właśnie tak jest”, która znajdzie się pewnie na trzecim albumie grupy, mającym się ukazać na wiosnę przyszłego roku.